niedziela, 14 grudnia 2014

Szymon - Trzeba się zaprezentować

Obudziłem się późno, dziś nie musiałem iść do pracy, miałem wolne. Wstałem, i urządziłem sobie poranną toaletę. Później sobie zrobiłem płatki, a Travisowi jego ulubione danie, boczek. On już ma taki zwyczaj, że zawsze je ze mną przy stole. Gdy tylko zobaczył że biorę jego miskę, już wskoczył na jego krzesło i zadowolony merdał ogonem. Położyłem jego śniadanie przed nim, a moje przed sobą. Po zjedzeniu oczywiście zdzwoniła mama i jarała się tym, że jej ulubiona klacz Rosa, będzie miała źrebaka. No super, zajebiście, ale po co mi o tym gada od rana? Powiedziałem że mam dużo rzeczy na głowie i się rozłączyłem po pożegnaniu. Nakarmiłem Roya, po czym wsiadłem do samochodu i ruszyłem do sklepu. Planowałem urządzić imprezę, trzeba się jakoś zaprezentować w nowym mieście. Znam parę fajnych chłopaków, a oni powiedzieli, że przyprowadzą swoich znajomych, więc ludzi pewnie będzie. Zrobiłem zakupy, kupiłem takie rzeczy jak chipsy, napoje, hamburgery itd. Po czym wróciłem do domu i zacząłem wszystko przygotowywać, w tym również dom, zrobiłem jeszcze więcej miejsca w salonie, mimo że był duży, odsunąłem kanapę i fotele pod ścianę, a stolik zaniosłem do góry, żeby go nie zbili, matka by się załamała. Wieczorem, złapałem Roya i zamknąłem go w klatce, lepiej żeby nie plątał się między gośćmi, jeszcze mu coś zrobią.
S: Sorry stary, musisz. - pogłaskałem go i zamknąłem drzwiczki od klatki. Na koniec, poszedłem się przebrać. Ubrałem czarne jeansy, podkoszulkę i koszulę. Zabrzmiał pierwszy dzwonek od drzwi, gdy otworzyłem, do mieszkania wszedł tabun ludzi. Złapałem się za głowę, miało być ich kilku, a nie całe miasto... a to jest pewnie tylko grupka Pawła, no dobra, to czekamy na Maćka. Wynająłem też didżeja, na bogato. - zaśmiałem się w duchu. Zapuścił pierwszą muzykę, prosiłem go aby większość utworów było szybkie i skoczne, żeby się nie nudzili. Gdy wszyscy przyszli, zaczęła się prawdziwa impreza, dookoła słychać było krzyki i głośne, dobijające śmiechy. Niestety pojawiła się też wódka i piwo, nie chciałem aby na imprezie był alkohol, bo później zawsze jest jakiś dym, no dobra, może będzie dobrze. Moją uwagę przyciągnęła dziewczyna, śliczna blondynka dokładniej. Zauważyłem że na stoliku zabrakło napojów, wziąłem więc tackę z kolejnymi 50 szklankami różnorodnych napojów. Gdy wracałem na moje miejsce, gdzie stałem od początku, wpadła na mnie dziewczyna i troszkę oblała swoim napojem.
J: O boże, przepraszam! - powiedziała i odłożyła napój na stolik. - To się zmyje, uwierz mi. - powiedziała zakłopotana, próbując wytrzeć moją koszulkę ręką.
S: Spoko, to nic wielkiego. - zaśmiałem się pod nosem, gdy lepiej się dziewczynie przyjrzałem, zdałem sobie sprawę z tego że to ta ładna blondynka. - Szymon jestem. - podałem jej rękę, uśmiechając się.
J: Julia. - odwzajemniła uśmiech i również podała rękę.
Pocałowałem ją w dłoń, jak na faceta przystało, widziałem że się leciutko zaczerwieniła. Odeszliśmy trochę dalej, aby móc normalnie porozmawiać a nie drzeć się do siebie.
J: Super impreza, huczna strasznie. - stwierdziła.
S: Ta, dzięki. - kiwnąłem głową. - Wiesz co? Trochę to wszystko mnie przeraża, myślałem że będzie kilka osób, a tu nagle tłum się zleciał. - zaśmiałem się cicho.
J: Tak bywa. - wzruszyła ramionami. 
Pokiwałem głową i wbiłem wzrok w ziemię, nagle usłyszałem głos tłuczonej szklanki, no zajebiście, zaczęło się.
S: Super, zaczęło się... - spojrzałem na nią, a później ruszyłem przed siebie.
Julia poszła za mną, nie powiem, trochę się ucieszyłem. Weszliśmy do środka mieszkania i przedarliśmy się przez tłum, w kole stworzonym przez innych, wyzywało się dwóch chłopaków, jednego kojarzę, ale drugiego zupełnie nie znałem. Ustałem między nimi i próbowałem rozwiązać spór.
S: Spokojnie. - powiedziałem. 
K: Nie wtrącaj się skurwysynie. - warknął. 
S: Jebie od ciebie wódką. - stwierdziłem. - Spierdalaj stąd. - powiedziałem i pchnąłem go w stronę drzwi. 
Gościu zaśmiał się, dziwnym śmiechem i zaczął się ze mną szarpać, na koniec, rozbił mi szklankę na głowie i wyszedł. Złapałem się za bolące miejsce i poszedłem do łazienki, żeby trochę uśmierzyć ból zimną wodą. Słyszałem że impreza dalej trwała, no dobrze, niech się mną nie przejmują. Westchnąłem pod nosem i kończyłem przygotowywanie worka z lodem. Do pomieszczenia, weszła Julia.
J: Wszystko okey? - spytała jak by zmartwiona.
Oparłem się o ścianę, po czym usiadłem na podłodze. Przyłożyłem sobie woreczek z lodem do bolącego miejsca i cicho, bardzo cicho jęknąłem z bólu.
J: Pokaż to. - westchnęła i kucnęła przede mną.
S: Nie trzeba. - uniosłem lekko lewy kącik ust.

~~Julia~~
J: Pokaż .. - nalegałam.
S: Wszystko jest okey. - odparł, kryjąc ból.
J: Nie musisz ukrywać.. Jeśli masz, choć trochę odwagi, przełam się i nie wstydź się, aby pomogła Ci dziewczyna. - spojrzałam w jego krystalicznie brązowe oczy.
S: No dobrze. - powiedział przewracając oczyma i odkrywając ręką krwawiące miejsce.
Nie wyglądało to dobrze, a czymkolwiek nie wymagało interwencji lekarza. 
J: Gdzie masz apteczkę? - spytałam z lekko zaniepokojona.
S: W łazience. - wskazał drzwi na przeciwko.
Na ścianie wisiała mała apteczka. Drzwi, które ją zamykały nie stawiły oporu i bezproblemowo się otworzyły. Wzięłam z niej bandaż, wodę utlenioną i leki przeciw bólowe. 
Wróciłam do Szymona, który głowę miał we krwi. Uklękłam przy, nim i dokładnie obejrzałam ranę, nie było tam szkieł, więc delikatnie polałam wodą utlenioną. Później owinęłam miejsce bólu bandażem.I przytrzymałam ręką, aby zatamować krwawienie. 
J: Lepiej? - spytałam z troską. 

~~Szymon~~
Kiwnąłem głową na znak "Tak" po jakimś czasie wstaliśmy, przeglądnąłem się w lustrze, ten zakrwawiony bandaż nie wyglądał za dobrze. Postanowiłem go ściągnąć, powoli go odwijałem.
J: Co ty robisz? - spytała zakładając ręce na krzyż.
S: No odwiązuję. - powiedziałem wyrzucając bandaż do kosza. - Przecież z tym nie wyjdę stąd.
Dziewczyna westchnęła i wyszła. No super, zostawiła mnie tu. Również wyszedłem z łazienki i podszedłem do didżeja, żeby zapuścił parę wolnych piosenek, niech se odpoczną. Napiłem się soku, a pod koniec pierwszego utworu, zacząłem szukać Julii. Znalazłem ją, akurat zaczęła się druga piosenka. 
S: Zatańczysz? - spytałem chwytając ją za rękę.

~~Julia~~
J: Tak. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Akurat leciał wolny kawałek. Położył ręce na moich biodrach, a ja na jego barkach. Kręciliśmy się wokół i wirowaliśmy. Taniec przerodził się w przytulany. Trochę się krępowałam, ale bardzo mi się podobało. Taniec był cudowny, a jeszcze cudowniejszy chłopak, z którym tańczyłam. Przypomniały mi się chwile z Alexem, ale to już było i nie wróci. Po za tym życie toczy się dalej, a ja już go nie kocham. Chociaż wątpię, że znajdę miłość z moją przeszłością. Po chwili Szymon zatrzymał się i chciał coś powiedzieć...

~~Szymon~~
Muzyka się skończyła, chciałem coś powiedzieć, lecz darowałem sobie. Zeszliśmy z środka salonu i weszliśmy do kuchni, chwilę rozmawialiśmy a później usłyszeliśmy jakieś krzyki, wyszliśmy da dwór. Jakiś młody chłopak, stał na dachu i chciał skoczyć do basenu, wszyscy mu dopingowali. Mam dość powstrzymywania tych idiotów od robienia głupot, niech se robią co chcą, to już nie mój interes. Przyglądałem się chłopakowi obojętnie, gdy skoczył, odsunęliśmy się o krok, abyśmy nie zostali zmoczeni. Impreza dalej trwała przez około półtorej godziny, wszyscy mi się dokładnie przyglądali, nie rozumiałem o co chodzi. Zaczynałem mieć dość tego gwaru, cały dom mi zdemolują. Wziąłem dwa mikrofony, i przyłożyłem je do siebie tworząc pisk. Inaczej nikt nie zwrócił by na mnie uwagi.
S: Dobra, koniec imprezy, sio! - powiedziałem kierując rękę na drzwi.
Wszyscy zaczęli opuszczać mój dom, gdy wyszli, odetchnąłem. Została tylko Julia. 
S: Nie idziesz do do domu? - spytałem.
J: Nie, pomogę ci ogarnąć. - stwierdziła i kolejna, uważnie się mi przyglądała.
S: Co się tak na mnie patrzysz? - zaśmiałem się pod nosem.
J: Skądś cię znam. - powiedziała mierząc mnie wzrokiem. 
S: Może z telewizji? Szymon Walker. - spytałem.
J: No tak! - powiedziała. - Nie myślałam że cię kiedyś poznam. - uśmiechnęła się.
S: No widzisz. Skoro ty mi pomożesz ogarnąć, to ja cię odwiozę do domu, okey? - odwzajemniłem uśmiech.

~~Julia~~
Odwzajemniłam uśmiech. Dom był w opłakanym stanie, wszędzie był syf. Zaczęłam od salonu, gdzie wszędzie walały się butelki, po wódce i puste puszki, po piwie. Zaczęłam je zbierać i upychać w koszu, który był przepełniony śmieciami. Po godzinie salon lśnił czystością. Zostało jeszcze tylko kilka pomieszczeń. 
S: Nie musisz mi pomagać. - powiedział, widząc, że jestem zmęczona.
J: Ale chcę. - uśmiechnęłam się. - No zostało nam kilka pomieszczeń, bierzmy się do pracy! - powiedziałam zachęcająco.
Niestety, aż tak do pracy mi się nie paliło, ale chciałam pozostawić, po sobie dobre wrażenie. Szymon ogarnął kuchnię i łazienkę. Później razem wzięliśmy się za ogród. 
Było z tym najwięcej roboty. Szymon musiał przeczyścić basen, po tym idiocie, który rozwalił sobie tam głowę. Scena ta była dramatyczna, wszędzie było pełno krwi i woda była cała zakrwawiona. Skończyliśmy sprzątać nad ranem, później zmęczeni usiedliśmy na kanapę.

~~Szymon~~
Nie myślałem, że te sprzątanie zajmie nam tyle czasu. Gdybym sprzątał sam, założę się że do popołudnia bym tego nie zrobił. Byłem jej wdzięczny.
S: Chcesz zostać na noc, czy mam cię odwieźć? - spytałem.
J: Jeśli możesz, to odwieź. - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech. Wstaliśmy i poszliśmy do samochodu, odwiozłem dziewczynę. A gdy wróciłem sam położyłem się spać. Następnego ranka wstałem o dziesiątej, ubrałem się i zrobiłem sobie poranną toaletę. Później nakarmiłem Travisa oraz Royala i sam zjadłem śniadanie. Później wyszedłem do garażu, wyprowadziłem motor i się "bawiłem" gazowałem go, uwielbiam ten dźwięk. Niechcący nacisnąłem pedał gazu i ruszyłem do przodu, nie będąc na to przygotowany, kawałek dalej, a dokładniej tuż za bramą padłem na glebę. Trochę sobie starłem dłonie, szorując nimi po asfalcie. Niespodziewanie obok mnie pojawiła się Julia. 
J: Nic ci nie jest? - spytała kucając przy mnie.
S: Nie, wiesz, tak sobie leżę. - powiedziałem. - Wyspałaś się? - spytałem.
J: Tak, dobra, wstawaj bo cię samochód jakiś rozjedzie. - powiedziała.
Westchnąłem i wstałem, wziąłem motor i wprowadziłem go na działkę, zaprosiłem dziewczynę do mnie. Weszliśmy do mieszkania, Julia była ze swoimi psami, do których od razu przybiegł Travis.
J: Nic im nie zrobi? - spytała, chodziło jej o rasę.
S: Nie, to że taka niby groźna rasa, to nic nie znaczy. Jest potulny jak aniołek. - uspokoiłem ją, kiwnęła głową. Weszliśmy wgłąb domu, tuż nad naszymi głowami, przeleciał Roy. Dziewczyna krzyknęła. - Nie bój się go, oswojony. - powiedziałem wyciągając rękę, orzeł usiadł na nią, jak zawsze. - Pogłaskaj. - uśmiechnąłem się.

~~Julia~~
Spojrzałam na ptaka, delikatnie przejechałam ręką, po jego piórach. Miał lśniące i śliczne pierze. Głaskałam orła, a ten siedział na moim ramieniu. 
J: Śliczny orzeł. - powiedziałam nie odrywając wzroku od ptaka. - Ty to masz dar oswajania zwierząt. - powiedziała zachwycona ptakiem.
S: Eee .. tam. - machnął ręką. - Chcesz coś do jedzenia? - zaproponował.
J: Poproszę. 
S: Mogą być lody truskawkowe? - spytał.
J: Trafiłeś.. To moje ulubione danie. - uśmiechnęłam się.
S: Potrafię czytać Ci w myślach. - zażartował i poszedł do kuchni.
Po chwili wrócił z dwoma lodami. Latem przyjemnie jest się tak ochłodzić. 
S: Proszę. - uśmiechnął się.
J: Jaki dżentelmen. - powiedziałam liżąc loda.
S: Czym się zajmujesz? - spytał, za pewne chciał poznać mnie bliżej.
J: Studiuję Pedagogikę i Filologię Polską, a ty? 
S: Jestem Rajdowcem Wyścigowym i Wokalistą.
J: To stąd Cię znam. Zaśpiewasz mi coś? - spytałam z nadzieją, że usłyszę jego cudowny głos. 

~~Szymon~~
Spuściłem wzrok na dół, niezauważalnie wziąłem pilot od sprzętu z muzyką i włączyłem. Zaczęła grać moja najnowsza piosenka.
S: Lanzalo. - powiedziałem tytuł piosenki. - Najnowsza. Zaraz wrócę.
Poszedłem do kuchni i przyniosłem nam soku pomarańczowe w dużej szklance. Usiadłem znów obok dziewczyny i dałem jej jedną szklankę.
S: Niedługo będzie koncert, jak chcesz, załatwię ci wejściówkę gdzie tylko będziesz chciała. - uśmiechnąłem się.
Napiłem się soku, i skierowałem wzrok na dziewczynę.
J: A co będziesz śpiewać? - odwzajemniła uśmiech.
S: Głównie kazali mi się skupić na tej i na nowej, która jest w trakcie przygotowań. I tam jeszcze parę sprzed tygodnia. - wytłumaczyłem. 
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, niechętnie wstałem i poszedłem tam. W wejściu stał kurier, odebrałem paczkę, podpisałem co trzeba i wróciłem do Julii.
J: Co to? - spytała z zaciekawieniem i przysunęła się bliżej mnie.
S: Nie wiem, coś od ojca. - powiedziałem i zacząłem otwierać paczkę, był tam nowy, najlepszy, najnowocześniejszy wymyślony przez ojca, telefon. - A no tak, miał mi przysłać nową bo uważa, że moja jest już stara. A ma niecały miesiąc. - zaśmiałem się pod nosem. 
J: Skąd on wziął taki zarąbisty telefon? - spytała biorąc go do ręki.
S: Mój ojciec produkuje takie, ma własną firmę. Jak chcesz, mogę ci załatwić za darmo. - uśmiechnąłem się.

~~Julia~~
J: Serio? - spytałam z uśmiechem.
S: Pewnie! - odwzajemnił uśmiech.
J: Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - spytałam.
Chłopak wbił wzrok w ziemię, a ja przybliżyłam się do niego.
J: Dziękuję.
Powiedziałam przytulając go. Widać, że był trochę zdziwiony, ale mam nadzieję, że mu się to podobało, tak jak i mi.
S: Mam niespodziankę. - powiedział. - Ale musisz ze mną gdzieś pojechać. 
J: No dobrze. - uśmiechnęłam się.
Wsiedliśmy do jego samochodu, była to wyścigówka, a raczej kabriolet. ,,Dobrze mu się powodzi, ale czy jest szczęśliwy z tym bogactwem?" - pomyślałam w duchu.
Jechaliśmy kilka długich minut. 
S: Zamknij oczy. 
Wysiedliśmy, a on zakrył mi oczy swoimi rękoma. 
S: Nie bój się, ze mną Ci nic nie grozi, możesz czuć się bezpieczna. - powiedział z czułością.

~~Szymon~~
Podeszliśmy bliżej krawędzi, odsłoniłem jej oczy i chwyciłem za rękę, aby nie zrobiła kroku w przód i nie spadła na dół. Naszym oczu ukazał się rozległy krajobraz. Plaża, zachód słońca, może. - jednym słowem cudownie. 
J: Wow, jak tu pięknie. - powiedziała z niedowierzaniem. - Skąd znasz to miejsce? - spytała.
S: Jak trenowałem, to się znalazło. - uśmiechnąłem się.
Usiadłem na krawędzi klifu, tak, że nogi mi zwisały. Podałem dziewczynie rękę, aby też usiadła. Chwyciła ją, i chwilę później była koło mnie. Siedzieliśmy tam kilka naście minut i rozmawialiśmy, gdy zaczynało się ściemniać, postanowiliśmy iść do kina, na jakiś fajny film. Wstałem i pomogłem jej. Gdy doszliśmy do samochodu, Julia zatrzymała mnie chwytając za rękę.
J: Zaczekaj chwilkę. - powiedziała wbijając wzrok w ziemię. 
S: Co jest? - spytałem zdezorientowany. 
J: Spójrz w prawo. - poprosiła, zrobiłem to, co kazała. - Dziękuję. - szepnęła i zrobiła krok do mnie.

~~Julia~~
Utonęłam w pocałunku, czułam jak mocno mi bije serce w piersi. Zrobił to specjalnie, ale od kąt go poznałam o tym marzyłam. Mimo, iż pocałunek był wspaniały i wymarzony oderwałam się od niego.
J: Kochasz mnie? - spytałam patrząc mu w oczy.
S: Tak. - powiedział przybliżając się do mnie, ale ja się cofnęłam.
Przypomniały mi się chwile z Aleksem i w moich oczach pojawiły się łzy.
J: Chcesz być ze mną? 
S: Kocham Cię, ale dlaczego płaczesz? - spytał zmartwiony.
Gdy już znajdę kogoś, wszystko musi być popsuć! Przez moją przeszłość, a ja tak nie chciałam!
J: Byłam prostytutką, kiedyś tak zarabiałam na życie! - powiedziałam, gdyż nie mogłam dusić w sobie tego bólu. - Wolę, żebyś poznał najgorszą prawdę, niż żył z kobietą, której nie znasz! I, co teraz to uczucie wygasło?! - powiedziałam rozpłakana.
Wyrwałam się i zaczęłam biec w stronę urwiska. Szymon złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Delikatnie pocałował mnie w usta.
S: No i co z tego? - spytał. - Niech przeszłość pozostanie przeszłością, a teraźniejszość teraźniejszością. - uśmiechnął się i otarł mi z twarzy łzy. - Kocham Cię nie zależnie od tego kim kiedyś byłaś, ważne, że już tego nie robisz. A moje uczucie do Ciebie jest silniejsze od najgorszej prawdy. 
Byłam zszokowana, ale w sercu czułam radość. Chciałam krzyknąć na cały głos, jak bardzo się raduję, ale...
J: Kocham Cię, nawet nie wiesz jak bardzo.. - powiedziałam tylko to...

sobota, 13 grudnia 2014

Szymon

Urodziłem się w dużym mieście, w Hiszpanii, a dokładnie w Barcelonie. Miałem brata, można by powiedzieć że bliźniaka - Maksa. Ojciec miał własną firmę, która produkowała różnego rodzaju telefony, tablety, konsole czy komputery, najlepszej jakości. A matka prowadziła własną stadninę, była instruktorką jazdy konnej i dalej nią jest. Rodzice byli strasznie nadopiekuńczy, cokolwiek sobie zamarzyliśmy, to dostawaliśmy. Trochę było to uciążliwe, gdyż w szkole nazywali nas rozpieszczonymi bachorami. Nie przejmowałem się ich opinią, do teraz tak jest. Ojciec zawsze chciał, abym przejął firmę, gdy mu się zejdzie. Lecz ja chyba się do tego nie nadaję. Na 19 urodziny rodzice kupili mi dom w mieście "Thoughts City" gdyż uważali, że już czas, abym wydoroślał, przestał zajmować się tylko kolegami, a wziąć życie we własne ręce. Nie było sensu się sprzeciwiać, nie miałem po co, a poza tym od zawsze chciałem mieszkać sam. Następnego dnia rano wsiadłem w prywatny helikopter ojca i polecieliśmy do mojego nowego domu.
obrazek 

Nikodem

Pochodzę z Los Angeles. Tam wychowywali mnie rodzice, tak jak każdy swojego syna. Gdy poszedłem do gimnazjum, tamtejsze towarzystwo sprawiło, że zostałem tak zwanym "emosem".  Wagary, alkohol, papierosy to było u mnie na pożądku dziennym. Jednak udało mi się ukończyć szkołę z, o dziwo najlepszymi wynikami. Następnie poszedłem do technikum fryzjerskiego. W między czasie uczyłem się piercingu. I tak oto zostałem Fryzjer em i piercerem. Wtedy to moi rodzice uznali, że muszę zacząć radzić sobie sam i kupili mi mieszkanie w Thoughts City.
Obrazek

Izabela

Urodziłam się w Kolumbii w mieście Barranquilla. Skończyłam szkołę, gimnazjum i tak zleciało aż do mojej osiemnastki. Nudziło mi się w moim rodzinnym mieście. Wszystkie kawiarnie, kina. Żyłam codziennością do puki nie zostałam wokalistką.
Od wieku piętnastu lat ciągle wyjeżdżałam, aż w końcu teraz zabrakło tu dla mnie miejsca. Gdy tylko wyszłam na ulicę słychać było podniecone okrzyki moich fanów. W domu też nie miałam spokoju. Mnóstwo wiadomości, kwiaty na wycieraczce i pukające dziewczyny domagające się autografu. Siedziałam teraz przy laptopie i gorączkowo szukałam w internecie miejsca gdzie mogłabym się przeprowadzić. Po kilku godzinach szukania znalazłam. Kupiłam pokój i zarezerwowałam lot samolotem. Nazajutrz moje rzeczy wszystkie czekały przy drzwiach w walizkach i torbach. Przeprowadzałam się do Thoughts city. Byłam podekscytowana. Dokładnie sprawdziłam gdzie leży to miasto a teraz grzebałam w torebce szukając telefonu. Gdy go znalazłam zadzwoniłam do rodziców aby im oznajmić o mojej przeprowadzce. Po chwili pędziłam do autobusu by zdążyć na lot. Godzinę później siedziałam wygodnie w samolocie. Leciałam kilka godzin, aż w końcu głos z głośnika oznajmił, że lądujemy. Ta chwila dłużyła mi się niemiłosiernie. Wreszcie wyszłam taszcząc walizki i torby udałam się do dzielnicy 2 gdzie czekał mój domek. Jedno zmartwienie mnie nękało, czy mój pies już tu jest czy też nie. Moja mama była gdzieś w okolicy z moim psem więc poprosiłam by przetransportowała Arcadie do mego mieszkania na dwunastą w południe. W tedy bowiem samolot miał wylądować. Szłam spiesznym krokiem, by mama nie czekała na wycieraczce. Gdy dotarłam ona czekała przed budynkiem. Zaprosiłam ją na chwilę lecz ona pokręciła głową i oznajmiła, że musi już jechać. Zaczęłam się rozpakowywać, potem wyszłam na spacer z psem. Tak minął mi pierwszy dzień w tym cudownym mieście.
obrazek

czwartek, 11 grudnia 2014

Marek - Spotkanie

Bardzo spodobało mi się to miejsce, choć jestem tu od nie dawna. Kolejny dzień zapowiadał się dobrze. Wstałem, umyłem się i ubrałem. Po drodze do pracy wstąpiłem do jakiegoś baru i zamówiłem Hamburgera na wynos, po czym udałem się w chaotyczny ciąg pracy. Dzisiaj miałem sprawę o zabójstwo pewnej kobiety, historia ta wzruszyła nie tylko mnie. Oskarżony dostał 25 lat więzienia. Wracałem do domu na pieszo, idąc ulicą spotkałem jakąś miłą z wyglądu dziewczynę, która wyraźnie miała jakiś kłopot. Podszedłem do niej i z zamiarem pomocy, spytałem się jej, czy coś się stało..

~~ Maggie~~
Miałam dzisiaj meczący dzień. Wracałam do domu. Nagle jakiś mężczyzna podszedł do mnie.
Ma: W czymś pomóc? - uśmiechnął się przyjaźnie.
M: Nie, dziękuje. - odwzajemniłam gest. - jestem tylko trochę zmęczona.
Podziękowałam i poszłam w stronę domu. Nakarmiłam Yvo i poszłam z nią na spacer. Na spacerze spotkałam Aleksa. Chwile z nim pogadałam, a potem wróciłam do domu. Potem zrobiłam sobie mrożoną kawę i poszłam na balkon.

Alice

Jak myślisz, dlaczego jestem taka słaba? Dlaczego tak łatwo płaczę? Odpowiedź jest prosta: moje życie jest wieczną męczarnią. Rodzice wywalili mnie za drzwi, kiedy ukończyłam 6 rok życia. Piękny prezent urodzinowy. Urodziłam się w zimie, więc na dworze padał gęsty śnieg, a mróz ściskał gardło. Przygarnął mnie osiedlowy dom dziecka. Byłam tam najsłabszym ogniwem: wiecznie bita, płaczliwa dziewczynka. Wraz z wiekiem stawała się coraz sprytniejsza. Większość chłopców była na tyle mądra, żeby stawać poza moim zasięgiem. Gdy skończyłam 18 lat nareszcie wypuszczono mnie z tego piekła. Zaciągnęłam się na studia artystyczne, stypendium pozwoliło mi na wynajęcie mieszkania. Wybrałam Thoughts City. Warunki życiowe są tu dość przyzwoite, a cena nie jest taka wysoka. Więc zamieszkałam tu.
obrazek

Huriye

Wstałam rano, zjadłam śniadanie i udałam się na zakupy. Powinnam przecież mieć coś nowego. Jak zwykle poszłam do h&m. Wyszłam ze sklepu z dwiem torbami ciuchów. Z uśmiechem na twarzy wróciłam do domu. Po obiedzie rodzice zaprosili mnie na rozmowę. Razem uznali, iż powinnam już zamieszkać sama. Nawet znaleźli dla mnie mieszkanie. Niewiarygodne! Jednak po chwili się uspokoiłam i z uśmiech oznajmiłam, że się zgadzam. Już następnego dnia rano byłam w nowej dzielnicy. Z zachwytem przyglądałam się różnym domkom i blokom. Gdy weszłam do swojego bloku, minęłam paru nowych sąsiadów. Uśmiechem odpowiadałam na ich ciepły, powitalny uśmiech. Weszłam do swojego mieszkania. Wzięłam się za rozpakowywanie.
obrazek

niedziela, 7 grudnia 2014

Aleks - Pomyliłem się

Od kąt dowiedziałem się prawdy o Julii, nie mogłem spać. Więc ona mnie zdradzała? A ja kurwa taki zazdrosny byłem. Ubrałem kąpielówki oraz koszulkę. Dziś był pochmurny dzień, nie jedząc śniadania wziąłem Tornado na smycz i razem poszliśmy na plażę. Gdy tam dotarliśmy, spuściłem psa ze smyczy, od razu pobiegł do wody. Ja usiadłem na piasku i wpatrywałem się w wodę. Nagle koło mnie pojawiła się Viv.
V: Hej. - powiedziała radośnie.
Podniosłem wzrok i siedziałem chwilę cicho.
As: Cześć. - powiedziałem bezbarwnie.

~~Vivanne~~
 Przyszłam dzisiaj na plażę, ponieważ był piękny. Słońce mocno, prażyło ani jednej chmurki na niebie a woda taka przejrzysta. Gdy dotarłam na plażę zdjęłam buty i przechadzałam się skrajem piasku i wody. Szłam tak około 10 minut i nagle zobaczyłam smutnego Aleksa.
V: Co się stało? - usiadłam obok niego.
As: Eee... - robił dołek w piasku. - No nic się nie dzieje.
V: Nie myśl, że ci to ujdzie sucho. - przytuliłam się do niego - Opowiadaj co się dzieje.

~~Aleks~~
 Nie przeszkadzało mi to, że się do mnie przytuliła, wręcz przeciwnie, poczułem się odrobinę lepiej. Westchnąłem. Powiedzieć jej? Dziewczyna szturchnęła mnie w ramię, oczekując szczerej odpowiedzi.
As: Dowiedziałem się, że moja dziewczyna jest prostytutką. - powiedziałem niepewnie.
Spojrzałem na nią ukradkiem, zatkało ją, było to widać. Właśnie, mnie też cholernie zatkało.

~~Vivanne~~
 Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam kompletnie zmieszana. Ale w głębi duszy także cieszyłam się, ponieważ mam teraz pole manewru aby go zdobyć. Byłam uradowana, ale jak patrzyłam się na smutnego Aleksa aż mi się serce kroiło.
V: O jejku. To straszne. - przytuliłam chłopaka.
As: Ja nie wiem jak ona mogła to zrobić?! - chłopak był zdenerwowany.
V: Widzisz. Ale wiesz masz jeszcze mnie. - uśmiechnęłam się ukratkiem.

~~Aleks~~
 As: Tia... - powiedziałem przesypując piasek z dłoni na dłoń.
Wstałem z ziemi i otrzepałem się z piasku, podałem dziewczynie rękę, aby pomóc jej wstać. Chciałem się tym wszystkim nie przejmować, tylko myśleć o tym co jest TU i TERAZ. A nie o tym, co BYŁO.
As: Idziemy na spacer? - zaproponowałem uśmiechając się kokieteryjnie biorąc ją za rękę.
Chyba powoli mi przechodzi, Viv dobrze na mnie działa. - zaśmiałem się w duchu.

~~Vivanne~~
 Bardzo podnieciło mnie to, jak Aleks wziął mnie za rękę. Czułam, iż na pewno będziemy razem!
V: Pewnie. - Popatrzyłam na jego głębokie czarne oczy i ruszyliśmy.
Szliśmy brzegiem plaży. Nie mówiliśmy nic do siebie, ale czułam, że było romantycznie. Nie wiem czy ja mu mam wyznać, że pasuje,y do siebie czy on. No nie wiem. W końcu Aleks zatrzymał nas.
As: Viv, muszę ci coś powiedzieć. - chłopak wziął mnie za dwie ręce.
V: Tak? - czułam się, jak w niebie.

~~Aleks~~
 Westchnąłem i wpatrywałem się w piasek, zastanawiając się, jak powiedzieć to, co chciałem powiedzieć. W końcu podniosłem wzrok i spojrzałem jej w oczy, był piękne, jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć? Chyba byłem tak zaślepiony Julią, że nie widziałem nic poza nią.
As: Nie wiem jak to powiedzieć... - lekko uniosłem lewy kącik ust. - Gdyby nie ty, pewnie dalej bym tam siedział i gapił się w te fale. Dziękuję.
Widać było, że dziewczyna nie to chciała usłyszeć. Ale co? No dobra, może się później dowiem. Zaproponowałem lody w stoisku, które było parę metrów od nas.

~~Vivanne~~
 Szczerze, czekałam na inne słowa, ale co mam zrobić? No nic nie mogę. To tylko jego wola, nie moja. Zgodziła się na lody. Poszliśmy do stoiska. Aleks zamówił waniliowe a ja czekoladowe. Usiedliśmy na ławce w pobliżu stoiska. Chmury nad nami znikały i przez nie przedzierali się promienne słońce. Właśnie skończyłam jeść loda. Aleks także.
V: Lubisz sie opalać? - zapytałam.

~~Aleks~~
 As: Nie. - skrzywiłem się. - A ty? - spytałem.
Nie otrzymałem odpowiedzi, no trudno. Trzeba się domyślać. Jak ja to lubię... Gdy skończyliśmy lody, postanowiłem się trochę zabawić.
As: Kto pierwszy w wodzie, ten dostaje buziaka. - powiedziałem ściągając koszulkę.
Zacząłem biec przed siebie, prosto do wody. Usłyszałem śmiech dziewczyny, również zaczęła biec. Wygrałem. Przez jakiś czas pływaliśmy, po czym wyszliśmy z wody. Gdy nieco wyschliśmy, założyłem na siebie koszulkę. Viv patrzała na mnie, jak by mówiła "Po co to kurwa ubrałeś!?" Zaśmiałam się w duchu.
As: Noo, to co z moją nagrodą? - uśmiechnąłem się kokieteryjnie.
Nastawiłem policzek, a gdy ta się zbliżyła i była wystarczająco blisko, odwróciłem głowę powodując prawdziwy pocałunek. Tak, zrobiłem to specjalnie.

~~Vivanne~~
 Byłam nieco zdziwiona posunięciem się Aleksa. Nie wiedziałam, że jest on taki romantyczny. Teraz jest następny krok. Jak mamy sobie powiedzieć, że do siebie pasujemy? To chyba będzie trudne. Pocałunek trwał dłuższą chwilę. Potem szepnęłam Aleksowi do ucha ,,Kocham cię'' i poszliśmy już w stronę mojego domu. Szliśmy powolnym krokiem. Nie odstąpiłam Aleksa nawet na krok. W końcu dotarliśmy na miejsce.
V: Może wpadniesz do mnie? - zapytałam romantycznie.

~~Aleks~~
Kiwnąłem obojętnie głową, weszliśmy do środka. Mieszkanie dziewczyny było mniejsze od mojego, powiedział bym że dużo mniejsze. Ale nie liczy się wielkość. Dobra, co ja pierdole? Nie ważne. Dziewczyna posadziła mnie na kanapie, po czym usiadła obok. Czułem napięcie, które wisi między nami, dziwne.
As: Idziemy do mnie? Albo do kina, albo do McDonalda? - zaproponowałem. - Bo wiesz, no tak. - westchnąłem. - Boże, co ja pierdole? - zaśmiałem się pod nosem i złapałem za głowę. Dziewczyna się zaśmiała. - To jak, idziemy?

~~Vivanne~~
 Chłopak wydawał się zmieszany w tej sytuacji. Alej jak tu można być zmieszanym? Nie rozumiem go. Zgodziłam się abyśmy poszli do jego domu. Bardzo byłam ciekawa jego mieszkania jak on mieszka i w ogóle. Szliśmy w zachodzi słońca. Było tak romantycznie. W końcu doszliśmy do jego domu. Zaprosił mnie do jego ogródka. Usiadłam na drewnianej ławce. Aleks poszedł do kuchni coś zrobić. Przyszedł z talerzem pełnych kanapek.
V: Są pyszne. - powiedziałam z pełną buzią.

Aleks - Dzień na plaży

Całą noc nie spałem, mimo to, nie chciało mi się spać. Przez cały czas, mieliśmy wezwania do pijaków, zasłabnięć itd. Jednym słowem, nic ciekawego. Dyżur skończyłem około 10, po tym wróciłem do domu aby się odświeżyć. Zjadłem kanapkę z boczkiem. Ubrałem kąpielówki oraz koszulkę. Wziąłem Tornado i oboje wsiedliśmy do samochodu, po czym podjechaliśmy po Julię. Umówiliśmy się dziś na cały dzień na plażę. Gdy Jula wyszła ze swojego mieszkania, wsiadła na miejsce pasażera. Przywitaliśmy się i ruszyliśmy na plażę, która była parę kilometrów za miastem. Zaparkowaliśmy w cieniu, wziąłem rzeczy z bagażnika i ruszyliśmy przed siebie. Rozłożyłem koc i zacząłem wpatrywać z zamyśleniem w ludzi, wyrwała mnie z niego Julia.
J: No idziemy? - spytała z uśmiechem.
As: Jasne, chodź. - odwzajemniłem uśmiech.
Ściągnąłem koszulkę i rzuciłem ją na koc, po czym rozprostowałem. Parę dziewczyn chichotało i patrzało się na moją klatę. Przewróciłem oczami, podszedłem do Julii i objąłem ją w pasie po czym przyciągnąłem do siebie i pocałowałem. Niech tamte dziewczyny wiedzą, że jestem zajęty.

~~Julia~~
 J: Ej, co robisz, ludzie się na nas parzą. - uśmiechnęłam się, gdyż nie mogłam tego skrywać.
As: Niech się patrzą i wiedzą, że mam cudowną dziewczynę. - powiedział przybliżając mnie do siebie.
Bardzo mi się spodobało jego zachowanie, byłam zauroczona i dało mi to pewność, że Aleks mnie nie zdradzi. Przyleciał do nas Tornado, a tuż za, nim Czekoladka z Rudym.
J: Chyba chcą się pobawić.. - powiedziałam podnosząc patyk leżący na ziemi.
Rzuciłam go daleko przed siebie. Psy pobiegły za, nim, a po kilku minutach wróciły. Patyk trzymał w pysku Tornado. Teraz już wiem, dlaczego Aleks dał mu takie imię.
Po zabawie opadłam zmęczona na koc. Obok mnie położył się Aleks.
As: Idziemy popływać? - spytał uśmiechając się do mnie.
J: Chętnie. - powiedziałam wstając i ściągając z siebie ubranie, tak, że byłam w samym bikini.

~~ Aleks ~~
 Wstałem z koca i otrzepałem się z piasku, nie mogłem się napatrzeć na Julię, była taka piękna. Miałem ochotę dać w pysk, każdemu facetowi, który choć by na nią spojrzał. Zboki pierdolone. Razem, poszliśmy do wody, Julia wchodziła powoli, ja od raz się zamoczyłem. Zanurkowałem. Gdy dziewczyna była głębiej, po wodą podpłynąłem do niej i pociągnąłem ją za ręce, sprawiając że również zanurkowała. Gdy oboje w tym samym czasie wypłynęliśmy na powierzchnię, słodko się uśmiechnąłem.
J: Ej! - powiedziała i ochlapała mnie wodą.
Oddałem jej. Po kilku nastu minutach pływania, wyszliśmy na brzeg. Wytarliśmy włosy w ręcznik i poszliśmy na lody. Dziewczyna zajęła stolik, a ja poszedłem kupić. Gdy wracałem, zobaczyłem że jakiś koleś, gada z moją dziewczyną i jeszcze ją szarpie. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas. Podałem jakiemuś innemu facetowi lody i poprosiłem go, aby potrzymał. Zgodził się. Wziąłem za koszulkę tamtego faceta, który gadał z Julią.
As: Czego od niej chcesz? - spytałem mierząc mnie wzrokiem.
Ka: Spieprzaj! - warknął i mnie pchnął.
Zaczęły się przepychanki, rozdzieliła nas Julia. Tamten typ poszedł, a ja wziąłem lody od drugiego.
As: Co on od ciebie chciał? - spytałem już spokojniej.

~~Julia~~
 J: Emm.. nic. - powiedziałam odwracając wzrok.
As: Kręcisz coś. - widać było, że jest wobec mnie nieufny.
J: Dobra! - krzyknęłam. - Chciał mi zapłacić za kolejną upojną noc!
Chłopak umilkł, a ja cała zapłakana pobiegłam w kierunku mojego domu. Wbiegłam przez drzwi i zamknęłam się. Usiadłam w koncie i łkałam. Nie chciałam, aby Aleks poznał moją przeszłość. Teraz na pewno mnie zostawi i nie będzie mnie chciał! Będzie się mną brzydził, tak jak ja brzydzę się siebie! Bardzo żałuję, że kiedyś byłam prostytutką, ale co miałam zrobić, przecież ...

~~ Aleks ~~
 Normalnie mnie zatkało. Ona prostytutką? Nie wieżę. Ale chyba z tym, to nie żartowała. Ja pierdole! Zgniotłem loda po czym rzuciłem go przed siebie. Zapiąłem psa na smycz i napięcie wstałem po czym ruszyłem w stronę domu. Kurwa no, nie wieżę! W jednej chwili, moje życie wywróciło się do góry nogami. I co ja mam teraz zrobić? Teraz to już nic nie ma sensu...

Alan - Boshe

Miałem dwa dni bez przerwy roboty, nic tylko fałszywe wezwania. Boshe, jacy ludzie są głupi! Przysnęło mi się na fotelu od biurka, a Maksowi na kanapie. To dziś z nim, miałem pełnić służbę. Przed południem, około godziny 11 dostaliśmy wezwanie do zamordowanego faceta na biskupińskiej. Od razu tam pojechaliśmy. Gdy zobaczyłem tego faceta, odrzuciło mnie. Nie dość że zamordowany, to jeszcze zmasakrowany. Miał wydłubane oczy i nie miał skóry na twarzy. A na ręce miał napisane "Będziesz następny" nożem.
A: Ktoś się ewidentnie nad nim znęcał. - westchnąłem.
Poszedłem do dziewczyny, która nas wezwała, gadała z ratownikiem medycznym, który sprawdzał czy nic jej nie jest.
A: Komisarz Alan, z wydziału zabójstw. Mogę na słówko? - spytałem.
Ka: Nie widzisz że pracuję? - spytał lekko zły.
A: Sorry, też pracuję. - powiedziałem lekko odpychając go ręką, nawet na niego nie patrząc.

~~Wednesday~~
 W: O co chodzi? - burknęłam.
A: Ty nas wezwałaś? - zapytał bez ogródek.
W: Możliwe
A: Ugh... Widziałaś kogoś? Przypuszczasz kto mógł to zrobić? - wypytywałam z niezwykłą zaciekłością.
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Widziałam, że chłopak coraz bardziej się denerwował.
A: Potrzebuje konkretnych odpowiedzi! - warknął. - Widziałaś czy nie?!
W: Nie! - odkrzyknęłam i od razu się opanowałam.
A: Znałaś może tego kolesia? - on także pohamował swoje emocje.
W: Nie - pokręciłam przecząco głową na co on głośno westchnął.
Odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia. Chwyciłam go za ramię i dodałam:
W: Mogę wam pomóc?

~~Alan~~
 Nie lubię takich uporczywych typów, nie mam do nich nerwów. Mimo to, nie krzyczał bym, jak by ona nie zaczęła. Cóż za ludzie.
A: Możesz, chodź za mną. - powiedziałem i ruszyłem przed siebie.
Gdy przechodziliśmy obok tego faceta, wbiłem wzrok w ziemię. Nie chcę się na to patrzeć, to ohydne.
A: Weźcie go już stąd. - poprosiłem.
Gdy doszliśmy do mojego samochodu, przed którym była taśma policyjna.
A: Myślę że jesteś stanowcza. Jak byś mogła, możesz tu stać i pilnować żeby ci uporczywi ludzie nie przekraczali taśmy. - poprosiłem.
W: Jak długo mam tu stać? - spytała beznamiętnie.
A: Dopóki nie zjawi się drugi zespół, a jak przyjadą, to przyjdź do mnie a znajdę ci coś ciekawszego. - powiedziałem. - A, i jak znajdą się jacyś naprawdę bardzo uporczywi ludzie, to wszystkie chwyty dozwolone. - uśmiechnąłem się.

~~Wednesday~~
 W: Okej - założyłam ręce na piersi i wlepiłam wzrok w taśmę.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale żaden DRUGI ZESPÓŁ nie przychodził. Znudzona i zdenerwowana zagadałam do jakiegoś faceta stojącego parę metrów ode mnie.
W: Mógłby Pan postać tu chwilę? Dziękuję - chwyciłam przechodnia za rękaw i przyciągnęłam go do miejsca w którym stać miałam ja.
Zostawiłam go samego i biegiem ruszyłam do... jak on miał na imię? Adrian? Nie ważne.
A: Już? - zapytał obojętnie.
W: Myhmm... co teraz?
A: Możesz... - podał mi jakąś stertę papieru. - to posegregować.
W: Kpisz sobie? - otworzyłam usta w irytacji. - Chcę robić coś ciekawego, fajnego! Chcę widzieć jak flaki latają tam i z powrotem... - rozmarzyłam się z szerokim uśmiechem na twarzy. - Mogę zrobić mu sekcje zwłok?!
A: Yyy nie? - wykrzywił się i pokręcił przecząco głową.
W: Ej, chce robić coś ciekawego. - poprosiłam go błagalnie co nie leżało wcale w mojej naturze.
A: Słuchaj... ee jak się nazywasz?
W: Wednesday

~~Alan~~
 Boshe, psychopatka. Chce widzieć, flaki i w ogóle? O fuj! No dobra, chce robić sekcję zwłok? Proszę bardzo.
A: No dobra, chodź. - powiedziałem obojętnie.
Poszliśmy do Leona, to właśnie on zajmuje się zwłokami. Skoro jej tak bardzo zależy, to proszę bardzo.
A: Leon, spełnij tej dziewczyny marzenie i pokaż jej flaki tego faceta. - powiedziałem z obrzydzeniem.
Spojrzał na mnie pytająco, rozłożyłem ręce i czym prędzej się wycofałem.

~~Wednesday~~
 Facet lekko zmieszany chwycił do ręki skalpel. Byłam coraz bardziej zniecierpliwiona. Mężczyzna wykonał pierwsze cięcie wzdłuż brzucha. Moim oczom ukazało się przerażająco długie jelito cienkie, część okrężnicy i żołądek. Podniecenia rosło w moim ciele. Widziałam, że lekarzowi - choć zapewne zajmował się tym na co dzień - było niedobrze, lecz mnie fascynowało ludzkie ciało. Powoli zaczął wyciągać wnętrzności, ważyć je oraz rozkrajać by móc dokładnie je zbadać. Wreszcie doszedł do mózgu.
W: Mogę? - zapytałam niepewnie.
L: Tylko załóż rękawiczki. - najpierw spojrzał na mnie zdezorientowany, a następnie wskazał na niebieskie rękawiczki.
Założyłam je na dłonie i sama zajęłam się wydobyciem ważnego organu z ciała tego człowieka. Delikatnie położyłam narząd na metalowej tacce i powoli zaczęłam rozkrajać go na plastry małym narzędziem.

~~Alan~~
 Wypełniałem papiery, nie chciałem się tam patrzeć, ten widok przyprawiał mnie o mdłości. Podszedł do mnie zmieszamy Maks.
Ma: Ej, ona coś brała? - spytał przyglądając się dziewczynie, która wyciągała mózg.
A: Właśnie nie wiem. - powiedziałem.
Ma: Uważaj bo jeszcze nas poćwiartuje. - zaśmieliśmy się. - A może to ona go zamordowała? - zamierzyłem go wzrokiem. - Tak zmasakrowane ciało by do niej pasowało.
A: Taa, zabiła faceta i dzwoni na policję? Weź się Maks napij czegoś, bo chyba źle z tobą. - powiedziałem dalej pisząc.
Ma: Nie wiem jak ty, ale ja się jej boję.

~~Wednesday~~
 Po zakończeniu sekcji zdjęłam rękawiczki i spojrzałam na przerażonego moją postawą lekarza. Cóż... nie był pierwszym, który obdarzył mnie taką miną. W milczeniu opuściłam salę zostawiając go samego.
Zapukałam w drzwi i pociągnęłam za klamkę. Jak przypuszczałam udało mi się trafić na policjanta, któremu "pomagałam", lecz nie był sam. Usłyszałam tylko ostatnie słowa drugiego chłopaka: ... ja się jej boję. Kiedy dotarło do niego, że nie są już sami zamilkł. Mimowolnie się uśmiechnęłam, ponieważ czułam iż mówił o mnie.
W: Nie przeszkadzam? - zapytałam z ironicznym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
Alan westchnął głośno i już miał się odezwać, ale przeszkodził mu drugi.
Ma: Przeszkadzasz

~~Alan~~
 A: Zamknij się Maks. - powiedziałem dalej pisząc. - Nie, nie przeszkadzasz.
Ma: Jak to nie?! - spytał oburzony.
A: No nie. - powiedziałem spoglądając na niego ukradkiem.
Ma: Przeszkadzasz, możesz wyjść? - spytał się dziewczyny.
Przewróciłem oczami i energicznie dałem mu część papierów.
A: Uzupełnij, teraz to ty przeszkadzasz. - poklepałem go po ramieniu. Przewrócił oczami, usiadł naprzeciw mnie i zaczął pisać. - O co chodzi? - spytałem kierując wzrok na nią.

~~Wednesday~~
W: Co jeszcze mogę robić? - zapytałam.
A: Eh... Właściwie to już wszystko. - westchnął.
W: Serio? - uniosłam brwi do góry. - A co z przesłuchaniami, poszukiwaniami i tym wszystkim?
A: To już nie są zajęcia dla Ciebie. - mruknął. - Jeśli chcesz mogę Cię podwieźć do domu.
Przytaknęłam i wolnym krokiem udałam się w stronę wyjścia. Chłopak przez chwilę podązał za mną, a potem wyprzedził by poprowadzić mnie do swojego samochodu. Zajęłam miejsce pasażera i oparłam głowę o szybe. Alan przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszył.
A: To gdzie mieszkasz? - zapytał zmieniając biegi.
Dałam mu swój adres zamieszkania. Całą podróż siedzieliśmy cicho. Nikt się nie odzywał.

~~Alan~~
 Natoczyliśmy się na straszny korek w mieście, w którym staliśmy około dwadzieścia minut. Gdy udało nam się wyjechać, jeszcze wstąpiłem do domu po Alexa.
W: Fajny pies. - mruknęła.
A: Dzięki. - powiedziałem równie cicho, a pies zaszczekał.
Gdy dojechaliśmy pod jej dom, ta chwyciła klamkę i otworzyła drzwi, chciała wychodzić ale złapałem ją za ramię.
A: Dzięki za pomoc. Leon jest wdzięczny, że nie musiał wyciągać mózgu. - uśmiechnąłem się.

~~Wednseday~~
 W: Pff... zawsze do usług - prychnęłam.
A: No to na razie. - odparł i zacisnął usta.
Chłopak zatrzasnął drzwi od samochodu. Spojrzał jeszcze na mnie przez szybę i odjechał.
W: Pa... - powiedziałam pod nosem i weszłam do swojego domu.
Wzięłam szybki prysznic i podążyłam do swojej sypialni.
~Nad ranem~
Obudził mnie odgłos pukania do drzwi. Ktoś się dobijał do mnie o 6 nad ranem w sobotę. Idealnie.
W: Kici kici... - zawołałam swojego kota i zaczęłam go głaskać. - Nie pośpimy sobie Lucuś. - zaśmiałam się do niego choć i tak wiedziałam, że mnie nie zrozumie.
Wstałam dopiero, kiedy ktoś zaczął tak walić pięścią, że lada chwila a wyważyłby je. Pociągnęłam za klamkę i w progu stanął Alan.
A: Jesteś - odetchnął jakby z ulgą.
W: Co chcesz? - zapytałam opierając się o framugę i ziewając.
A: Kolejna osoba nie żyje. Zero śladów. Zero świadków - skwitował z poważną miną.
W: Mam pomóc Leonowi znów? - zaśmiałam się ironicznie.

~~Alan~~
 A: Tak, pomyślałem że się ucieszysz. - powiedziałem sztucznie się uśmiechając.
W: Tia, super. Kiedy? - spytała ziewając.
A: Teraz. - powiedziałem i wycofałem się do samochodu.
Dziewczyna weszła do domu, po kilku nastu minutach wróciła obrana z makijażem. Oczywiście. Wsiadła koło mnie, nie czekając ani dłużej, ruszyłem przed siebie. U Leona byliśmy po kilku chwilach.

~~Wednesday~~
 Chłopak znów zostawił mnie sam na sam z Leonem. Bez dłuższego zamyślenia wzięłam się do pracy. Udało mi się zamienić z mężczyzną parę zdań, ale to wszystko. Kiedy skończyliśmy było już dosyć późno, a to dlatego, że oprowadzał mnie jeszcze po szpitalu. Tak, to była dziwna znajomość. Wybiła godzina 21, a niebo pokryło się już ciałami niebieskimi, gdy wracałam do mieszkania. Nie miałam zamiaru wracać taksówką czy autobusem. Wolałam się przejść. Na miejscu byłam dopiero o 22. Przebrałam się w zwykły, czarny t-shirt z białym, odwróconym krzyżem. Nie, nie jestem żadną gimnazjalistką czy dziewczynką z podstawówki, która nosząc takie nadruki chodzi co niedzielę do kościoła i nie je mięsa w piąteczek, bo jej rodzice kazali. Usiadłam na łóżku i pochwyciłam do ręki jedną z moich ulubionych książek z zamiarem przeczytania jej po raz setny.

sobota, 6 grudnia 2014

Aleks - Trzeba to ogarnąć

Obudziłem się wcześnie, zjadłem śniadanie i przeprowadziłem poranną toaletę. Wziąłem Tornado i razem, pojechaliśmy do stadniny. Przekroczyliśmy wielkie, drewniane drzwi od stajni i podeszliśmy do Szymona. Ten gdy mnie zobaczył, radośnie zaczął rżeć. Uśmiechnąłem się i zacząłem go oporządzać oraz siodłać. Po wszystkich, wyprowadziłem go na parkur, było tam parę przeszkód, ale na razie my skakać nie będziemy. Widziałem że Szymek, patrzy się na nie z utęsknieniem.
As: Musisz trochę poczekać, przyjacielu. - poklepałem go po szyi.
Wyregulowałem strzemię i wsadziłem tam nogę, wziąłem głęboki oddech i wzbiłem się w górę. Niestety, koleżka wywinął mi numer i nim wsiadłem na jego grzbiet, ten ruszył do przodu, a ja zaryłem o glebę. Za mną, usłyszałem śmiech dziewczyny. Wstałem i się otrzepałem, po czym spojrzałem na ową dziewczynę.
M: Nic ci nie jest? - spytała podchodząc do mnie z uśmiechem. Za nią, dreptała siwa klacz.
As: Nie trzeba, poradzę sobie. - odwzajemniłem uśmiech. - Trzeba to ogarnąć. - westchnąłem.
Tym razem udało mi się wsiąść, dziewczyna również wsiadła na swojego konia.
As: Aleks jestem. - powiedziałem przyjaźnie się uśmiechając.

~~Maggie~~
 M: Maggie. - odwzajemniłam uśmiech.
Powoli zaczęłam kłusować. Aleks pojechał w drugą stronę. Czasami mijaliśmy się. W końcu przeszłam w galop. Gdy minęło dwadzieścia minut postanowiłam zrobić krótką przerwę. Zsiadłam z Siwki i dałam jej wody do picia. Zawołałam Yvo i dałam jej jeść. Po piętnastu minutach wzięłam klacz uzdę i poszedłem w stronę dróżki prowadzącej do lasu. Yvonne popiegła za mną.

~~Aleks~~
Nawet nieźle mi szło, zdałem się na odwagę i nakierowałem go na pierwszą przeszkodę, nie za wysoką. I... udało się! Poklepałem go po szyi i ruszyliśmy w teren. Zaczęło się ściemniać, a ja zbyt nie wiedziałem gdzie jestem. Zapaliłem latarkę z telefonu i błądziłem po lesie. Spojrzałem na zegarek, była 22, kurde.
As: No i co przyjacielu, jak my teraz wrócimy? - westchnąłem zatrzymując go.
Nagle usłyszałem trzask gałęzi, Szymon nastawił uszu a ja, przyświeciłem latarką w tamtą stronę, z której dobiegał odgłos. Liczyłem na jakiegoś wilka, niedźwiedzia albo jeszcze co innego, ale niestety, a może i stety. Była to ta, no, Maggie. Podeszła do mnie.
M: Co tu robisz? - spytała zdziwiona.
As: A ty? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
M: Biegam.
As: Ocho, nie boisz się że cię porwie wilk? - uśmiechnąłem się zaczepnie.
M: Dobra, dobra, nie wymigasz się. - uśmiechnęła się. - Co tu robisz? - skrzyżowała ręce.
As: Jaa... nic. - powiedziałem niewinnie patrząc w niebo.

~~Maggie~~
 Pokręciłam głową z uśmiechem.
M: No powiedz.
Aleks nic nie powiedział, tylko dakej gapił się w niebo.
M: No to może wiesz... jak wrócić?
As: No, . . . nie... - oderwał wzrok od gwiazd.
M: No to noc pod gołym niebem! - spróbowałam się uśmiechnąć.
Gwizdnęłam i po chwili obok mnie skakała wesoła suczka.
M: To Yvonne. - przedstawiłem sunię.
Potem rozglądnęłam się. Moją uwagę przykuła mała polanka otoczona sosnami. Pojechałam w tamtą stronę.
M: Idziesz? - spojrzałam na niego przez ramię.
Powiał ciepły wiatr. Ah, lato...

~~Aleks~~
 Westchnąłem i ruszyłem za nią, noc pod gołym niebem? Jakoś nie mam na to ochoty. Wbrew mojej woli pojechałem za dziewczyną. Gdy dojechaliśmy na miejsce, niechętnie zsiadłem z konia i z założonymi rękami, stałem obok niego.
M: A ty co? - spytała mierząc mnie wzrokiem.
As: A ja nic. - wzruszyłem ramionami.
Położyłem się na trawie i głośno westchnąłem. Martwiłem się, boshe, czemu ojciec nie rozumie że nie lubię boksu?!
M: Co jest? - spytała ponownie siadając obok mnie. Również usiadłem.
As: Nie wiem czy powinienem się z tym zwierzać. - spojrzałem jej w oczy.

~~Maggie~~
 Eh, chłopacy. W bijatykach super meni, a w zwierzeniach tacy nieśmiali... Popatrzał na niebo. Było takie piękne. Gdzieś niedaleko było słychać cichy szum wody. Konie obok nas skubały trawę, a Yvo położyła mi się na nogach. Od czasu do czasu było słychać hukanie sowy. Przypomniały mi się góry. Moje piękne dzieciństwo. A teraz... Szarek głośne miasto Chociaż nie takie szare. Po chwili popatrzałam na Aleksa. Miał na wpół zamknięte oczy.
M: jesteś zmęczony? - przerwałam leśną ciszę.
As: Nie... - powiedział zamyślony.
M: A no tak. Co robisz w lesie i spokojnie możesz mi się zwierzać. - szturchnęłam go. - No mów. - dodałam na zachętę.

~~Aleks~~
 As: Ech, te kobiety. - przewróciłem oczami uśmiechając się, ta pacnęła mnie w ramię.
M: Ech, ci mężczyźni. - powiedziała po mnie.
No nie wiem, powiedzieć jej czy nie? A dobra, co mi szkodzi... najwyżej.
As: Całej historii ci nie będę opowiadał, bo nie lubię o tym gadać. - westchnąłem. - Ojciec chciał żebym był bokserem, no niby go trenuję, ale nie lubię tego robić. Do tego napisał mi dziś, że załatwia mi jakieś zawody. - powiedziałem przeczesując ręką włosy. - Co ja mam mu powiedzieć?

~~Maggie~~
 No tak, ojcowie... Bokserem? Aleks? Nie pasuje.
M: Wiesz... powiedz mu, że nie chcesz, że nie pasuje ci taki zawód. - poklepałam go.
As: To nie takie proste...
M: Jesteś już dorosły, ty decydujesz co chcesz robić. - uśmiechnęłam się do niego.
Zaczęłam robić się coraz bardziej zmęczona. Wsłuchałam się w ciszę nocy. Aleks siedział i rozmyślał.
M: Nie jesteś zmęczony? - ziewnęłam.
As: Nie, . . . nie. - odpowiedział.
Zamknęłam oczy.

~~Aleks~~
 Dziewczyna zamknęła oczy, a ja dalej rozmyślałem. Żeby to było faktycznie takie proste, jak mówi.
As: Żeby to było takie łatwe. - powiedziałem samo do siebie.
Wstałem i poszedłem się przejść kawałek. Po pięciu minutach wróciłem. Położyłem się obok Szymka, który również spał. Następnego dnia obudziłem się wcześnie, przed wszystkim. Konie już trawkę żarły. Przeciągnąłem się i podszedłem do koni, dałem im po marchewce. Zacząłem robić pompki, tak jak codziennie. Nim się zorientowałem, Mag stała obok mnie i się mi przyglądała.
As: Wyspałaś się? - spytałem nie przestając ćwiczyć. - Bo ja nie. - dodałem.

~~Maggie~~
 Przeciągnęłam się.
M: Ja chyba też nie.
Aleks wstał z ziemi i uśmiechnął się.
As: Trzeba poszukać drogi powrotnej.
Po chwili siedzieliśmy na koniach. Podczas drogi gadaliśmy o różnych sprawach, a Yvo skakała po krzakach. Po godzinnej jeździe zobaczyliśmy w oddali stadninę.
M: Kto ostatni ten gapa! - krzyknęłam i pocwałowałam w stronę naszego celu.
Gdy dojechaliśmy wyczyściłam Siwkę i nakarmiłam. Wsadziłam sunię do auta i sama do niego wsiadłam.
M: Pa! - pomachałam Aleksowi.
Aleks odwzajemnił gest ręką i uśmiechnął się. Po dobie pełnej wrażeń wróciłam w końcu do domu. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej..

Aleks - Zrozumienie

Miałem dziś wolne, postanowiłem wykorzystać ten czas, aby spędzić go z Tornado. Ostatnie w ogóle nie mam dla niego czasu, bidulek sam siedzi w domu całymi dniami. Stanowczo czas to zmienić. Wziąłem go do psiego parku, spuściłem ze smyczy i bawiliśmy się w aportowanie jego ulubionej piłeczki. Po jakimś czasie, w oddali zobaczyłem jakąś dziewczynę, która trenowała psa. Spojrzałem na towarzysza a on na mnie, po czym zaczął szczekać.
As: Mały trening ci nie zaszkodzi. - uśmiechnąłem się zapinając go na smycz.
Podeszliśmy do dziewczyny i czekaliśmy aż skończy z tamtym psem. Po kilku nastu minutach, podeszliśmy do niej.
As: Hej, trenujesz psy? - spytałem dla pewności.
V: Owszem. - uśmiechnęła się.
As: To super, to jest Tornado. Mogła byś go rozruszać trochę, bo się ostatnio leniwy zrobił. - poklepałem przyjaciela po karku.
Pies spojrzał na mnie z naburmuszoną miną i szczeknął. Kto mówi że psy nas nie rozumieją, to są w wielkim błędzie.

~~Vivanne~~
 Wzięłam smycz od chłopaka. Nogi lekko mi drgały. Przecież to chłopak, który bardzo mi się podoba. Nie mogę głupio zachować się przy, nim. Bardzo bałam się zagadać.
V: A tak wogóle , jak masz na imię? - spytałam nieśmiało.
As: Mam na imię Aleks. A ty? - zapytał stanowczo i wesoło.
V: Vivanne. Masz bardzo ładnego psa. - chciałam zmienić temat za wszelką cenę.

~~Aleks~~
Dziewczyna chyba była nieśmiała, to widać. Komplementy, jakie prawiła Tornado bardzo mu się podobały. Dumnie machał ogonem.
As: Dzięki. - uśmiechnąłem się.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i poszła potrenować trochę z Tornado, nie wiem dlaczego, ale co chwilę zerkała w moją stronę. Udawałem, że tego nie zauważam. Po kilku nastu minutach oboje podeszli do mnie, a Vivanne oddała smycz.
As: Super, chyba będziemy wpadać częściej. - powiedziałem patrząc na wesołego towarzysza. - Masz ochotę na spacer, lody czy coś? - zaproponowałem.

~~Vivanne~~
 Bardzo ucieszyła mnie propozycja chłopaka. Jego pies był taki energiczny na treningu, że bardzo chętnie poszła bym z, nim na jakiś odprężający spacer. Czuję, że coś więcej wyjdzie z tego.
V: Bardzo chętnie. Pójdziemy do parku? - zaproponowałam.
As: Chętnie. - Aleks szeroko uśmiechnął się.
Byłam bardzo zdenerwowana tym spacerem, ale starałam się tego nie okazywać. W końcu dotarliśmy do parku. Usiadliśmy na ławce obok siebie. Było trochę dziwne.
V: Uwielbiam parki a ty? - spytałam skrępowana.

~~Aleks~~
As: Nie są złe. - powiedziałem po chwili zamyślenia.
No dobra, lubię park nie, ale nie żebym uwielbiał. Bywa tu nudno. Nie wiedziałem co zrobić, ani co powiedzieć, zupełna pustka. Wstaliśmy i poszliśmy do najbliższej budki z lodami. Dla siebie i dziewczyny wziąłem czekoladowe, a dla Tornado miętowe. Usiedliśmy na ławce i w ciszy jedliśmy chłodne lody.
As: Długo tu jesteś? - spytałem.

~~Vivanne~~
 V: Jestem tu nowa. - powiedziałam smutno. - Ale jakoś próbuję się oswoić z nowym miejscem.
As: Dlaczego się smucisz? - spytał mnie opiekuńczo.
Powiedziałam mu, że co dopiero wyprowadziłam się tutaj i trudno mi jest się oswoić. Aleks powiedział, że może mnie oprowadzić. Pokazał mi całą okolicę.
V: Ładnie tu macie. - powiedziałam obojętnie. - Masz jakiegoś konia? Bardzo lubię jeździć konno.

~~Aleks~~
 Dziwnie się czułem w jej towarzystwie, sam nie wiem dlaczego. Czy mam konia? No mam, nie?
As: Mam. Chcesz go zobaczyć? - spytałem obojętnie.
Dziewczyna kiwnęła głową. Byliśmy na granicach miasta, więc do stadniny jest blisko. Zdecydowaliśmy się iść tam z buta, nie opłaca się tracić paliwa na taki kawałek. Do garażu to my mamy dalej, niż to tej stadniny. Gdy tam doszliśmy, Szymon przywitał nas radosnym rżeniem.
V: Piękny. - powiedziała głaszcząc go po pyszczku. - Mogę pojeździć?
Byłem zmieszany, no nie wiem czy dać jej akurat Szymka. Jeszcze coś się stanie. Zauważyłem Maggie, szybko do niej podszedłem i poprosiłem o pomoc. Ta się zgodziła i zabrała dziewczynę do innego konia, klaczy fiordzkiej Saby. Ja osiodłałem Szymka i czekałem na zewnątrz.

~~Vivanne~~
 Znałam się coś na koniach, więc umiałam je wyczyścić i osiodłać. Szybko weszłam na Sabę i wyszłam z nią z stajni. Aleks czekał na mnie. Nawet nie wiecie jak on pięknie wyglądał na koniu. Nie mogłam się napatrzeć na niego. Aleks zaproponował mi jazdę w teren. Bardzo chętnie zgodziłam się na to. Saba była dość spokojna. Zatrzymaliśmy się na łące. Zeszliśmy z koni i usiedliśmy na trawie. Byliśmy bardzo blisko.
V: Aleks. Muszę ci coś powiedzieć. - chwyciłam go za rękę. - Kocham cię.

~~Aleks~~
 Zatkało mnie. Ona mnie kocha? Ale... ale ja już mam kogoś, nie? Poza tym, nie znamy się za długo. Kuźwa, ale jak ja mam jej to powiedzieć? Boshe, w co ja się wpakowałem... choć w sumie, nie moja wina że jestem taki boski. - zaśmiałem się w duchu. No dobra, teraz powaga, co by tu powiedzieć...
As: Ale ja, już mam dziewczynę. - powiedziałem zakłopotany wbijając wzrok w ziemię.
Viv momentalnie puściła moją rękę i spojrzała w przestrzeń. Nastała cisza. Dołująca, niezręczna cisza.
As: Przepraszam... - powiedziałem skubiąc rękami trawę.

~~Vivanne~~
 Jestem jakaś bojebana. Przecież jak ja mogłam tak po prostu mu to powiedzieć? I teraz co? Niby się pogodzę z tym i to wszystko? No chyba nie.
V: Ależ to nie twoja wina. - powstrzymywałam łzy. - To ja jestem beznadziejna.
As: Nie warz się tak na siebie mówić. Każdy w swoim stopniu jest ważny. - próbował mnie pocieszyć
V: Ale jak? Ja tutaj nie pasuję. A teraz pewnie mnie uważasz za jakąś wariatkę. - wbiłam wzrok w niebo

~~Aleks~~
 Świetnie. Czy ty Aleks, nie umiesz trzymać do cholery języka za zębami? Idiota! No i co ja mam teraz robić? Dziewczyna jest w skraju płaczu, a ja jestem w rozsypce. Ech.
As: Nie uważam. - powiedziałem szczerze. - Wiesz, tacy ludzie mi powiedzieli że musimy wyznawać uczucia i pokazywać, to co czujemy.
V: Jacy ludzie? - spytała spoglądając na mnie ukradkiem.
As: No wiesz, nie zbyt chcę i nie lubię o tym gadać. - westchnąłem. - Ponure wspomnienia. - wzruszyłem ramionami.

~~Vivanne~~
Dziwne. Nie rozumiałam go. O jakich ludzi mu chodzi. Jakie przykre wspomnienia? Teraz, to jest nieważne. Muszę już iść do domu. Pewnie Stradivarius już za mną tęskni. Wsiadliśmy na konie i popędziliśmy galopem do stadniny. Oporządziliśmy konie i udaliśmy się w stronę domu. Aleks powiedział, że jest tak ciemno, że odprowadzi mnie do domu. Gdy byliśmy już pod moim mieszkaniem stanęliśmy przed, nim.
V: To musimy się pożegnać? - powiedziałam smutno.
As: Tak, ale nie smuć się. - powiedział miłym głosem.
V: To pa. Zobaczymy się kiedyś. - pocałowałam chłopaka w policzek.
Chyba mu się to nie podobało, ale trudno. Ja poszłam do mieszkania a chłopak do siebie.

Aleks - Poranek

Spało mi się świetnie, przeciągnąłem się i niechętnie otworzyłem oczy. Kurde, gdzie ja jestem? Gdy uniosłem głowę, zobaczyłem dziewczynę. Zdezorientowany spadłem z kanapy, a głową, uderzyłem o róg stołu. Po jakimś czasie, skapowałem gdzie ja jestem.
J: No co ty, tak strasznie wyglądam? - zaśmiała się pod nosem.
As: Nie, co ty. Po prostu... em, nie wiedziałem gdzie jestem. - powiedziałem cicho.
Gdy spojrzałem na swoją dłoń, którą wcześniej przykładałem do boku czoła, była cała zakrwawiona. A z głowy, leciała mi krew.

~~Julia~~
 J: Stało Ci się coś? - spytałam zmartwiona.
As: Nic poważnego. - odparł.
Pobiegłam do łazienki, skąd zabrałam apteczkę i wróciłam do salonu.
J: Pokaż, opatrzę ci ranę.
As: Nie ma takiej potrzeby.. - powiedział - Nic mi nie jest.
J: Ubrudziłeś mi cały dywan krwią, więc widzę..
Aleks nie chętnie pokazał głowę, z której sączyła się krew. Na zajęciach, na której uczęszczałam była lekcja pierwszej pomocy i medycyny. Opatrzyłam mu głowę, ta rana nie wymagała zszycia, więc odetchnęłam z ulgą. Byłą to, moja wina i było mi głupio.
J: Przepraszam ...

 ~~Aleks~~
 Zaśmiałem się, za co ona mnie przeprasza? Za to że ranę mi opatrzyła?
As: Za co? - spytałem zdziwiony.
J: To moja wina. - odwróciła wzrok.
As: Nie prawda, ty tylko tam stałaś, to ja jak głupi się zwaliłem z kanapy. - uśmiechnąłem się.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową i wbiła wzrok w ziemię. Westchnąłem.
As: Nie obwiniaj się tak, bo to naprawdę, nie twoja wina. - uwiodłem jej ręce i przyłożyłem do mojego torsu.
Nie wiem czemu to zrobiłem, to było jakoś tak... no nie wiem.

~~Julia~~
Rozpłakałam się.
J: Jestem do niczego, zawsze mam pecha i ktoś przeze mnie go ma! - powiedziałam przez płacz.
Byłam cała we łzach, odruchowo się do niego przytuliłam. Płakałam w jego ramię, ściskając jego dłoń. On próbował mnie pocieszyć. Głaskał mnie, po głowie. Ta cała sytuacja była dziwna i spontaniczna, ale było mi dobrze ... mogłam się tak do niego przytulać i przytulać ...

~~Aleks~~
 No i co się porobiło. Choć mógł bym się do niej przytulać wieki, zginąć w jej ramionach. Kurde, co ja pierdole? Tylko co tu zrobić, żeby przestała płakać?
As: No nie płacz już... proszę. - powiedziałem słodkim głosikiem.
Dziewczyna się odsunęła, a łzy powoli spływały z jej policzka.
As: Prosiłem abyś nie płakała, a nie żebyś się odsunęła. - uśmiechnąłem się ocierając jej łzy.
Nie chcę sobie iść, chciał bym z nią spędzić cały dzień, ale czy to nie będzie dziwne?

~~Julia~~
 J: Zostaniesz dzisiaj ze mną ? - spytałam niepewnie. - Jest niedziela na pewno fajnie spędzimy czas ..
As: No, skoro chcesz .. - uśmiechnął się.
Miałam wielką ochotę go przytulić, ale się pohamowałam.
J: Pójdę przyrządzić śniadanie.
Powiedziałam i zniknęłam w kuchni, gdzie przyrządziłam jajecznicę. Mam nadzieję, że będzie mu smakowało. Po chwili pojawił się w drzwiach z uśmiechniętą minął.
J: Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało..
As: Na pewno !
Zjedliśmy śniadanie, cały dzień, razem miło spędziliśmy. Wieczorem, gdy zrobiło się ciemno wyszliśmy na spacer. Idąc moją dzielnicą zza krzaków wyskoczył zamaskowany mężczyzna z pistoletem...

~~Aleks~~
 Dziewczyna szła blisko mnie i cały czas rozglądała się dookoła. Chyba się bała, pozwoliłem sobie i złapałem ją za rękę. Gdy z krzaków wyskoczył facet z bronią, dziewczyna mocniej złapała moją rękę a ja odruchowo, zrobiłem krok w tył.
B: No proszę, proszę, proszę. Nie wiece że nie wolno wychodzić z domu po zmroku? - zaśmiał się ironicznie.
Nikt nic nie odpowiedział, facet zmierzył mnie wzrokiem, po czym zaczął się cofać. Byłem gotowy na wszystko. Gdy zrobił około 10 kroków w tył, zatrzymał się, uśmiechnął i strzelił prosto na Julię. Szybko zasłoniłem ją sobą, i to ja zostałem ranny, na szczęście nie ona. Facet uciekł, upadłem na kolana. Ból przeszywał moje ciało. Dziewczyna uklęknęła przede mną, spojrzałem na swoją ranę a później na nią.
As: Kocham Cię. - powiedziałem i pocałowałem.

~~Julia~~
 Cała ta sytuacja była dla mnie wielkim przerażeniem, nie chciałam, żeby on umarł, a szczególnie, po tym co mi powiedział. Jednocześnie odczuwałam wielką radość, po jego wyznaniu.
J: Ja Ciebie też. - powiedziałam cicho i delikatnie go cmoknęłam w wargi. - I nie pozwolę Ci umrzeć. - dodałam.
Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam na pogotowie, tam udzielili mi rad, co mogę zrobić, aby mu pomóc. Robiłam wszystko ze wskazówkami, po kilku minutach przyjechała karetka. Zabrali go, był nieprzytomny. Wyszłam z zaułka i poszłam w stronę centrum, było to można nazwać biegiem. Ujrzałam szpital, czym prędzej tam się udałam. W rejestracji zapytałam się o Aleksa Nixona, odpowiedzieli mi, że jest w ciężkim stanie i nie mogę tam wejść, gdyż nie jestem z rodziny. Usiadłam na krześle i czekałam.
Z sali wyszedł lekarz, zapytałam się o stan chłopaka. Jak zwykle usłyszałam chłodne słowa ... ,, Nie jesteś z rodziny i nie mogę udzielić Ci żadnych informacji ".
Przeczekałam całe dwie doby umierając ze strachu. W końcu lekarz mnie wpuścił. Powolnym krokiem weszłam, serce biło mi, co raz mocniej.. Ustałam nad łóżkiem Aleksa, a ten się przebudził ...

~~Aleks~~
 Ja chcę już wyjść z tego głupiego szpitala! Nudzi mi się tu, nic tylko kaszlące dziady i obrzygane dzieciaki. Ja tu depresję przeżywam! A ich jedzenie? Szkoda gadać. Jakaś papka, pies by tego nawet nie chciał. Od samego rana układam plan, jak się stąd wydostać. Gdy zobaczyłem Julię, trochę się uspokoiłem. Lekko się uśmiechnąłem i złapałem za rękę.
As: Nic ci nie jest? - spytałem, gdyż to było teraz dla mnie najważniejsze.
J: Nic, dzięki tobie. Dziękuję. - uśmiechnęła się.
As: E tam, drobiazg. - westchnąłem.
Dziewczynie zadzwonił telefon, gdy skończyła rozmawiać, powiedziała że muszę iść. Protestowałem lecz nic z tego, ciekawe co się stało. Kolejny tydzień zleciał powolnie, jak nigdy. Po długich namowach, lekarz mnie wypisał o tydzień wcześniej niż miałem wyjść. Całe szczęście, dłużej bym tam nie wytrzymał! Ubrałem się, spakowałem i wyszedłem ze szpitala, wsiadłem do samochodu i nakierowałem się na dom. Tam zostawiłem torbę z ciuchami, wziąłem prysznic i poszedłem do kwiaciarni. Kupiłem dla Julii duży bukiet róż, mam nadzieję że się ucieszy. Idąc do jej domu, przechodziłem przez park. Zobaczyłem ją, na jednej z ławek. Podszedłem ją od tyłu, kwiaty wsadziłem między nogi, a rękami zakryłem jej oczy.
As: Zgadnij kto. - szepnąłem.

~~Julia~~
 J: Cudowny i czuły głos, to musi być Aleks. - odwróciłam się i uśmiechnęłam w jego stronę.
As: Zgadłaś. - powiedział i odwzajemnił uśmiech, siadając obok mnie.
J: Dziękuję za róże. - pocałowałem go w policzek.- Wypisali Cię już ze szpitala ? - spytałam.
As: Nie mogłem tam wytrzymać! ...
Nie dokończył, gdyż namiętnie go pocałowałam.
J: Tęskniłam ...
Popatrzyłam w jego kryształowe oczy i ponownie utonęłam w pocałunku.

~~ Aleks ~~
 Mógł bym tak siedzieć cały dzień, dobrze słyszeć od kogoś kogo kochasz, że tęsknił. Jak mi tylko ją ktoś skrzywdzi, to ja nie ręczę za siebie.
As: Ja też tęskniłem. - powiedziałem namiętnie.
Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem, brakowało mi tego. Ojciec nie mia zbyt czasu, żeby mnie przytulać... ale dobra, liczy się tylko to, co jest tu i teraz. Chwyciłem ją za rękę i wstaliśmy, poszliśmy nad jezioro. Usiedliśmy na ciepłym, rozgrzanym od słońca piasku. Głowa Julii była na moim ramieniu, cały czas trzymałem ją za rękę.
J: Co ty we mnie widzisz? - spytała patrząc mi w oczy.
As: Cały świat. - powiedziałem stanowczo z uśmiechem. - Jesteś dla mnie całym światem i wszechświatem. Kocham Cię najmocniej na świecie. - dodałem.

~~Julia~~
 J: Och, jakie to urocze .. - powiedziałam obejmując go.
Nagle chłopak wziął mnie na ręce i wniósł do wody.
J: Puść. - spojrzałam mu w oczy.
As: Jesteś tą jedyną.. - powiedział namiętnie mnie całując.
J: Wiem. - uśmiechnęłam się kokieteryjnie.
Aleks powoli opuszczał mnie, tym samym zbliżałam się do wody.
As: Boisz się wody? - spytał.
J: Chcesz się przekonać, czy co?
Zaczęłam się kręcić i wpadłam do wody... Woda sięgała mi po pas, ale byłam cała mokra.
J: I widzisz, jestem cała mokra ! - zaczęłam chlapać chłopaka. - Przez Ciebie. - dodałam.
As: Sama się zaczęłaś kręcić, no i co ? - zaczął się śmiać. - Wpadłaś.
J: Wychodźmy już z tej wody, bo mi zimno. - rzuciłam mu lodowate spojrzenie.
As: Oj, nie złość się na mnie. - uśmiechnął się kokieteryjnie. - Chodź do mnie, tam się wygrzejesz.
J: Mam wyjście ?
As: Nie. - powiedział wychodząc z wody i kierując się w stronę parkingu.
J: Zaczekaj! - krzyknęłam doganiając go.
Pojechaliśmy crossem Aleksa do jego domu. Nigdy tam jeszcze nie byłam, ciekawość przejęła moje myśli ...

~~Aleks~~
 Po drodze, taki jeden zajechał mi drogę. Zdenerwowałem się, ponieważ myślałem że będziemy mieli wypadek. I to nie był by taki zwykły wypadek, co najwyżej śmiertelny. Przy takiej prędkości, z jaką on jechał, mielibyśmy zerowe szanse na przeżucie przy zderzeniu. Gdy dojechaliśmy do domu, zostawiłem motor przed garażem. Podeszliśmy pod drzwi, a w kieszeni zacząłem szukać kluczy. Gdy je znalazłem, wsadziłem do dziurki, trochę mi się ręce trzęsły po tym wszystkim. Gdy próbowałem przekluczyć drzwi, nie udawało się, zacinało się w połowie i dalej ani drgnęło. Zdenerwowałem się, rzuciłem się na drzwi, tak jak bym chciał je wyłapać. A na koniec kopnąłem nogą. Kucnąłem, i schowałem oczy w dłoniach.

~~Julia~~
Patrzyłam na to wszystko z lekkim lękiem. Wiem jak się zachować w takiej sytuacji, ponieważ studiuję pedagogikę, co jest powiązane z psychologią. Chociaż nie wiedziałam, jak się zachować, wobec ukochanej osoby ... Kucnęłam przy, nim i złapałam go za rękę, on spojrzał na mnie szklanymi oczami.
J: Spokojnie.. - uśmiechnęłam się. - Może wejdziemy do środka, napijesz się herbaty i opowiesz mi dlaczego się tak złościsz.. - powiedziałam biorą klucze z jego ręki.
Bez problemu otworzyłam mieszkanie. Było tam naprawdę ładnie. Dom był duży, a raczej ogromny. Wytłumaczył mi, co, gdzie jest i zaparzyłam mu herbaty i przy okazji sobie też.
J: To teraz opowiadaj, co się stało, dlaczego się tak złościsz? - spojrzałam mu w oczy. - Bo wiem, że nie przez te drzwi ..

~~ Aleks ~~
 Machnąłem obojętnie, lekko ręką. Stało się, nie chcę o tym gadać.
As: Nie ważne, zapomnijmy. - wzruszyłem ramionami.
Spojrzałem na mój kubek z obrzydzeniem, nienawidzę herbaty. Julia widząc to, zaśmiała się, momentalnie podniosłem wzrok.
As: Nie lubię herbaty, kawy też nie. - uśmiechnąłem się i odniosłem kubek do kuchni, po czym wsadziłem do zmywarki.
Sprawdziłem na telefonie godzinę, dochodziła osiemnasta. Hm... idealna pora na jakąś kolację, albo kino.
As: Co powiesz na na przykład kino? - spytałem biorąc ją za ręce.

~~Julia~~
 J: Bardzo chętnie. - uśmiechnęłam się.
Przeszliśmy do salonu, gdzie na ścianie wisiała duża plazma.
As: Co chcesz oglądać? - spytał.
J: Nie wiem, ale na pewno nie komedię romantyczną ..
As: Lubisz Horrory ? - spytał.
J: Uwielbiam! - powiedziałam entuzjastycznie. - Lubię też filmy akcji, przygodowe, no i komedie, ale nie romantyczne!
As: Może być Constantine?
J: To już widziałam.. - odparłam.
As: A, Diabelska plansza Ouija?
J: O, czym to jest? - spytałam zaciekawiona nazwą filmu.
As: Przeczytam streszczenie.. Bohaterami filmu są nastolatkowie, którzy opłakują śmierć koleżanki - Debbie. Okazuje się, że zgon dziewczyny nie był przypadkowy. Wcześniej również bawiła się planszą Ouija i to ona ją zabiła.
J: Na, co czekasz włączaj. - uśmiechnęłam się.
Film zaczął się, przeszedł mnie dreszcze emocji. Gdy się rozpoczął Aleks poszedł, po popcorn. W połowie był straszny, przytuliłam się mocno do chłopaka ...

Marek

Urodziłem się w Barcelonie, gdzie spędziłem pierwsze lata swojego życia. Później wraz z rodzicami wyjechałem do Polski, gdzie zostałem na stałe. Gdy skończyłem studia wyjechałem do miasta, które zwie się Thoughts City. Bardzo to miasto mi się spodobało i ludzie, którzy mieszkają w, nim. Nocą, czy dniem miasto to tętni życiem. Znalazłem tu wymarzoną pracę, posadę prokuratora. Czy od losy można chcieć czegoś więcej? Może jedynie miłości, ale wierzę, że ją tu znajdę...

wtorek, 2 grudnia 2014

Wednesday

Urodziłam się w samym sercu stolicy rozpusty i hazardu. Tak, nie mylisz się. Chodzi o Las Vegas w stanie Nevada, czyli ogromna metropolia tętniąca życiem znajdująca sie na pustynii. W wieku 3 lat trafiłam do sierocinca. Czemu? Odpowiedź jest prosta. Byłam trudnym dzieckiem, za trudnym dla moich... "rodziców". Domem dziecka zażądzały zakonnice, tak więc logiczne iż wychowywały mnie "po katolicku". Do 14 roku życia bez krzty wątpliwości wierzyłam w te bajeczki o Jezusie, aż pewna osoba nie otworzyła mi oczu. Tych, które z każdym dniem traciły blask musząc wpatrywać się w to przepełnione smutkiem otoczenie. Nieznajomy kazał mówić do siebie Azazel. Nie wiem czy to jego prawdziwe imię, ale tak też się do niego wzracałam. Przychodził każdego dnia do mnie by porozmawiać. I rozmawialiśmy... Najwięcej tematów stanowiła wiara. Od małego czułam, że byłam inna, lecz dopiero gdy poznałam owego mężczyznę utwierdziłam się w tym przekonaniu. A co on takiego wprowadził w moje życie? Nowe wyznanie, orientację, sposób postrzegania świata, nauczył słuchać.
18 wiosen za mną. Byłam pełnoletnia. Oznaczało to, że czas odejść stąd. Spakowałam swoje manatki i opuściłam dom dziecka bez żadnej skruchy. Otworzyłam drzwi taksówki i zajęłam miejsce pasażera. Oj, długa droga przede mną - zaśmiałam się w myślach.
obrazek

niedziela, 30 listopada 2014

Vivanne

Urodziłam się w mieście. Ostatnio miałam moje 20 urodziny. Rodzice jako prezent powiedzieli mi, że mogę się wyprowadzić. Bardzo się ucieszyłam z tego prezentu. Długo zastanawiałam się nad wyborem mieszkania i miasta, do którego chciałabym się przeprowadzić. Ale w końcu wybrałam. Thoughts City. Zarezerwowałam mieszkanie, szybko się spakowałam i mama zawiozła mnie. Jazda trwała około trzy godziny. Nienawidzę jeździć autem! To prawdziwa katorga. Ale w końcu przyjechałam. Gdy wysiadłam powitał mnie piękny Owczarek Australijski. Chłopak, który mnie powitał powiedział, że jest mój. Nazwałam go Strdivarius. Pies zaprowadził mnie do mojego mieszkania. Rzuciłam moje rzeczy i skoczyłam na łóżko. Jak to dobrze położyć się po tak długiej podróży!
obrazek

Aleks - Nowy przyjaciel

Ostatnio dyżurów zrobiło mi się mniej, ponieważ zatrudnili więcej, wyszkolonych ratowników. Na moją korzyść w sumie, teraz mam więcej czasu dla siebie. Ostatnio rozważam kupno konia, chciał bym spróbować czegoś nowego, coś takiego jak jazda konna. Wczoraj kupiłem najlepszej jakości siodło, ogłowie, wędzidło itd. Na dodatek, wykupiłem boks w stadninie nieopodal. Spokojne miejsce, zero samochodów. Chcę żeby mój czterokopytny miał u mnie jak najlepiej, dlatego wziąłem mu największy boks jaki mieli w całej stadninie. Ostatnie co mi zostało, to koń. Siodłać, czyścić i te inne podstawowe rzeczy już umiem, wykupiłem sobie lekcje. Reszty, sam się nauczę. Następnego dnia wsiadłem w samochód i pojechałem 50 kilometrów za miasto, do małej miejscowości zwanej "Kijanów" To tam, czekał na mnie mój wymarzony ogier. Po wszelkich testach, kupiłem go. Kosztował trochę dużo, ale co tam. Właściciel wprowadził go do nowej, dopiero co kupionej przyczepy a ja, poszedłem podpisać z nim papiery. Dostałem również jego puchary, rozety i inne nagrody z konkursów. Gdy wszystko załatwiliśmy wsiadłem do auta i pojechałem do stadniny. Kto to wszystko sponsorował? Tatuś oczywiście.

Aleks - Pijany kierowca

Obudziłem się o piątej rano, ponieważ o siódmej zaczynałem dyżur. Poszedłem się ubrać i zjeść śniadanie, nakarmiłem Tornado i wyszedłem z domu. Pojechałem pod szpital na leśnej, tam gdzie pracuję. Adam i Martyna już byli, dziwne, wcześniej niż zwykle. Zacząłem nagrzewać karetkę, a Adam przecierał światła z pary. Nagle dostaliśmy wezwanie.
C: 21 S zgłoś się. - wydał się dźwięk centrali z krótkofalówki.
As: 21 S zgłaszam się. - westchnąłem. 
C: Pijany kierowca potrącił młodą dziewczynę, dworcowa 6. 
As: Już tam jedziemy. - powiedziałem. - Adam, ruchy. - pogoniłem go.
Gdy wszyscy się zebrali, ruszyliśmy na miejsce wypadku. Włączyłem syreni i gaz do dechy. Dotarliśmy tam po około ośmiu minutach. Wysiedliśmy i wzięliśmy sprzęt, oni zajęli się kierowcą a ja poszkodowaną.
As: Dzień dobry, jak się czujesz? - spytałem klękając przed nią.
Ki: Gło, głowa mnie boli. - jęknęła.
As: Głowa cię boli, tak? A jak się nazywasz? - spytałem badając jej oczy.
Ki: Katie. - odpowiedziała ciężko oddychając.
As: Nie podnoś głowy, okey? - kiwnęła głową. - Adam, deska i kołnierz już! - krzyknąłem. 
Jego reakcja była momentalna, świetnie, jak zawsze zresztą. Założyłem dziewczynie kołnierz aby ubezpieczyć szyję, później razem z Adamem przełożyliśmy ją na deskę, zapięliśmy i przenieśliśmy do karetki. Ruszyliśmy.
Ki: Gdzie jedziemy? - spytała zupełnie nie wiedząc co się dzieje.
As: Do szpitala, tam zszyją ci ranę i zbadają. - powiedziałem. - Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnąłem się.
Dziewczyna miała uraz głowy, niby nic wielkiego, a jednak.

~~Katie~~
Za każdym ruchem ból się pogrążał. Po chwili straciłam czucie, sama nie wiem gdzie. - powiedziałam zamykając obie powieki. Po zamknięciu powiek okazało się że straciłam przytomność. Nie wiedziałam co się dzieje ze mną. Czułam wstrząsy jak wieźli mnie karetką i to tyle. Obudziłam się dopiero na ostrym dyżurze. Zaczęli mi robić badania, nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

~~Aleks~~
Kurwa, straciła przytomność a serce zaczęło wolniej pracować.
As: Adam szybciej! - krzyknąłem.
Po chwili dotarliśmy na miejsce, od razu wzięli dziewczynę na badania. Byliśmy wolni, czekaliśmy na kolejne wezwanie. Cały dzień minął na jeżdżeniu do wypadków, pijanych i z atakami duszności. Wieczorem przebrałam się w codzienne ciuchy i poszedłem odwiedzić tą dziewczyną, co ją rano przywieźliśmy, słyszałem że musi zostać jeszcze w szpitalu przez kilka dni. Wszedłem do sali, w której leżała i podszedłem do jej łóżka.
As: Hej, przyniosłem czekoladki. - uśmiechnąłem się i położyłem je na stoliku obok. - Jak się czujesz? - spytałem.
Nie będę siedział długo, chwile sobie pogadam i pójdę do domu. Dziewczyna powiedziała że wszystko ok, kiwnąłem głową i wyszedłem. Najwyraźniej nie chciała mojego towarzystwa. Nie, to nie.

sobota, 29 listopada 2014

Oliwer - Oprowadzić Cię?

Wstałem wcześnie, miałem lekką chrypę. No świetnie, a ja mam śpiewać? Nie no, przejdzie mi. Nakarmiłem Maksa i poszedłem się ubrać, wziąć prysznic i umyłem zęby. Maks został w domu, wszedłem do garażu i próbowałem odpalić auto. Niestety, akumulator padł. No świetnie. Byłem zmuszony iść na pieszo. Próba minęła szybko, byłem wolny cały dzień. Wracałem przez centrum, szedłem blisko ścian jak zawsze. Nagle drzwi od sklepu z ubraniami się otworzyły, a ja dostałem w nos. 
Ki: O boże, przepraszam! - powiedziała podchodząc do mnie.
O: Nie no spoko, dziś chyba mam pecha. - westchnąłem. 
Ki: To moja wina. - odgarnęła sobie włosy za uszy.
O: Nie, no co ty. To ja powinienem chodzić dalej od ścian. - zaśmiałem się. - Oliwer jestem.
Z nosa leciała mi krew, trudno, przejdzie.

~~Katie~~
Było mi bardzo głupio. Widząc co sama dokonałam chciałam zakopać się pod ziemie z mojej głupoty. Gdy patrzyłam jego twarz zamurowało mnie. Krew spływała mu po prawym policzku i zatrzymywała się na koszulce. 
Ki: Może ci to opatrzę? - zaproponowałam nieśmiało. - Wygląda to na poważną ranę. - skrzywiłam się lekko wgryzając się w lewy kącik ust. 
O: Nie trzeba. - zaśmiał się pod nosem. 
Ki: Ale ja nalegam. - mówiłam dalej przekonując chłopaka. 

~~Oliwer~~
Przewróciłem oczami. Przecież to zwykła krew, nic poważnego. Dlaczego dziewczyny przeważnie z wszystkiego, robią wielką tragedię? Ale jak chce, niech opatrzy. - zaśmiałem się w duchu.
O: Eh, nie trzeba. - powtórzyłem. 
Naprawdę nie trzeba, wrócę do domu przebiorę się i będzie po sprawie. 
Ki: Okey. - powiedziała i zaczęła odchodzić.
Co!? Przecież nie mogę dać jej tak odejść, przecież nawet nie wiem jak się nazywa.
O: Ale jak chcesz to możesz. - uśmiechnąłem się podbiegając do niej.

~~Katie~~
Zaczęłam się uśmiechać kątem ust. Trzeba tylko udawać smutną i obojętną, w tedy wszystko będzie tak jak się chce. Zabrałam chłopaka do mojego domku gdzie opatrzyłam mu, jak dla mnie, głęboką ranę. Po odkażeniu i uleczeniu rany podałam mu mrożoną herbatę z cytryną. Po jego minie wydawało się że bardzo mu smakuje. Fajnie mieć takiego kumpla co lubi to samo co ja, ale szczerze muszę się dowiedzieć o nim więcej niż tylko to że lubi ten sam napój co ja.

~~Oliwer~~
Ukrywałem moje lekkie znudzenie, żeby nie wyszło że jestem jakiś... no dobra, była ta herbata. Hm... o czym by tu gadać... schowałem ręce do kieszeni od bluzy i rozglądałem się po pomieszczeniu. Miałem ochotę wyjść, nie sam oczywiście, ale nie wypada... kuźwa.
O: To... czym się zajmujesz? - zadałem pierwsze lepsze pytanie przerywając ciszę.
K: Jestem muzykiem. - uśmiechnęła się. - A Ty? - spytała po chwili.
O: Ja jestem kaskaderem i śpiewam. - powiedziałem.
K: Ooo, to zaśpiewaj mi coś... - uśmiechnęła się.
O: Nie dzięki, nie, sorry. - próbowałem się wykręcić. - Ale jak coś, to możesz przyjść kiedy tam do studia czy coś. - powiedziałem.
Nie chcę przed nią śpiewać, boshe, ja nie dam rady! Będę się denerwował i jeszcze słowa przekręcę, wtedy będzie się ze mnie śmiała i będzie dupa.

~~Katie~~
Nie rozumiem. Kto by przyjął takiego piosenkarza który wstydzi się zaśpiewać przy tylko jednej osobie, a ciekawe jak śpiewa na jakiś koncertach czy coś. - powiedziałam w myślach z dużą dość niepewnością.
Ki: Szkoda. - westchnęłam cicho pijąc mrożonej herbaty z dodatkiem cytryny. - Myślałam że pokażesz na co cię stać. - udawałam zasmuconą. 
Zaczęłam pić napój duszkiem, aż się zakrztusiłam. Szybko odłożyłam szklankę na stół i zaczęłam głośno kaszleć.

~~Oliwer~~
Jak to jest się czuć zmieszanym? O właśnie tak. Wbiłem wzrok w ziemię i siedziałem, gdy dziewczyna zaczęła kaszleć podniosłem głowę. 
O: Pomóc? - spytałem, choć było to głupie.
K: Nie dzięki. - powiedziała uspakajając się. 
Wstałem i ubrałem kaptur, nie chciało mi się już tu siedzieć, było trochę napięcie.
O: Idziemy na spacer? - spytałem.

~~Katie~~
Kiwnęłam lekko głową po czym ruszyłam za przystojniakiem. Przystojniakiem? Katie weź że się opanuj, wróć na świat, a nie myśl o niebieskich migdałach. - potrząsnęłam mocno głową. Oboje się ubraliśmy i wyszliśmy z mojego mieszkania.
Ki: Jak długo tu jesteś? - powiedziałam od razu po wyjściu.
Czekając na odpowiedź zamknęłam na klucz dom by wiedzieć że nikt się nie włamie.

~~Oliwer~~
O: Nie za długo, nie za krótko lecz w sam raz. - uśmiechnąłem się chowając ręce do kieszeni. - A ty? - spytałem po chwili powolnego marszu.
Ki: Krótko. - westchnęła. 
O: Może cię oprowadzę po mieście? - zaproponowałem. 
Ki: Chętnie. - uśmiechnęła się.
Ruszyliśmy w stronę centrum miasta, a było ono duże, więc trochę nam się zeszło. Cały dzień spędziliśmy razem, poznaliśmy się. Gdy było późno, zjedliśmy kolację w knajpie po czym odprowadziłem dziewczynę do jej domu, aby nic się nie stało.

Julia - Zagubiona

Byłam zupełnie nowa w tym mieście, nikogo nie znałam. Wydawało mi się, że mieszkańcy są tu mili, a może to tylko złudzenie ? 
Postanowiłam, że zwiedzę miasto. Wyszłam na zewnątrz i przechadzałam się ulicą. Idąc tak dotarłam do centrum, gdzie były tłumy ludzi. Wszyscy wydali mi się obcy, byłam lekko zakłopotana i zmieszana. Szczerze, to nawet trochę się bałam. Poczułam zimną dłoń na moich ustach, obejrzałam się, a za mną stał jakiś mężczyzna w kapturze. 
Byłam bardzo wystraszona, odruchowo go kopnęłam i zaczęłam uciekać. Po drodze wbiegłam na drogę, prosto pod cross. Straciłam przytomność, ocknęłam się nade mną stał jakiś chłopak ... 

~~Aleks~~
Dziś przypadał mi nocny dyżur, właściwie to się cieszę, wtedy się najwięcej dzieje. Jeździłem sobie po mieście, gdy nagle, jakaś blondynka wbiegła mi pod koła. Wyglądała na przestraszoną. Gwałtownie zahamowałem, ledwie ją musnąłem. Mimo to, upadła na ziemię i zemdlała. Moja reakcja była momentalna, zostawiłem motor, zdjąłem kask i podbiegłem do dziewczyny. Wziąłem ją na ręce i zniosłem do alejki obok nas, gdzie będzie mniej ludzi. Później pobiegłem po crossa i postawiłem go obok nas. Po chwili, dziewczyna się ocknęła, była zdezorientowana. Żeby tylko nie miała wstrząśnienia mózgu. Uśmiechnąłem się do niej, aby się mnie nie bała.
As: Spokojnie, nic ci nie zrobię. - powiedziałem przyciszonym głosem. - Boli cię coś? Jak się nazywasz? Jaki mamy dziś dzień tygodnia? - zadałem parę pytań jak zawsze.

~~Julia~~
Byłam oszołomiona, skąd się tu wzięłam, skąd on się tu wziął ? Nic nie pamiętam ...
J: Głowa, upadając musiałam się uderzyć. - powiedziałam nieśmiało. - Ale ... to nie twoja wina, zemdlałam ze strachu podobno to możliwe. - po chwili sobie wszystko przypomniałam. - Nazywam się Julia Kowalska i dzisiaj mamy Sobotę.
As: Na pewno nic Ci nie jest? - spytał.
J: Tak, dziękuję za troskę. - uśmiechnęłam się delikatnie. 

~~Aleks~~
Odwzajemniłem uśmiech. Nie byłem pewien, czy aby na pewno jej nic nie jest. Ale przecież, do niczego zmuszać jej nie mogę. Westchnąłem pod nosem. 
As: Okey, możesz wstać? - spytałem.
J: Tak, raczej tak. - powiedziała dość niepewnie.
As: Okey, chodź pomogę. 
Pomogłem dziewczynie wstać, pożegnała się ze mną. Zrobiła parę kroków odchodząc, ale po chwili się zatrzymała i znów upadła. W porę zdążyłem i ją złapałem. No, wiedziałem że coś jest nie tak, wyglądała dość blado. Wyciągnąłem z crossa moją krótkofalówkę i czekałem na odpowiedź centrali.
C: No, co tam? - spytała Ruda, tak na nią wołamy.
As: Dziewczyna po omdleniu, zachwianie równowagi chwilowy zanik pamięci. - wytłumaczyłem. - Przyślijcie zespół, trzeba ją zbadać.
C: Wszystkie zespoły są w terenie. - westchnęła. - Dasz radę ją przywieźć?
Potwierdziłem. Westchnąłem i spojrzałem ukradkiem na dziewczynę, przyglądała się mi.
As: No dobra, tak jak słyszałaś, zawiozę cię do szpitala. - uśmiechnąłem się i dałem jej kask.

~~Julia~~
J: To nie jest konieczne, ale jak chcesz... - westchnęłam i założyłam kask.
Nigdy jeszcze nie jechałam crossem, trochę się bałam, gdyż słyszałam, że to dość niebezpieczny pojazd. Nie pewnie usiadłam na pojeździe. Po chwili ruszyliśmy Aleks starał się jechać wolno, abym się nie bała. Dojechaliśmy w miarę szybko, pomógł mi wstać. Z pomocą chłopaka dotarłam do szpitala, gdzie zostałam przyjęta na oddział. Lekarz zlecił szereg badań, aby sprawdzić, co mi jest. Aleks objaśnił mu, co się stało.
J: Nie dobrze mi. - powiedziałam cicho. 
Zwymiotowałam, kręciło mi się w głowie i było nie dobrze. Usłyszałam, jak lekarz mówi coś o wstrząśnieniu mózgu ...

~~Aleks~~
Lekarz powiedział, że ma wstrząśnienie mózgu. Niby nic poważnego, ale jednak przeze mnie. Ja pierdziele... czas szybko zleciał, nim się obejrzałem był wieczór i zaczął mi się dyżur. Ubrałem kurtkę w drukowanym napisem na plecach "Ratownik Medyczny" Pierwsze wezwanie było do pijaka, który wychodząc z baru wpadł pod samochód. Nic poważnego, tylko rozbita głowa. Gdy czekaliśmy na kolejne wezwanie, poszedłem sprawdzić co u tej, no... Julii. Zapukałem w drzwi od pokoju jej sali i wszedłem do środka. Ustałem obok jej łóżka.
As: Hej. - uśmiechnąłem się. - Słuchaj... przepraszam, mogłem jechać wolniej. To moja wina. - westchnąłem i ręką, przeczesałem sobie włosy.

~~Julia~~
J: To nie twoja, a moja wina.  - uśmiechnęłam się. - Nie obwiniaj się.
As: Mogłem jechać wolniej.. - westchnął.
J: Mimo wszystko cieszę się, że wpadłam na ciebie, a nie na samochód, który jechałby ponad 100 na godzinę. - przemierzyłam go wzrokiem. - Jesteś ratownikiem ? - spytałam.
As: Zgadłaś. - uśmiechnął się. - A, ty kim ?
J: Ja studiuję Pedagogikę i Filologię Polską. - uśmiechnęłam się.
As: A, właśnie muszę iść na dyżur ... 
Chłopak wyszedł, a ja zasnęłam.

~~Aleks~~
Cały wieczór był cholernie nudny, spokoju nie dawał mi ten cholerny wypadek. Miałem wyrzuty sumienia. Następnego ranka skończyłem dyżur i cały dzień jak i noc miałem wolną. Ech, cholernie się nie wyspałem, co chwilę jakieś wezwania do symulantów. Gdy wychodziłem do wyjścia, przecierając oczy przede mną zobaczyłem Julię, wychodziła ze szpitala. Najwidoczniej już jej lepiej, dobrze. Podbiegłem do niej.
As: Hej. - uśmiechnąłem się.
J: O, cześć. - odwzajemniła uśmiech.
As: Nie przedstawiłem się, Aleks jestem. - powiedziałem lekko zakłopotany. - Zapraszam na śniadanie, znam fajną restaurację. - zaproponowałem uwodzicielskim tonem.

~~Julia~~
J: Chętnie skorzystam. - uśmiechnęłam się.
As: Chodźmy, to nie daleko.
Przeszliśmy kilka ulic i byliśmy na miejscu. Restauracja wyglądała na przyzwoitą. Weszliśmy do środka, gdzie stanęliśmy w kolejce.
As: Ja stawiam. - spojrzał na mnie.
,,Ach, jakie on ma piękne oczy" - pomyślałam w duchu.
Kiwnęłam głową i usiadłam przy stoliku. Po chwili wrócił Aleks niosąc tacę z sałatką i winem. 
J: Wino, na śniadanie ?
As: Czemu nie ?
J: No w sumie..
Zabraliśmy się za jedzenie, było pyszne. Po skończonym posiłku ...
J: Dziękuję. - uśmiechnęłam się.

~~Aleks~~
Uśmiechnąłem się i powiedziałem że nie ma sprawy. Jedzenie było naprawdę dobre, wina za dużo nie wypiłem, jeden kieliszek. Abym mógł prowadzić. Siedzieliśmy w ciszy, czułem się trochę spięty. 
As: Idziemy na spacer? - zaproponowałem.
Wolę iść na spacer, niż tu siedzieć i gapić się w sufit. Chciał bym ją lepiej poznać, ale czy to mi się uda?

~~Julia~~
J: Chodźmy. - uśmiechnęłam się.
Szliśmy parkiem, zadawaliśmy sobie pytania i poznawaliśmy się na wzajem. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o, nim, a on o mnie. Byliśmy tak pochłonięci rozmową, że straciliśmy poczucie czasu i nastał wieczór. Przestraszyłam się trochę, gdyż w tej okolicy było wiele porwań, morderstw, gwałtów itp.
Była mgła i było ta ciemno, że nie było widać, do kąt się idzie. Aleks idąc, wpadł do stawu. Udało mu się wyjść, ale był cały mokry.
J: Chodźmy do mnie, mieszkam bardzo blisko. - zaproponowałam. - Wysuszysz się i przynajmniej nie będziesz chory ..
As: Nie będę, mogę wrócić do swojego domu ..
J: Nalegam .. - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam delikatnie w stronę mojego mieszkania.
As: No dobra ...
Poszliśmy do mnie. To chwycenie ręki było odruchowe i było mi z tym głupio. Przy drzwiach przywitały nas moje psy .. 

~~Aleks~~
Boshe, jak myśli szli, że wpadłem do stawu? Pewnie wyszedłem na ciotę. Gdy dziewczyna złapała mnie za rękę, sparaliżowało mnie. Chyba tylko dlatego, poszedłem za nią. Niechętnie co prawda, ale poszedłem. Gdy byliśmy u niej, dała mi ręcznik którym wytarłem sobie włosy. Ciuchy wyschły, dzięki wietrze. Praktycznie mogłem już iść do domu, Max pewnie tęskni. 
As: Dzięki, suchy już jestem. - uśmiechnąłem się.
J: Widzę. - odwzajemniła uśmiech i wzięła ode mnie ręcznik.
Oparłem się o drzwi wejściowe i rozglądnąłem w koło.

~~Aleks~~
J: A, może zostaniesz na noc? - powiedziałam, co mi ciążyło na sercu. - Jest już późno, a w mojej okolicy ciągle ktoś, kogoś zabija. - zrobiłam słodkie oczka i liczyłam na pozytywną odpowiedź. - Proszę..
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, tak bardzo pragnęłam jego obecności, że nie potrafiłam wytrzymać bez niego ani minuty.
As: No dobrze... - odpowiedział.
Za pewnie nie mógł się oprzeć blasku moich oczu i słodkiej, uwodzicielskiej mince ...