niedziela, 4 stycznia 2015

Nathalie

Po wyprowadzce z jednorodzinnego domu nie miałam gdzie się zapodziać. Szlajałam się po różnych zakątkach nie mając żadnego schronienia, a jeszcze powód mojej wyprowadzki! Mój ojciec chlał - nie dało się tego znieść i wytrzymać. Bił regularnie matkę, musiałam się wynieść. Żal mi było jedynie matki lecz odejść musiałam. To było jedynek wyjście by uniknąć tych dramatów. Po dwóch dniach rozglądania się po schronieniach kątem oka dojrzałam z daleka dość przystojnego chłopaka. Uradowana w tej sytuacji podbiegłam do niego. Okazało się że zna miejsce gdzie mogę przenocować, a nawet i zamieszkać. Przyjęłam okazje, zabrałam wszystkie swoje rzeczy i poszłam za nowo poznanym chłopakiem. Wybrałam mieszkanie po czym rozłożyłam moje rzeczy na półki, poukładałam wszystko do szaf i tak zaczął się nowy rozdział w moim życiu.
obrazek

piątek, 2 stycznia 2015

Hannah

Londyn. 8,308 miliona mieszkańców. Tam byłam i jestem nikim. Nie wyróżniałam się zbytnio z tłumu. Ludzie widzieli mnie tylko przez ułamek sekundy i chwilę później nie pamiętali już mojej osoby, gdyż spoglądali na następnych przechodniów. Miałam zwykłą rodzinę od której już dawno się wyprowadziłam. Zatrudniłam się jako tatuażystka w okolicznym studiu tatuażu. Niestety wpadłam w monotonię. Coś czego za wszelką cenę chciałam uniknąć od dnia swoich narodzin. Zostawiłam mieszkanie i wyjechałam z kraju. Założyłam własne studio tatuażu i piercingu w Las Vegas. Poznałam pewną osobę. Mężczyzne który pokazał mi świat rozpusty. Miejsce w którym życie nabierało tempa nocą, gdy w uszach rozbrzmiewał dźwięk silników. Był moim trenerem od boksu. Tak, kochałam tą sztukę walki. Jednak w moim życiu znów musiały nastąpić zmiany. Przez hazard i nielegalne wyścigi miałam problemy z policją. Kolejny raz się wyprowadziłam. Zostawiłam wszystko co miałam i ulokowałam się w Thoughts City. Gdy tylko sprawa o mnie ucichnie wrócę i wszystko będzie tak jak przez te 2 lata wypełnione adrenaliną i ciągłą zabawą.
obrazek

Carolyn

Wysiadłam z błękitnego pociągu, ciągając za sobą dwie czarne, oblepione naklejkami walizki. Postawiłam je między sobą. Zamknęłam oczy. Odchyliłam głowę lekko do tyłu i zaczerpnęłam trochę powietrza. Pociąg ruszył ze stacji, zostawiając za sobą donośną pracę silnika oraz moje wspomnienia... Otworzyłam szybko oczy, czując się jak idiotka. Ukradkowo spojrzałam się wokoło, przecierając czoło. Pojedyncze kosmyki włosów opadły na moje ramiona. Pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę bramy miasta, gdzie czekała mnie nowy rozdział w życiu...
obrazek

Oliwer - Lepsze życie

O poranku, zadzwonili z pracy. Miałem się szybko wstawić na planie, bo coś tam robią i jestem im bardzo potrzebny. Niechętnie wstałem, poszedłem się umyć oraz odświeżyć. Po czym wsiadłem do auta i ruszyłem na plan. Było kilka samochodów przed niem, wszedłem do środka, a ci przywitali mnie radosnym okrzykiem. Coś się stało, jestem pewien!
O: No dobra, nie owijać w bawełnę. Co jest? - spytałem prosto z mostu. Cisza. - Nie po to się zrywałem z łóżka o... - spojrzałem na zegarek. - O szóstej, żebyście teraz milczeli. - uśmiechnąłem się lekko.
Pr: Otóż, dostałeś nową, poważną rolę w nowym filmie! Zombie i Wampiry, będziesz mega sławny! - powiedział podekscytowany. - Ale w Kalifornii. - powiedział z mniejszym entuzjazmem.
Machnąłem ręką. Bardzo się ucieszyłem, poszedłem się spakować, moją kasę oddałem Alanowi, staremu znajomemu. Teraz będę bogaty, więc po co mi to? Wsiadłem w samolot i poleciałem prosto do Kalifornii.
<Oliwer odchodzi z miasta. Swoje monety przekazuje Alanowi.>

Alan - Sąd

Obudziłem się późno, o dziwo przez całą noc nie miałem wezwania. Wstałem mniej więcej o ósmej rano, tak, jak na mnie to późno. Poszedłem zjeść śniadanie oraz nakarmiłem Alexa, który już siedział na kuchennym stole i wyjadał ciastka. Po śniadaniu i porannej toalecie dostałem wezwanie, ech, a myślałem że będzie dzisiaj spokojnie. Wsiadłem z psem do samochodu i pojechaliśmy na miejsce, był już tam prokurator, wziąłem go na stronę.
A: Komisarz Alan z wydziału zabójstw. - podałem mu rękę. - Co się stało?
Jak ja uwielbiam to moje przestawianie się. - zaśmiałem się w duchu.

~~Marek~~
Tym razem sprawa była zagmatwana. Czekałem na policjanta. Z wozu wysiadł młody mężczyzna, czyli przynajmniej będę miał porządnego współpracownika. 
Ma: Dziewczyna, 16 letnia. Podejrzany gwałt, podduszenie, które widocznie nie poskutkowało i w sercu ma wbity nóż. - również podałem mu ręki.
A: Zajmiemy się tym. - powiedział. - Pójdę obejrzeć ofiarę. 
Sprawa była ciekawa i intrygująca, ale za razem przykra, szkoda było tej młodej dziewczyny, ale przecież, gdyby nie było przestępstw to nie mielibyśmy pracy. Widać, że komisarz miał dla mnie jakieś nowe informacje, ponieważ podszedł do mnie z poważną miną.

~~Alan~~
Co to się teraz dzieje. Jebani zboczeńce, nie mogą sobie znaleźć dziewczyny i jak ona się zgodzi, to wtedy poruchać? A nie, ruchają wszystkie jak popadnie. Obrzydliwe. I to jeszcze taka młoda dziewczyna, aż szkoda, kawał życia był przed nią. Nie wiem dlaczego wybrałem tą pracę, ale nie żałuję, przynajmniej w moim życiu coś się dzieje, nie jest w zastoju. Alex człapał u mojego boku, wyjaśniłem Markowi, tak się przedstawił, wszystko co wiem.
M: To co robimy? - spytał.
A: Ja chyba mam co robić. - westchnąłem niechętnie biorąc od drugiego policjanta stertę papierów. - Jak chcesz możesz mi pomóc, a najpierw zadzwonimy do rodziców poszkodowanej.
Postanowiłem dać telefon na głośno mówiący, gdy będziemy rozmawiać, niech zobaczy, jakie to trudne przekazywać takie wieści...

~~Marek~~
W telefonie usłyszałem głos kobiety, była to matka zamordowanej. Komisarz Alan powiedział sztywnym i stanowczym tonem, choć widziałem, że tak naprawdę jest mu bardzo ciężko mówić o biednej dziewczynie. Ten incydent był naprawdę przykry i smutny. 
A: Dzień dobry, z tej strony Komisarz Alan. Mam przykre wieści, pani córka Paulina Aagard ... - w tym momencie się zaciął. - Nie żyje. Została zgwałcona, a następnie zabita. Zwłoki zostaną przewiezione w natychmiastowym czasie. Więcej informacji dowie się pani na komisariacie policji, albo u Prokuratora. 
Kobieta zaczęła głośno łkać, było to naprawdę smutne. 
Matka: Jak to? Paulinka? - powiedziała załamanym głosem.
A: Przykro mi..
Matka: To nie może być prawda!
A: Do widzenia. 
Nie mogłem przesłuchać rozpaczy tej matki, było to kłucie jakby igłami w moje serce. Chciało mi się płakać, ale powstrzymałem łzy. Nie lubię takich zdarzeń, ale przecież to moja praca. Czy tak, czy owak lubię ją wykonywać, właśnie dlatego, że ciągle się coś dzieje. Nie jest to nudna i monotonna robota, w której tylko siedzi się za biurkiem. 
Spojrzałem na komisarza, który chciał coś powiedzieć..

~~Alan~~
To właśnie najgorsze momenty tej pracy. Mimo wszystko, lubię ją i nie zamienię na żadną inną. Wzięliśmy się za wypisywanie papierów, chyba druga najgorsza rzecz w tym zawodzie. No nic, trudno się mówi. Po jakimś czasie skończyliśmy. Podziękowałem Markowi za pomoc i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Było już późno, gdy wszedłem do domu poszedłem się umyć i prosto do łóżka, byłem wyczerpany, chyba przyda się mały urlop. Oj tak, pojadę sobie w ciepłe kraje i będę się godzinami wygrzewał, na zajebistej plaży, gdzie będzie pełno dziewczyn! Może w końcu, przestanę być samotny?

Nikodem - Przestępstwo

Późnym wieczorem wyszedłem z domu. Ubrany w czarne spodnie i czarną bluzę. Twarz miałem zasłoniętą czarną chustą. Szedłem powoli ciemnymi uliczkami. Kilka minut przed północą spotkałem się ze swoimi kolegami. Razem udaliśmy się pod biurowiec. Tam rozdzieliliśmy się. Ja miałem zająć się 10 piętrem. Sprawnie otworzyłem okno. Cicho wszedłem do środka. Od razu wyłączyłem alarm i moi koledzy mogli spokojnie wejść drzwiami. Przemykałem się nie zauważony przez kamery. W końcu dotarłem na odpowiednie piętro. Rozejrzałem się uważnie. Zacząłem szukać odpowiednich dokumentów. Gdy je znalazłem, wrzuciłem je do torby i skierowałem się do wyjścia. Nagle usłyszałem alarm, któryś z tych gamoni musiał się zarejestrować na kamerze. Zacząłem szybko biec. Byłem prawie przy wyjściu, gdy usłyszałem dźwięk radiowozu policyjnego. Tym razem się nie udało, tuż przy wyjściu mnie dorwali. Nie mogłem stracić pozwolenia na zawód, a tym bardziej trafić do więzienia. Trzeba było coś wymyślić...

~~Alan~~
Dostaliśmy sygnały, że w biurowcu na Zachodniej włamali się jacyś mężczyźni. Centrala wysłała tam aż 3 radiowozy, więc musiało być nieźle. Ubrali mnie i dwóch innych w stroje snajperskie i dali nam broń snajperską. Podstawą była kamizela kuloodporna, ponoć byli uzbrojeni. Wsiedliśmy na motory, włączyliśmy syreny i ruszyliśmy na miejsce. Były tam wszystkie 3 radiowozy, które wysłali po chwili dojechał 4. Dwóch policjantów wyszło z budynku, podszedłem do nich.
A: Co jest chłopaki? - spytałem.
K: Został jeden, mieliśmy go, ale się wyrwał. - stwierdził.
A: Idę sam, zostać i ubezpieczać drzwi. - zaleciłem i wszedłem do środka.
W każdej chwili byłem gotowy do strzału, chodziłem po piętrach szukając zbiega. Znalazłem go na 5 piętrze.
A: Do góry ręce! - powiedziałem.
Chłopak załamany rzucił torbę pod moje nogi i poniósł ręce do niego. Zajrzałem do torby, co chwilę spoglądając na chłopaka. Były tam dokumenty o odebraniu prawa do zawodu. Odłożyłem torbę i spojrzałem na niego.
A: Czym się zajmujesz? - spytałem. - I ściągnij chustę proszę. - zrobił to, o co go prosiłem. 
Wiem dlaczego to zrobił, w sumie miał powód, ale nie powinien. Prawo teraz jest cholernie niesprawiedliwe.

~~Nikodem~~
N: Jestem fryzjerem... oraz piercerem. - odwróciłem wzrok od policjanta.
A: Wiesz, że to nie było najlepsze rozwiązanie?
N: No niby tak. Ale co miałem kurwa zrobić, skoro chcieli mi odebrać prawo do wykonywania zawodu... To wszystko przez tego jebanego klienta. Podał mój zakład na policję, bo mu coś nie pasowało.
Policjant słuchał, niby to z zaciekawieniem. Tak naprawdę pewnie słyszał o tej sprawie. 
N: Dobra, lepiej mnie już zawieź na ten komisariat. Przeżyję wszystko. - zrezygnowany spuściłem głowę. Niby to nie w moim stylu, ale czasem tak trzeba. 
Policjant przyjrzał mi się uważnie.
A: Dobra, idziemy. Pogadamy na komisariacie.

~~Alan~~
Chłopakiem zajęli się inni, a ja poszedłem pogadać z kim trzeba. Trochę go rozumiem, ale były inne sposoby aby tego wszystkiego uniknąć. Ale gdyby tamci, nie zabrali mu tego prawa, raczej by tego nie zrobił, choć nie wiem. Nie znam go. Gdy wróciłem na komisariat przebrałem się w strój codzienny, wziąłem Alexa i poszliśmy do pomieszczenia, gdzie przesłuchiwali chłopaka. Ustałem naprzeciw niego.
A: Gadałem z kim trzeba. - powiedziałem. - Wszystko zależy od tego, czy masz czystą kartotekę. - powiedziałem. - Więc? Czysta czy nie? - spytałem.
Jak nic nie powie, to już nie moja sprawa. Jak nie chce sobie życia spierdolić, niech lepiej ma czystą tą kartotekę. 

~~Nikodem~~
N: Heh, raczej czysta.
A: Tak albo nie.
N: No dobra, pewności nie mam. - westchnąłem - Przecież i tak wszystko się wyda na rozprawie.
A: Módl się, żeby była czysta. - wyszedł
Mnie zabrało dwóch policjantów do celi. Miałem tam sobie poczekać do rozprawy, że też musi chodzić o kartotekę. Nie wiem co tam zapisywali. Myślałem, że mi się nie przyda, a teraz proszę, wszystko zależy od niej. Głośno westchnąłem i położyłem się na łóżko. Nic ostrego nie znajdowało się w celi, szkoda, bo teraz by się przydało. Aby rozładować te emocje...
Następnego dnia odwiedził mnie prawnik z urzędu. Musiałem mu wszystko opowiedzieć. On tylko zapisywał wszystko w swoim notatki. Nic nie powiedział o mojej sytuacji i takie tam, tylko poszedł. Znów znalazłem się w celi. Ta cisza doprowadzała mnie do szału. Nagle przyszedł pan policjant.
A: Szykuje się. Zaraz masz rozprawę.
Nie odpowiedziałem mu tylko wstałem i podszedł do krat.
A: Jak coś, ja mam cię na nią doprowadzić. - rzekł i otworzył cel. 
Wyszedłem, skup mnie w kajdanki  i prowadził długim korytarzem w stronę wyjścia. Trzymał mnie za kajdanki, lecz kilka jego palców dotykało moich dłoni. W końcu coś ciepłego, po całej nocy spędzonej w zimnej celi...
Po kilkunastu minutach byliśmy już przed budynkiem sądu. Już mieliśmy wejść, ale Alan nagle się zatrzymał.

~~Alan~~
Nie chciał bym, żeby sobie życie spieprzył. Życzyłem mu powodzenia, wzięli go inni policjanci. Akurat skończyła się moja zmiana, więc poszedłem się przebrać i wróciłem do domu. Po co ja w ogóle tutaj jeszcze siedzę? Moje życie nie ma sensu, nie chcę być samotny do końca życia... zjadłem kolację, oglądnąłem jakiś film i poszedłem spać, następnego dnia miałem wolne, więc wylegiwałem się w łóżku do południa, życie kawalera chyba nie jest najgorsze... ale najlepsze też nie. Posprzątałem w domu, bo był lekki chlew i pojechałem odwiedzić starych przyjaciół, dawno ich nie widziałem. Za kilkoma dziewczynami też się stęskniłem... - zaśmiałem się w duchu.

Huriye - Potknięcie

Po rozpakowaniu przyszła pora na zwiedzanie okolicy. Z  dobrym samopoczuciem wyszłam na klatkę. W miarę szybko schodziłam po schodach. Poszłam do pobliskiego parku. Rozkoszowałam się pięknymi widokami natury. Przysiadłam na chwilę, na ławce. Dużo ludzi mieszka na tym terenie. Nie którzy stali przy fontannie, śmiali się. Inni spacerówki z psami albo z rodziną. Po siedzą łam tak chwilę i podeszłam do fontanny. Jak każdy wrzuciłam do niej monetę i ruszyłam dalej. Moim następnym celem był pasaż handlowy, musiałam poznać tutejsze sklepy.  Przy okazji zorientowałam się gdzie jest cukiernia, restauracje i inne tego typu sklepy. Do domu wracałam około 18. Weszłam na klatkę. Wchodząc po schodach, nagle się potknęłam. Myślałam, że upadnie i coś mi się stanie. W tym momenie poczułam jak ktoś mnie łapie. Podniosła głowę i ujrzałam mężczyznę. Uśmiechnę łam się mimowolnie.
H: Dzięki - rzekłam stając na schodku. 
Ma: Nie ma za co.
H: Wiesz, gdyby nie ty zapewne wylądowałabym w szpitalu.

~~Marek~~
Byłem z siebie dumny, no i zadowolony, że pomogłem takiej pięknej dziewczynie. 
Ma: Nie mogłem pozwolić, aby stała się krzywda takiej pięknej istocie. - uśmiechnąłem się uroczo.
Dziewczyna zarumieniła się. I odpowiedziała uśmiechem.
Ma: Jestem Marek, a ty? - spytałem.
H: Huriye. - odpowiedziała nieśmiało. 
Ma: Skoro jesteś cała, to może masz ochotę wybrać się ze mną na spacer? Albo.. pojedziemy moim samochodem na plażę podobno wygląda jeszcze piękniej nocą... 

~~Huriye~~
H: Dobrze, możemy się przejechać.  - odrzekłam, jak to ja z uśmiechem.
Ma: Tak więc, zapraszam.
Poszliśmy do samochodu Marka. Kulturalnie otworzył mi drzwi. Usiadłam na siedzeniu obok kierowcy, oczywiście. Jechaliśmy w miarę krótko. Na miejscu, ujrzałam naprawdę przepiękny widok gwiazd na niebie...
Wysiedliśmy i stanęliśmy nad brzegiem.
H: Marek, może powiesz mi czym się zajmujesz? - zaproponowałam

~~Marek~~
Huriye wyglądała na przesympatyczną dziewczynę i wyśmienicie mi się z nią rozmawiało.
Ma: Jestem prokuratorem. Ciężka i nieprzyjemna to praca, ponieważ często muszę oglądać zabitych ludzi. - spojrzałem na minę dziewczyny i od razu zmieniłem temat. - Lubisz zwierzęta? 
H: Tak, mam fretkę. - uśmiechnęła się. - A Ty?
Ma: Mam uroczego psiaka. - odwzajemniłem uśmiech. - A Ty czym się zajmujesz? - spytałem.
H: Studiuje psychologię i jestem modelką.
Ma: Jestem pewien, że jesteś najpiękniejszą modelką ze wszystkich. - uśmiechnąłem się kokieteryjnie.

~~Huriye~~
Zapewne się zarumieniłam na jego słowa. 
H: Cóż, w sumie to ty byś się nadawał na modela. Ale wiesz, musiałabym cię najpierw  sprawdzić. - zaśmiał am się. - A tak na serio to fajnie by było kiedyś poznać twojego pieska. - uśmiechnęłam się
Ma: Masz to u mnie załatwione jak w banku. - uśmiechnął się
Ja zdjęłam swój płaszczyk i położyłam na piasku, aby usiąść. Zrobiłam to i nakłoniłam Marka gestem ręki, aby uczynił to samo.
H: A długo już tu mieszkasz?

~~Marek~~
Ma: Nie tak dawno, ale dłużej od ciebie. Jesteś nowa, prawda? - spytałem miłym tonem.
H: Aż tak, to widać?
Ma: Trochę. - uśmiechnąłem się. - A wracając do sprawy psa, może wpadniesz do mnie jutro, po południu? - spytałem. - Niestety, pracuję do 15. - dodałem.
H: Chętnie, jutro i tak nie mam szczególnych zajęć. - uśmiechnęła się.
Na niebie pojawiła się spadająca gwiazda, odruchowo złapałem dziewczynę za rękę, ale natychmiast się pohamowałem. 
Ma: Spadająca gwiazda! Pomyśl życzenie..
Nastała cisza. Wypowiedziałem w myślach życzenie, które brzmiało następująco ,, Chciałbym wreszcie znaleźć szczęście i .. miłość". Po chwili spojrzałem w oczy Huriye i powiedziałem z czułością.
Ma: Nie jest Ci zimno? - powiedziałem to zdejmując z siebie kurtkę i okrywając nią Huriye. 
H: Trochę.
Ma: Odwiozę Cię do domu.
Podała mi swój adres i wsiedliśmy do samochodu. Jadąc podałem jej swój adres, aby przyszła do mnie jutro. Pożegnałem się z nią i wróciłem do domu. Umyłem się i poszedłem spać. Wstałem rano ok. 7. Ogarnąłem się i ubrałem w garnitur. Jak, co dzień pojechałem do pracy. Kilka zleceń o zabójstwo, pobicie i rozwód. Wróciłem do domu. Przyrządziłem podwieczorek i nakryłem do stołu. Potem poszedłem się ogarnąć i ubrać jakoś porządnie. Po chwili zadzwonił dzwonek, poszedłem otworzyć. W drzwiach stała prześliczna Huriye. 
Ma: Witaj piękna dziewczyno o cudownym imieniu. - powiedziałem uroczo. - Wiem.. kiepski ze mnie poeta.

~~Huriye~~
Po powrocie wzięłam szybki prysznic, zjadłam coś i poszłam spać. Rano musiałam iść na parę sesji i dodatkowo na 2 gogodziny na uczelnię. W domu prze brałam się w coś idealnego na odwiedziny kolegi. Zamówiłam taksówkę i pojechałam.
H: Nie przejmuj się. Nadrabiasz czym innym. - uśmiechnęłam się tajemmniczo.
Weszłam do środka i usiadłam przy stole.
Ma: Zaraz podam coś do jedzenia, a ty zapoznaj się z moim pieskiem.
Jak na zawołanie zwierzak przybiera do mnie mer dając ogonem. Zaczęłam go głaskać. Po pewnym czasie przyszedł Marek i ustawił jedzenie na stole.
Ma: Smacznego. - uśmiechnął się i usiadł naprzeciw mnie.

~~Marek~~
Ma: Prawie bym zapomniał. - powiedziałem wstając od stołu.
Poszedłem, po dwie świecie i położyłem je na stole. Zapaliłem każdą z nich i włączyłem nastrojową muzykę. 
H: Kolacja przy świecach, urocza muzyka, jaki romantyczny nastrój. - dziewczyna uśmiechnęła się uroczo.
Ja odwzajemniłem uśmiech. 
Ma: Podoba Ci się? - spytałem łapiąc ją za rękę.
H: Tak. 
Po zjedzonej kolacji zaczęliśmy tańczyć. Później taniec przerodził się w wolny i przytuleni do siebie wirowaliśmy. Zmęczeni opadliśmy na sofę, podałem Huriye kieliszek czerwonego wina. 

~~Huriye~~
Jak to od wina bywa, zaszumiło mi trochę w głowie. Starałam się tego za bardzo nie okazywać. Marek włącżył telewizję. Akurat leciała komedia romantyczna. Z zaciekawieniem patrzyłam w ekran. Zapowiadał się ciekawy wątek. Nawet nie zauważyłam jak powoli opuściła głowę na ramię Marka. W filmie zaczęła się akcja. Główna para poszła na randkę do restauracji. Podniosła głowę i spojrzałam na Marka. Patrzyłam mu prosto w oczy. Jakbym chciała z nich coś wyczytać... Przybliżyłam swoją twarz do jego i pocałowałam go. 

~~Marek~~
Byłem trochę zszokowany zachowaniem dziewczyny, ale nie ukrywam podobało mi się to. Po chwili utonąłem w pocałunku i odwzajemniłem jeszcze bardziej namiętny.
Oderwaliśmy się od siebie, a dziewczyna patrzyła w moje błękitne oczy.
H: Przepraszam. - powiedziała onieśmielona. 
Ma: Za co? - spytałem ze zdumieniem. - Bardzo mi się to podobało.. - uśmiechnąłem się kokieteryjnie.
Pocałowałem delikatnie dziewczynę w usta. Przerodziło się to w coś mocniejszego i bardziej namiętnego. Po chwili oderwałem się i wziąłem głęboki oddech.
Ma: Zostaniesz moją dziewczyną? - spytałem trochę sfrustrowany.

~~Huriye~~
H: Jakby nie patrzeć znamy się od wczoraj... - pomyślałam chwilę - Cóż, raz się żyje. - uśmiechnęłam się - Zgadzam się.
Przytuliłam się do Marka. 
H: To co, ja może zamówię taksówkę i wrócę do siebie.
M: Ale po co. Możesz zostać tutaj. Rano cię odwiozę.
H: Dobrze. - zgodziłam się i pocałowałam Marka.
Następnego dnia, po śniadaniu Marek odwiózł mnie do domu. Umówiliśmy się na obiad do restauracji. Poszłam na uniwersytet. Posiedziałam tak kilka godzin i wyszłam na spotkanie. Po drodze zaszłam do domu i ubrałam się ładniej. Następnie pojechałam do wyznaczonego miejsca. W restauracji już na mnie czekał Marek. Z uśmiechem podeszłam do stolika.

Szymon - Wejściówka

Bardzo wcześnie obudził mnie dzwonek do drzwi, zaspany wstałem i poszedłem otworzyć. Stała tam Julia, gdy mnie zobaczyła, zaśmiała się pod nosem. Zdałem sobie sprawę z tego, że stoję przed nią tylko w bokserkach.
S: Spałem, nie czepiaj się. - uśmiechnąłem się i zaprosiłem ją do środka. - Co cię sprowadza tak wcześnie? - spytałem przecierając oczy ręką.
J: Jak to co? Przecież masz dzisiaj ten koncert no! - rozłożyła ręce.
S: Wiem, ale dopiero o szesnastej kotku. - powiedziałem uśmiechając się.
J: Boshe, zrozumiałam że o dziesiątej. - spuściła wzrok.
S: Chodź kotku, idziemy spać. - zaśmiałem się pod nosem i pocałowałem ją.

~~Julia~~
Była, zaledwie szósta, więc rzeczywiście byłam senna. Choć wolałabym spać u siebie, przecież znamy się nie wiele. Mimo to uśmiechnęłam się tylko i poszliśmy do sypialni. Zdjęłam z siebie ubranie, tak, że miałam na sobie tylko bieliznę. Nie śmiało położyłam się obok niego. Leżałam tak na wznak i myślałam o moim życiu i koncercie. Po chwili poczułam, jak przytula się do mnie Szymon. Objął mnie w pół i położył głowę na mojej piersi. Czułam się trochę skrępowana, ale po paru minutach nawet mi się to spodobało. Przed oczami widziałam ciemność, znużona zamknęłam oczy i odpłynęłam w sen. Spaliśmy tak razem przytuleni do siebie. Obudził mnie pies Szymona, który wskoczył na łóżko i zaczął wyć. Nie chętnie otworzyłam oczy. 


~~Szymon~~
Wstałem jakieś piętnaście minut wcześniej i zacząłem przygotowywać romantyczne śniadanko. Mam nadzieję, że wszystko jej będzie smakować, w wazonik, wsadziłem różę. Poszedłem do sypialni, Julia już nie spała, a Travis leżał obok niej.
S: No świetnie, zdradzasz mnie z moim psem? - spytałem. 
J: Och, to tak jakoś wyszło. - zażartowała.
Zaśmiałem się pod nosem i podałem jej śniadanie, a sam poszedłem się ubrać. Później poszedłem do salonu po wejściówkę dla Julii, wróciłem z nią do sypialni, dziewczyna była już ubrana. Usiadłem obok niej na łóżku i założyłem jej na szyję wejściówkę.
S: Będziesz cały czas ze mną. - uśmiechnąłem się.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko pod nosem, i zaczęła czytać co jest napisane na plakietce.
S: Kochasz mnie? - spytałem.
Chciałem się po prostu upewnić, nie chcę żeby znów stało się to co kiedyś...

~~Julia~~
Spojrzałam w jego błyszczące brązowe oczy i złapałam za rękę.
J: Najbardziej na świecie. - cmoknęłam go w usta.
Chłopak tylko się uśmiechnął, nic nie mówiąc. Widziałam, że coś go trapi. 
J: Może pójdziemy na spacer, rozluźnisz się. - zaproponowałam.
S: Chętnie. - podniósł lewy kącik ust.
Wyszliśmy z Travisem na spacer, moje psy odpoczywały u moich rodziców na wsi. Dzisiaj miałam je odebrać. Wróciliśmy z spaceru o 13. Zostały 3 godziny. Czas ten spędziliśmy razem, ale pojechałam do siebie, aby się przygotować. Ubrałam moją ulubioną sukienkę i szpilki. Następnie przyjechał limuzynom, po mnie Szymon.
J: Skąd masz taką wypasioną brykę? - spytałam będąc już w samochodzie.
S: Załatwił mi ją mój menager. - uśmiechnął się. - Pięknie wyglądasz. - powiedział całując mnie.
Po paru minutach byliśmy na miejscu ...

~~Szymon~~
Julia wyglądała cudownie, nie mogłem się na nią napatrzeć. Gdy dojechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy z samochodu usłyszałem pisk dziewczyn, nie przepadam za tym, później głowa boli. Złapałem Julię za rękę i przepchaliśmy się przez ochroniarzy i dotarliśmy za kulisy. Był tam już mój menager itd.
S: Moja dziewczyna Julia, Julia, moi ludzie. - uśmiechnąłem się.
Wszyscy zaczęli mówić jej "Cześć" itd. Dali mi mikrofon, umieściłem go w uchu a ten mały głośniczek, ustawiłem sobie naprzeciw ust. Po jakimś czasie zacząłem śpiewać, trochę zeszło, ale poszło, ostatnia piosenka została. 
S: A tą piosenkę, dydykuję mojej dziewczynie. - powiedziałem. - Julia, to dla ciebie. - uśmiechnąłem się w jej stronę.
Zacząłem śpiewać najnowszą piosenkę, Hearts, specjalnie dla niej.

~~Julia~~
Czułam, że się rumienię, a moje serce rozpierała radość. Nigdy bym nie pomyślała, że Szymon zrobi coś takiego dla mnie. Gdy zobaczyłam smutną minę tych wszystkich dziewczyn, które usłyszały, że tą najnowszą piosenkę Szymon Walker dedykuje swojej dziewczynie Julii, jeszcze bardziej się cieszyłam. Bardzo go kocham i nie chcę, aby ktoś mi go odebrał. Wsłuchałam się w słowa ostatniej piosenki i linię melodyczną. Utwór był przepiękny. Mogłabym go słuchać i słuchać szczególnie, wtedy, gdy śpiewa dla mnie. Skończył śpiewać wszyscy bili brawa i wiwatowali. Szymon przyszedł za kulisy, gdzie na niego czekałam. Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go mówiąc ..
J: Dziękuję.
S: Nie ma sprawy, dla Ciebie wszystko. - uśmiechnął się.
J: No tak, dla mnie wszystko, a co ja mogę zrobić dla Ciebie? - powiedziałam tuląc się do niego.

~~Szymon~~
Przez to śpiewanie i darcie się do tego mikrofonu, żeby mnie ktoś usłyszał, było męczące. Czy te dziewuchy nie umieją za przeproszeniem, zamknąć tych mord i siedzieć cicho? Najwyraźniej nie. Jak można być z taką dziewczyną, która by cały czas piszczała na twój widok? Nie umiał bym. No dobra, to teraz koncert mam za sobą, jeszcze wyścig za kilka tygodni, trzeba by było zacząć trenować bardziej intensywnie. Trochę się denerwuję, mam się ścigać z tym niepokonanym, każdy kto się z nim ścigał nie wyszedł z wyścigu cało, każdy zawsze miał jakieś obrażenia. Ale dobra, jeszcze nie będę o tym myślał. Hm... co ona może dla mnie zrobić? Właściwie to nic. 
S: Nic, dla mnie wystarczy, że jesteś. - szepnąłem jej do ucha, tuląc.

~~Julia~~
Mam nadzieję, że kiedyś jednak będę mogła dla niego coś zrobić. Było takie zamieszanie, że serdecznie miałam tego dość. Szymek poszedł na wywiady, a ja czekałam na zewnątrz. Za pewne zostawał obrzucany tysiącami pytań przez dziennikarzy. Przed sobą ujrzałam postać mężczyzny.
Dz: Dzień dobry, czy nazywasz się Julia Kowalska. - spytał dziennikarz.
J: Tak. - odpowiedziałam zdziwiona, czego on ode mnie chce?!
Dz: Podobno jesteś dziewczyną Szymona Walkera.
J: Owszem. - odpowiedziałam, a on mnie zaprowadził do jakiegoś pokoju, gdzie były dwa fotele. Coraz bardziej się niepokoiłam. Po chwili do sali wszedł Szymon i usiadł obok mnie. Na przeciwko nas byli dziennikarze. Po całej tej szopce wróciliśmy do domu. Szymon mnie odprowadził. Przed wejście do mojego mieszkania, spytałam ...
J: Zostaniesz na noc? - zaproponowałam.

~~Szymon~~
S: Przecież tobie nie odmówię, ale chodźmy do mnie, proszę. - zrobiłem słodkie oczka.
Julia przewróciła oczami z uśmiechem i kiwnęła głową. Wzięła swoje psy i cuchy i poszliśmy do mnie. Do wieczora posiedzieliśmy pogadaliśmy itd. Później poszedłem się umyć, a zaraz za mną Julia. Ubrałem koszulkę na krótki rękaw i włączyłem telewizję, akurat leciała powtórka wyścigu z tym co ja mam się ścigać, chciałem przybrać jakąś taktykę. Ale niestety, nie dało się. Wyłączyłem telewizor i z lekkim hukiem, odłożyłem pilot na stół i rzuciłem się na łóżko. Kurwa, nie dam rady... nie wiadomo skąd, obok mnie pojawiła się Julia. Usiadła obok mnie i spytała.
J: Co jest? - spytała przytulając się do mnie.
S: A tam... - westchnąłem.

~~Julia~~
Włączyłam telewizor. Tam leciał wyścig samochodowy, szczególnie mnie nie interesuje, ponieważ widziałam go już raz. Domyśliłam się, że Szymon zdenerwował się właśnie przez to. Masując go spytałam z troską.
J: Chodzi o ten wyścig ?
S: Ehe.. - burknął.
J: Nie wpieniaj się tak. - uśmiechnęłam się. - I tak wygrasz!
S: Tsa, będę się ścigał z najlepszymi, więc jak niby mam wygrać, skoro nawet nie mam obmyślonej strategi. - przewrócił oczami, wyłączył grający telewizor i rzucił pilotem.
J: Chciałam być miła, ale, skoro nie, to nie! - spojrzałam się na niego. - Ty zawsze wiesz najlepiej i obstawiasz wszystko na nie! Gdybyś, chociaż raz w momentach dla Ciebie trudnych wysłuchał mnie, przecież zawsze chcę Ci pomóc, zawsze możesz na mnie liczyć, ale ty tego nie zauważasz! Ja wiem, że ty wygrasz ten wyścig, ale oczywiście .. ty mówisz, że przegrasz, a ja jak zwykle nie mam racji! - Poszłam do sypialni i trzasnęłam drzwiami. Byłam na niego wściekła, choćby za to , że zawsze jest sceptycznie do wszystkiego nastawiony, a gdy ja próbuję go wesprzeć, to oczywiście lekceważy mnie. Gdy będzie mówił, że nie to naprawdę przegra. Wystarczy chcieć, a, wtedy wszystko będzie się stawało łatwiejsze i lepsze i na pewno, by nie przegrał... 

~~Szymon~~
Wydaje jej się, że to takie proste, mi nie chodzi o to że chcę wygrać, ja się nie chce po prostu zabić! Ten cały Diablo (tak go nazywają) jest jakiś porąbany, fauluje zawodników kilka metrów przed startem. Niektórzy z życiem nie uszli z tego wyścigu, a niektórzy mieli liczne obrażenia. Ja po prostu chcę żyć, czy to takie trudne? Ostatnio mam masę rzeczy na głowie, bo niektórym, się nie chce nic robić i wszystko zwalają na mnie. "Ooo, Szymuś to zrobi. Taki młody, nie ma co robić" jasne! Mam już dość tego, że wszyscy traktują mnie jak małe dziecko! Wyszedłem na dwór, trochę ochłonąć. Przemyślałem parę spraw. Zawołałem psy do domu, po małej toalecie i weszliśmy do środka. Podszedłem do drzwi sypialni i nasłuchiwałem, cisza. Zapukałem i wszedłem do środka. Spostrzegłem że Julia leży pod kołdrą, usiadłem obok niej na łóżku, i cicho westchnąłem.
S: Przepraszam. - powiedziałem po chwili. - Nie chodzi o to, czy wygram czy nie, mi zależy na tym, owszem ale nie tak, jak tym co mnie promują. Szczerze to ja mam gdzieś to czy wygram czy przegram, startuję dla nich i wygrywam dla nich. Dla siebie tylko dlatego, że to jest fajna zabawa. Karzą mi obmyślać te zrypane taktyki, bo się boją że przegram, a wiesz czemu? - spytałem robiąc małą przerwę. - Bo będę się ścigał z tak zwanym Diabłem torowym, każdy kto się z nim ścigał nie uchodził z toru z życiem, a niektórzy zostawali po prostu ranni. Mówię ci, przez kilkanaście lat, nikt z nim nie wgrał, nikt nie wyszedł z wyścigu cało. Oni srają w gacie, żebym tylko nie przegrał, a ja się boję, żebym się tam nie zabił. - powiedziałem i wstałem. - Dobranoc. - powiedziałem kierując się w stronę wyjścia. - A teraz to jest mi obojętne, czy się rozwalę tam czy na ulicy, bo to mam nieuniknione. - powiedziałem i wyszedłem. 
Położyłem się na kanapę, z oka zleciała mi łza którą szybko otarłem, nie mogę płakać. Po prostu nie mogę, nie stać mnie na to. Tak mi wszyscy wmawiali. Nagle usłyszałem ciche dreptanie, pomyślałem że to Travis, a jednak nie...

~~Julia~~
Nie sądziłam, że te całe wyścigi są, aż tak niebezpieczne. Wiem, że go nie powstrzymam przed udziałem w rajdzie ... Zależy mi na tym, by żył. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby umarł, pewnie bym się zabiła. Nie potrzebnie na niego tak naskoczyłam. 
J: To ja Cię przepraszam, nie potrzebnie tak na Ciebie naskoczyłam.. - powiedziałam cicho.
S: Masz prawo się złościć, ale mi nie chodzi o to, czy wygram, czy przegram. Mi chodzi o to, czy przeżyję, czy zginę.
J: Uważaj na siebie. Bardzo Cię kocham i nie chcę Cię stracić .. Jesteś dla mnie wszystkim. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
S: Ja Ciebie też. I uwierz mi, że na wyścigu i, gdy coś mi się stanie .. będę myślał właśnie o Tobie. - zbliżył i przytulił się do mnie.
J: Zakończmy już ten spór, proszę ... Nie kłóćmy się.
Pocałowaliśmy się i poszliśmy spać. Do wyścigu pozostawało, co raz mniej czasu. Szymon ćwiczył intensywnie i bez przerwy.

Alan - Podejrzane Morderstwo

Dziś obudził mnie telefon, spojrzałem na zegarek obok mojego łóżka. Była godzina 8:00, kuźwa co tak wcześnie!? Odebrałem. Okazało się, że to wezwanie do pracy, no oczywiście. Niechętnie wstałem i poszedłem się ubrać, wziąć prysznic i umyć zęby. Zjadłem szybkie śniadanie. Założyłem czarne jeansy, czerwoną koszulkę i na to skórę, wsiadłem do samochodu razem z Alexem i ruszyliśmy pod podany adres. Byłem tam po około piętnastu minutach, na miejscu była już policja i pogotowie, wysiadłem i ruszyłem ku nim. 
A: Co mamy dziś? - spytałem Leona - patomorfologa.
L: To co zwykle, morderstwo. Zamordowany strzałem w serce i kilka razy dźgnięty w serce, tak jak by sprawca się nad nim wyżywał. Tyle że ciało rzucił w krzaki, tak jak by nie chciał ich ukrywać. - wyjaśnił.
A: Ciosy były wymierzane mocno, więc to raczej nie kobieta. - stwierdziłem. - Jacyś świadkowie? - spytałem.
L: Żadnych. Wydarzyło się to prawdo podobnie gdzieś koło piątej rano najwyraźniej nie tu, bo nie ma żadnych śladów. - westchnął. - Tamta dziewczyna zadzwoniła po nas, idź ją przesłuchać. 
A: Jasne. - powiedziałem i podszedłem do dziewczyny. - Alex, chodź. - zawołałem go. - Komisarz Alan, mogli byśmy porozmawiać? - spytałem.
Dziewczyna kiwnęła głową, odeszliśmy parę kroków od miejsca wydarzeń aby móc na spokój porozmawiać. To wszystko było jakieś podejrzane... 
A: Gdy tam się znalazłaś, ktoś się kręcił przy ofierze, a gdy cię zobaczył uciekł czy coś? - spytałem. - I dlaczego akurat tam szłaś?

~~Isabelle~~
I: Byłam pobiegać, dbam o sylwetkę. - odburknęłam. - Gdy znalazłam się akurat tam, nikogo nie było, cisza, spokój. Nie spostrzegłabym nawet ofiary gdyby nie but wystający z krzaków. Pierw myślałam że to jakiś debilny prank, teraz tyle osób się w to bawi. Wtedy podeszłam, rozchyliłam krzaki, i ujrzałam... no, wiadomo co. - wzdrygnęłam się. 
Chłopak kiwnął w zamyśleniu głową i milczał. Nie powiem, czułam się nieswojo. Wyobraźcie sobie że siedzicie przed policjantem, przed kilkoma godzinami znaleźliście trupa, a dodatkowo chce się wam pić.
I: Mogę dostać szklankę wody? - poprosiłam wzdychając. Chłopak spojrzał na mnie i wstał powoli, po chwili przychodząc z krystalicznie czystą szklanką wody. - Dzięki.

~~Alan~~
To wszystko było dziwne, który morderca zostawia zwłoki w krzakach? Nic mi się tu nie zgadzało, ale gdzieś musiał być klucz. Może on chce, abyśmy go znaleźli? Nie, co ja pieprzę?! Z zamyślenia wyrwał mnie głos dziewczyny.
I: Mogę już iść? - spytała.
Czy może iść? Hm... no nie wiem, raczej tak, o wszystko się chyba spytałem.
A: Tak, ale będziemy w kontakcie, jeśli możesz, zostaw swój numer telefonu. - poprosiłem. 
Nie wiadomo dlaczego Alex przyniósł mi jej telefon, zaśmiałem się pod nosem.
A: Alex, nie wolno. - pogłaskałem go. - Przepraszam. - powiedziałem podając jej telefon.

~~Isabelle~~
Zerknęłam na obśliniony telefon, krzywiąc się lekko. Wzięłam go lekko w rękę i szybko zabrałam się za dezynfekowanie. Spojrzałam z dezaprobatą na psa, jednocześnie mierzwiąc mu sierść na czubku głowy.
I: Spoko. - westchnęłam. Podyktowałam mu mój numer a chłopak skinął głową. Bez pożegnania wyszłam, mając lekko nadzieję że pójdzie ze mną.
A: A co powiesz na kawę? Znam fajne miejsce... - zerwał się szybko z miejsca.
I: Jasne, chętnie. - odpowiedziałam z uśmiechem.

~~Isabelle~~
Nie wiem, coś nie pozwoliło mi jej tak po prostu dać odejść. Na prawdę, nie wiem dlaczego. No nic, wziąłem kluczyki i telefon z biurka, zawołałem Alexa i razem poszliśmy do auta. Otworzyłem dziewczynie drzwi i zamknąłem je za nią, jak na faceta przystało. Ruszyliśmy w stronę kawiarni, przez całą drogę Alex miał łeb na moim ramieniu, jak zawsze, tyle że zawsze siedzi z przodu, obok mnie, teraz musiał odstąpić miejsca.
I: Wszędzie go ze sobą zabierasz? - spytała patrząc się na niego.
A: Jasne, pomaga mi w śledztwach i wiele razy życie mi uratował. - pogłaskałem go.
Dojechaliśmy do kawiarni, zaparkowałem prawie przed drzwiami wejściowymi. Wysiedliśmy, oczywiście otworzyłem jej drzwi. Razem z psem weszliśmy do środka, zajęliśmy wolny stolik. Alex usiadł obok mnie na kanapie, a dziewczyna na przeciw nam. Podeszła do nas pani która przyjmuje zamówienia.
S: Witam, co podać? - uśmiechnęła się do nas ciepło.
I: Ty pierwszy. - uśmiechnęła się do mnie.
A: Ja poproszę Sok Pomarańczowy, a ty Alex? - spytałem go, pies zaczął szczekać. - A dla Alexa ciasto śmietankowe. - poprosiłem. - A ty? - uśmiechnąłem się do niej szarmancko.

~~Isabelle~~
I: Czarną herbatę, najlepiej z miodem i cytryną. - odpowiedziałam, uśmiechając się uroczo.
Kelnerka skinęła głową i poczłapała do nowo przybyłych gości, zostawiając nas razem. Spojrzałam mu prosto w oczy, czując lekkie podniecenie. Chłopak spostrzegł moje spojrzenie a moje policzki pokryły się różowymi plamami. Oh, rumienię się, to coś zupełnie nowego.
A: Jak masz w ogóle na imię? - spytał z ciekawością. - Tak szybko nam zeszło że nawet nie miałem okazji spytać.
I: Isabelle, Isa, Belle. - odpowiedziałam, zalotnie się uśmiechając. 

~~Alan~~
Isabelle, jakie piękne imię. Utkwiło mi w głowie, i cały czas je słyszałem. Dziewczyna o coś pytała lecz nie usłyszałem, ponieważ zahipnotyzowała mnie swoim uśmiechem. Dopiero gdy pomachała mi ręką przed oczami, oprzytomniałem. 
I: Wróciłeś na ziemię? - spytała i cicho się zaśmiała.
A: Co? Tak, tak. - powiedziałem szybko patrząc czy na blat, gdzie podają zamówienia. - Alan jestem. 
Zauważyłem że podali nasze zamówienie, wstałem i wróciłem z tacą. Wziąłem mój sok, Alexowi podałem jego ciasto a Isabelle herbatę. Dużo rozmawialiśmy, po jakimś czasie wyszliśmy z kawiarni i do wieczora łaziliśmy po centrum handlowym, było spokojnie, nie miałem żadnych wezwań. Gdy weszliśmy do uliczki, w której był zaparkowany samochód nagle Isa zginęła, jak wcześniej była koło mnie tak teraz jej nie było. 
M: Obróć się! - krzyknął ktoś.
Po kryjomu wyciągnąłem pistolet i wsadziłem go do rękawa. Powoli się obróciłem, zobaczyłem jakiegoś gościa. Miał w ręku pistolet, trzymał go przy głowie dziewczyny a drugą ręką ją podduszał. Serce zaczęło mi szybciej bić, martwiłem się o nią, a gdy spostrzegłem że płacze rozwaliło mnie. 
M: Uważaj co robisz, bo rozwalę jej łeb! - krzyknął. - Do góry łapy!
Zrobiłem to co kazał, w głowie układałem plan. Widziałem że dziewczyna zaczyna bladnąć, to znaczy że niedługo może zejść. Musiałem szybko działać, szybko wyciągnąłem pistolet z rękawa i strzeliłem mu w ramię. Ten gwałtownie "rzucił" dziewczynę na podłogę i zaczął uciekać. 
A: Mam uciekającego prawdo podobnie mordercę, biegnie w stronę ulicy Poznańskiej, jest uzbrojony. - powiedziałem do krótkofalówki. 
Podszedłem do dziewczyny i klęknąłem przed nią, w dupie że se spodnie pobrudzę. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem, tak bardzo się bałem że coś jej zrobi.

~~Isabelle~~
I: Alan... - wyszlochałam mu w ramię, czepiając się go jak małpka. Chłopak uspokajał mnie kojącym gestem i tulił do siebie jakby nigdy nie miał mnie wypuścić. 
A: Isa, już dobrze. - mówił spokojnym tonem, gładząc mnie po włosach. - Ze mną nic Ci się nie stanie.
Otarłam łzy i przytuliłam się jeszcze mocniej do niego, delektując się zapachem prawdziwego mężczyzny.
I: Dzięki. - wyszeptałam.

~~Alan~~
Uśmiechnąłem się pod nosem i dalej mówiłem uspokajająco póki się nie uspokoiła. 
A: Nie ma sprawy. - szepnąłem. 
Po jakimś czasie dziewczyna odsunęła się ode mnie a ja wstałem i podałem jej rękę aby pomóc wstać. Złapała ją i wstała, zaraz potem puściła. Poszliśmy do samochodu, otworzyłem jej drzwi i zamknąłem gdy wsiadła, po czym sam wsiadłem do środka. Z tych informacji co dostałem, nie złapali tamtego gościa, uciekł. Obawiam się, że on tak łatwo nie odpuści. Może być jeszcze gorzej, muszę jej chronić.
A: Wiesz co... on tak łatwo nie odpuści, nie będziesz miała nic przeciwko jak będę cię pilnował przez parę dni? - spytałem niepewnie, nie wiedziałem jak ona zareaguje. 
Kiwnęła głową i się lekko, prawie nie zauważalnie uśmiechnęła. Wrzuciłem jedynkę i ruszyliśmy pod jej dom, wysiedliśmy i zaprosiła mnie do środka. Wypiliśmy herbatę, a gdy poszła do toalety, wyszedłem na dwór, pora rozpocząć pracę. Usiadłem na schodkach wejściowych i gadałem do Alexa. Tia wiem, dziwne. Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się obok mnie Isa. Obróciłem się do niej.
A: Myślałem że poszłaś spać. - uniosłem lekko lewy kącik ust.

~~Isabelle~~
I: Nie mogłam zasnąć. - odpowiedziałam z zalotnym uśmiechem. Nie wiem co mnie do niego tak przyciągało, działał na mnie jak magnes. Stanęłam lekko na palcach i oparłam się delikatnie o jego tors. Chłopak spojrzał mi prosto w oczy, był bardzo zaskoczony. Po chwili objął mnie w talii i przyciągnął bliżej do siebie. Mrugnęłam zadziornie, złapałam go za rękę i seksownym  krokiem ruszyłam schodami w górę do mojej sypialni. Będąc już w sypialni pchnęłam go lekko na łóżko i pocałowałam, trzymając go za dłonie. 

~~Alan~~
Byłem zaskoczony reakcją dziewczyny, nie sądziłem że ja jej się podobam. On mi tak, ale ja jej? A może nie? No nie no, jak bym jej się nie podobał to by mnie do łóżka nie zaciągała. Sprawiłem że teraz ona leżała na plecach, a ja byłem nad nią.
A: Wyleją mnie z pracy, nie powinienem spać ze świadkiem. - mruknąłem. 
I: Oj tam, oj tam. - mrugnęła.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem. Rano bolała mnie głowa, Isa leżała przytulona do mnie. Nie chciałem jej budzić, tak słodko spała, gdy zmieniła pozycję wstałem i się ubrałem. Po czym położyłem się obok niej. Po chwili znów się do mnie przytuliła.
A: Kotku, przecież wiem że nie śpisz. - uśmiechnąłem się i pogładziłem po policzku a później po ramieniu.

~~Isabelle~~
I: Wiesz, nie wiesz. - mruknęłam zaspana. Lekko otworzyłam oczy i spostrzegłam tasującego mnie wzrokiem Alana. - Nie patrz się tak, zboczeńcu. - zaśmiałam się lekko i przykryłam bardziej kołdrą.
Alan uniósł ręce do góry i wycofał ze łobuzerską miną z sypialni. Przetarłam oczy i wstałam do szafy i ubrałam się w szary zwiewny sweter, czarne, skórzane jeansy i moje ulubione, miękkie, doskonałe na jesień, buty. Wyszłam z sypialni i zastałam Alana robiącego śniadanie.
I: Mhm, nie wiedziałam iż nasz szanowny pan oficer potrafi gotować. - powiedziałam.

~~Alan~~
A: Bo zbyt nie potrafię, nie jem w domu, jedynie śniadania, ale też nie za często. - wytłumaczyłem. 
Przyszykowałem dla niej kanapki z pomidorem, ogórkiem, sałatą i szybką, a do tego kawę, mam nadzieję że trafiłem choć trochę w jej gust. 
I: A ty nie jesz? - spytała biorąc kęsa kanapki. 
A: Nie, nie przepadam za śniadaniami. - powiedziałem. 
Zmierzwiłem ręką włosy, po czym zacząłem je sobie układać. Nudziło mi się.
A: Co dziś porobimy? - spytałem nachylając się nad blatem.
Resztę dnia spędziliśmy razem.