niedziela, 30 listopada 2014

Vivanne

Urodziłam się w mieście. Ostatnio miałam moje 20 urodziny. Rodzice jako prezent powiedzieli mi, że mogę się wyprowadzić. Bardzo się ucieszyłam z tego prezentu. Długo zastanawiałam się nad wyborem mieszkania i miasta, do którego chciałabym się przeprowadzić. Ale w końcu wybrałam. Thoughts City. Zarezerwowałam mieszkanie, szybko się spakowałam i mama zawiozła mnie. Jazda trwała około trzy godziny. Nienawidzę jeździć autem! To prawdziwa katorga. Ale w końcu przyjechałam. Gdy wysiadłam powitał mnie piękny Owczarek Australijski. Chłopak, który mnie powitał powiedział, że jest mój. Nazwałam go Strdivarius. Pies zaprowadził mnie do mojego mieszkania. Rzuciłam moje rzeczy i skoczyłam na łóżko. Jak to dobrze położyć się po tak długiej podróży!
obrazek

Aleks - Nowy przyjaciel

Ostatnio dyżurów zrobiło mi się mniej, ponieważ zatrudnili więcej, wyszkolonych ratowników. Na moją korzyść w sumie, teraz mam więcej czasu dla siebie. Ostatnio rozważam kupno konia, chciał bym spróbować czegoś nowego, coś takiego jak jazda konna. Wczoraj kupiłem najlepszej jakości siodło, ogłowie, wędzidło itd. Na dodatek, wykupiłem boks w stadninie nieopodal. Spokojne miejsce, zero samochodów. Chcę żeby mój czterokopytny miał u mnie jak najlepiej, dlatego wziąłem mu największy boks jaki mieli w całej stadninie. Ostatnie co mi zostało, to koń. Siodłać, czyścić i te inne podstawowe rzeczy już umiem, wykupiłem sobie lekcje. Reszty, sam się nauczę. Następnego dnia wsiadłem w samochód i pojechałem 50 kilometrów za miasto, do małej miejscowości zwanej "Kijanów" To tam, czekał na mnie mój wymarzony ogier. Po wszelkich testach, kupiłem go. Kosztował trochę dużo, ale co tam. Właściciel wprowadził go do nowej, dopiero co kupionej przyczepy a ja, poszedłem podpisać z nim papiery. Dostałem również jego puchary, rozety i inne nagrody z konkursów. Gdy wszystko załatwiliśmy wsiadłem do auta i pojechałem do stadniny. Kto to wszystko sponsorował? Tatuś oczywiście.

Aleks - Pijany kierowca

Obudziłem się o piątej rano, ponieważ o siódmej zaczynałem dyżur. Poszedłem się ubrać i zjeść śniadanie, nakarmiłem Tornado i wyszedłem z domu. Pojechałem pod szpital na leśnej, tam gdzie pracuję. Adam i Martyna już byli, dziwne, wcześniej niż zwykle. Zacząłem nagrzewać karetkę, a Adam przecierał światła z pary. Nagle dostaliśmy wezwanie.
C: 21 S zgłoś się. - wydał się dźwięk centrali z krótkofalówki.
As: 21 S zgłaszam się. - westchnąłem. 
C: Pijany kierowca potrącił młodą dziewczynę, dworcowa 6. 
As: Już tam jedziemy. - powiedziałem. - Adam, ruchy. - pogoniłem go.
Gdy wszyscy się zebrali, ruszyliśmy na miejsce wypadku. Włączyłem syreni i gaz do dechy. Dotarliśmy tam po około ośmiu minutach. Wysiedliśmy i wzięliśmy sprzęt, oni zajęli się kierowcą a ja poszkodowaną.
As: Dzień dobry, jak się czujesz? - spytałem klękając przed nią.
Ki: Gło, głowa mnie boli. - jęknęła.
As: Głowa cię boli, tak? A jak się nazywasz? - spytałem badając jej oczy.
Ki: Katie. - odpowiedziała ciężko oddychając.
As: Nie podnoś głowy, okey? - kiwnęła głową. - Adam, deska i kołnierz już! - krzyknąłem. 
Jego reakcja była momentalna, świetnie, jak zawsze zresztą. Założyłem dziewczynie kołnierz aby ubezpieczyć szyję, później razem z Adamem przełożyliśmy ją na deskę, zapięliśmy i przenieśliśmy do karetki. Ruszyliśmy.
Ki: Gdzie jedziemy? - spytała zupełnie nie wiedząc co się dzieje.
As: Do szpitala, tam zszyją ci ranę i zbadają. - powiedziałem. - Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnąłem się.
Dziewczyna miała uraz głowy, niby nic wielkiego, a jednak.

~~Katie~~
Za każdym ruchem ból się pogrążał. Po chwili straciłam czucie, sama nie wiem gdzie. - powiedziałam zamykając obie powieki. Po zamknięciu powiek okazało się że straciłam przytomność. Nie wiedziałam co się dzieje ze mną. Czułam wstrząsy jak wieźli mnie karetką i to tyle. Obudziłam się dopiero na ostrym dyżurze. Zaczęli mi robić badania, nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

~~Aleks~~
Kurwa, straciła przytomność a serce zaczęło wolniej pracować.
As: Adam szybciej! - krzyknąłem.
Po chwili dotarliśmy na miejsce, od razu wzięli dziewczynę na badania. Byliśmy wolni, czekaliśmy na kolejne wezwanie. Cały dzień minął na jeżdżeniu do wypadków, pijanych i z atakami duszności. Wieczorem przebrałam się w codzienne ciuchy i poszedłem odwiedzić tą dziewczyną, co ją rano przywieźliśmy, słyszałem że musi zostać jeszcze w szpitalu przez kilka dni. Wszedłem do sali, w której leżała i podszedłem do jej łóżka.
As: Hej, przyniosłem czekoladki. - uśmiechnąłem się i położyłem je na stoliku obok. - Jak się czujesz? - spytałem.
Nie będę siedział długo, chwile sobie pogadam i pójdę do domu. Dziewczyna powiedziała że wszystko ok, kiwnąłem głową i wyszedłem. Najwyraźniej nie chciała mojego towarzystwa. Nie, to nie.

sobota, 29 listopada 2014

Oliwer - Oprowadzić Cię?

Wstałem wcześnie, miałem lekką chrypę. No świetnie, a ja mam śpiewać? Nie no, przejdzie mi. Nakarmiłem Maksa i poszedłem się ubrać, wziąć prysznic i umyłem zęby. Maks został w domu, wszedłem do garażu i próbowałem odpalić auto. Niestety, akumulator padł. No świetnie. Byłem zmuszony iść na pieszo. Próba minęła szybko, byłem wolny cały dzień. Wracałem przez centrum, szedłem blisko ścian jak zawsze. Nagle drzwi od sklepu z ubraniami się otworzyły, a ja dostałem w nos. 
Ki: O boże, przepraszam! - powiedziała podchodząc do mnie.
O: Nie no spoko, dziś chyba mam pecha. - westchnąłem. 
Ki: To moja wina. - odgarnęła sobie włosy za uszy.
O: Nie, no co ty. To ja powinienem chodzić dalej od ścian. - zaśmiałem się. - Oliwer jestem.
Z nosa leciała mi krew, trudno, przejdzie.

~~Katie~~
Było mi bardzo głupio. Widząc co sama dokonałam chciałam zakopać się pod ziemie z mojej głupoty. Gdy patrzyłam jego twarz zamurowało mnie. Krew spływała mu po prawym policzku i zatrzymywała się na koszulce. 
Ki: Może ci to opatrzę? - zaproponowałam nieśmiało. - Wygląda to na poważną ranę. - skrzywiłam się lekko wgryzając się w lewy kącik ust. 
O: Nie trzeba. - zaśmiał się pod nosem. 
Ki: Ale ja nalegam. - mówiłam dalej przekonując chłopaka. 

~~Oliwer~~
Przewróciłem oczami. Przecież to zwykła krew, nic poważnego. Dlaczego dziewczyny przeważnie z wszystkiego, robią wielką tragedię? Ale jak chce, niech opatrzy. - zaśmiałem się w duchu.
O: Eh, nie trzeba. - powtórzyłem. 
Naprawdę nie trzeba, wrócę do domu przebiorę się i będzie po sprawie. 
Ki: Okey. - powiedziała i zaczęła odchodzić.
Co!? Przecież nie mogę dać jej tak odejść, przecież nawet nie wiem jak się nazywa.
O: Ale jak chcesz to możesz. - uśmiechnąłem się podbiegając do niej.

~~Katie~~
Zaczęłam się uśmiechać kątem ust. Trzeba tylko udawać smutną i obojętną, w tedy wszystko będzie tak jak się chce. Zabrałam chłopaka do mojego domku gdzie opatrzyłam mu, jak dla mnie, głęboką ranę. Po odkażeniu i uleczeniu rany podałam mu mrożoną herbatę z cytryną. Po jego minie wydawało się że bardzo mu smakuje. Fajnie mieć takiego kumpla co lubi to samo co ja, ale szczerze muszę się dowiedzieć o nim więcej niż tylko to że lubi ten sam napój co ja.

~~Oliwer~~
Ukrywałem moje lekkie znudzenie, żeby nie wyszło że jestem jakiś... no dobra, była ta herbata. Hm... o czym by tu gadać... schowałem ręce do kieszeni od bluzy i rozglądałem się po pomieszczeniu. Miałem ochotę wyjść, nie sam oczywiście, ale nie wypada... kuźwa.
O: To... czym się zajmujesz? - zadałem pierwsze lepsze pytanie przerywając ciszę.
K: Jestem muzykiem. - uśmiechnęła się. - A Ty? - spytała po chwili.
O: Ja jestem kaskaderem i śpiewam. - powiedziałem.
K: Ooo, to zaśpiewaj mi coś... - uśmiechnęła się.
O: Nie dzięki, nie, sorry. - próbowałem się wykręcić. - Ale jak coś, to możesz przyjść kiedy tam do studia czy coś. - powiedziałem.
Nie chcę przed nią śpiewać, boshe, ja nie dam rady! Będę się denerwował i jeszcze słowa przekręcę, wtedy będzie się ze mnie śmiała i będzie dupa.

~~Katie~~
Nie rozumiem. Kto by przyjął takiego piosenkarza który wstydzi się zaśpiewać przy tylko jednej osobie, a ciekawe jak śpiewa na jakiś koncertach czy coś. - powiedziałam w myślach z dużą dość niepewnością.
Ki: Szkoda. - westchnęłam cicho pijąc mrożonej herbaty z dodatkiem cytryny. - Myślałam że pokażesz na co cię stać. - udawałam zasmuconą. 
Zaczęłam pić napój duszkiem, aż się zakrztusiłam. Szybko odłożyłam szklankę na stół i zaczęłam głośno kaszleć.

~~Oliwer~~
Jak to jest się czuć zmieszanym? O właśnie tak. Wbiłem wzrok w ziemię i siedziałem, gdy dziewczyna zaczęła kaszleć podniosłem głowę. 
O: Pomóc? - spytałem, choć było to głupie.
K: Nie dzięki. - powiedziała uspakajając się. 
Wstałem i ubrałem kaptur, nie chciało mi się już tu siedzieć, było trochę napięcie.
O: Idziemy na spacer? - spytałem.

~~Katie~~
Kiwnęłam lekko głową po czym ruszyłam za przystojniakiem. Przystojniakiem? Katie weź że się opanuj, wróć na świat, a nie myśl o niebieskich migdałach. - potrząsnęłam mocno głową. Oboje się ubraliśmy i wyszliśmy z mojego mieszkania.
Ki: Jak długo tu jesteś? - powiedziałam od razu po wyjściu.
Czekając na odpowiedź zamknęłam na klucz dom by wiedzieć że nikt się nie włamie.

~~Oliwer~~
O: Nie za długo, nie za krótko lecz w sam raz. - uśmiechnąłem się chowając ręce do kieszeni. - A ty? - spytałem po chwili powolnego marszu.
Ki: Krótko. - westchnęła. 
O: Może cię oprowadzę po mieście? - zaproponowałem. 
Ki: Chętnie. - uśmiechnęła się.
Ruszyliśmy w stronę centrum miasta, a było ono duże, więc trochę nam się zeszło. Cały dzień spędziliśmy razem, poznaliśmy się. Gdy było późno, zjedliśmy kolację w knajpie po czym odprowadziłem dziewczynę do jej domu, aby nic się nie stało.

Julia - Zagubiona

Byłam zupełnie nowa w tym mieście, nikogo nie znałam. Wydawało mi się, że mieszkańcy są tu mili, a może to tylko złudzenie ? 
Postanowiłam, że zwiedzę miasto. Wyszłam na zewnątrz i przechadzałam się ulicą. Idąc tak dotarłam do centrum, gdzie były tłumy ludzi. Wszyscy wydali mi się obcy, byłam lekko zakłopotana i zmieszana. Szczerze, to nawet trochę się bałam. Poczułam zimną dłoń na moich ustach, obejrzałam się, a za mną stał jakiś mężczyzna w kapturze. 
Byłam bardzo wystraszona, odruchowo go kopnęłam i zaczęłam uciekać. Po drodze wbiegłam na drogę, prosto pod cross. Straciłam przytomność, ocknęłam się nade mną stał jakiś chłopak ... 

~~Aleks~~
Dziś przypadał mi nocny dyżur, właściwie to się cieszę, wtedy się najwięcej dzieje. Jeździłem sobie po mieście, gdy nagle, jakaś blondynka wbiegła mi pod koła. Wyglądała na przestraszoną. Gwałtownie zahamowałem, ledwie ją musnąłem. Mimo to, upadła na ziemię i zemdlała. Moja reakcja była momentalna, zostawiłem motor, zdjąłem kask i podbiegłem do dziewczyny. Wziąłem ją na ręce i zniosłem do alejki obok nas, gdzie będzie mniej ludzi. Później pobiegłem po crossa i postawiłem go obok nas. Po chwili, dziewczyna się ocknęła, była zdezorientowana. Żeby tylko nie miała wstrząśnienia mózgu. Uśmiechnąłem się do niej, aby się mnie nie bała.
As: Spokojnie, nic ci nie zrobię. - powiedziałem przyciszonym głosem. - Boli cię coś? Jak się nazywasz? Jaki mamy dziś dzień tygodnia? - zadałem parę pytań jak zawsze.

~~Julia~~
Byłam oszołomiona, skąd się tu wzięłam, skąd on się tu wziął ? Nic nie pamiętam ...
J: Głowa, upadając musiałam się uderzyć. - powiedziałam nieśmiało. - Ale ... to nie twoja wina, zemdlałam ze strachu podobno to możliwe. - po chwili sobie wszystko przypomniałam. - Nazywam się Julia Kowalska i dzisiaj mamy Sobotę.
As: Na pewno nic Ci nie jest? - spytał.
J: Tak, dziękuję za troskę. - uśmiechnęłam się delikatnie. 

~~Aleks~~
Odwzajemniłem uśmiech. Nie byłem pewien, czy aby na pewno jej nic nie jest. Ale przecież, do niczego zmuszać jej nie mogę. Westchnąłem pod nosem. 
As: Okey, możesz wstać? - spytałem.
J: Tak, raczej tak. - powiedziała dość niepewnie.
As: Okey, chodź pomogę. 
Pomogłem dziewczynie wstać, pożegnała się ze mną. Zrobiła parę kroków odchodząc, ale po chwili się zatrzymała i znów upadła. W porę zdążyłem i ją złapałem. No, wiedziałem że coś jest nie tak, wyglądała dość blado. Wyciągnąłem z crossa moją krótkofalówkę i czekałem na odpowiedź centrali.
C: No, co tam? - spytała Ruda, tak na nią wołamy.
As: Dziewczyna po omdleniu, zachwianie równowagi chwilowy zanik pamięci. - wytłumaczyłem. - Przyślijcie zespół, trzeba ją zbadać.
C: Wszystkie zespoły są w terenie. - westchnęła. - Dasz radę ją przywieźć?
Potwierdziłem. Westchnąłem i spojrzałem ukradkiem na dziewczynę, przyglądała się mi.
As: No dobra, tak jak słyszałaś, zawiozę cię do szpitala. - uśmiechnąłem się i dałem jej kask.

~~Julia~~
J: To nie jest konieczne, ale jak chcesz... - westchnęłam i założyłam kask.
Nigdy jeszcze nie jechałam crossem, trochę się bałam, gdyż słyszałam, że to dość niebezpieczny pojazd. Nie pewnie usiadłam na pojeździe. Po chwili ruszyliśmy Aleks starał się jechać wolno, abym się nie bała. Dojechaliśmy w miarę szybko, pomógł mi wstać. Z pomocą chłopaka dotarłam do szpitala, gdzie zostałam przyjęta na oddział. Lekarz zlecił szereg badań, aby sprawdzić, co mi jest. Aleks objaśnił mu, co się stało.
J: Nie dobrze mi. - powiedziałam cicho. 
Zwymiotowałam, kręciło mi się w głowie i było nie dobrze. Usłyszałam, jak lekarz mówi coś o wstrząśnieniu mózgu ...

~~Aleks~~
Lekarz powiedział, że ma wstrząśnienie mózgu. Niby nic poważnego, ale jednak przeze mnie. Ja pierdziele... czas szybko zleciał, nim się obejrzałem był wieczór i zaczął mi się dyżur. Ubrałem kurtkę w drukowanym napisem na plecach "Ratownik Medyczny" Pierwsze wezwanie było do pijaka, który wychodząc z baru wpadł pod samochód. Nic poważnego, tylko rozbita głowa. Gdy czekaliśmy na kolejne wezwanie, poszedłem sprawdzić co u tej, no... Julii. Zapukałem w drzwi od pokoju jej sali i wszedłem do środka. Ustałem obok jej łóżka.
As: Hej. - uśmiechnąłem się. - Słuchaj... przepraszam, mogłem jechać wolniej. To moja wina. - westchnąłem i ręką, przeczesałem sobie włosy.

~~Julia~~
J: To nie twoja, a moja wina.  - uśmiechnęłam się. - Nie obwiniaj się.
As: Mogłem jechać wolniej.. - westchnął.
J: Mimo wszystko cieszę się, że wpadłam na ciebie, a nie na samochód, który jechałby ponad 100 na godzinę. - przemierzyłam go wzrokiem. - Jesteś ratownikiem ? - spytałam.
As: Zgadłaś. - uśmiechnął się. - A, ty kim ?
J: Ja studiuję Pedagogikę i Filologię Polską. - uśmiechnęłam się.
As: A, właśnie muszę iść na dyżur ... 
Chłopak wyszedł, a ja zasnęłam.

~~Aleks~~
Cały wieczór był cholernie nudny, spokoju nie dawał mi ten cholerny wypadek. Miałem wyrzuty sumienia. Następnego ranka skończyłem dyżur i cały dzień jak i noc miałem wolną. Ech, cholernie się nie wyspałem, co chwilę jakieś wezwania do symulantów. Gdy wychodziłem do wyjścia, przecierając oczy przede mną zobaczyłem Julię, wychodziła ze szpitala. Najwidoczniej już jej lepiej, dobrze. Podbiegłem do niej.
As: Hej. - uśmiechnąłem się.
J: O, cześć. - odwzajemniła uśmiech.
As: Nie przedstawiłem się, Aleks jestem. - powiedziałem lekko zakłopotany. - Zapraszam na śniadanie, znam fajną restaurację. - zaproponowałem uwodzicielskim tonem.

~~Julia~~
J: Chętnie skorzystam. - uśmiechnęłam się.
As: Chodźmy, to nie daleko.
Przeszliśmy kilka ulic i byliśmy na miejscu. Restauracja wyglądała na przyzwoitą. Weszliśmy do środka, gdzie stanęliśmy w kolejce.
As: Ja stawiam. - spojrzał na mnie.
,,Ach, jakie on ma piękne oczy" - pomyślałam w duchu.
Kiwnęłam głową i usiadłam przy stoliku. Po chwili wrócił Aleks niosąc tacę z sałatką i winem. 
J: Wino, na śniadanie ?
As: Czemu nie ?
J: No w sumie..
Zabraliśmy się za jedzenie, było pyszne. Po skończonym posiłku ...
J: Dziękuję. - uśmiechnęłam się.

~~Aleks~~
Uśmiechnąłem się i powiedziałem że nie ma sprawy. Jedzenie było naprawdę dobre, wina za dużo nie wypiłem, jeden kieliszek. Abym mógł prowadzić. Siedzieliśmy w ciszy, czułem się trochę spięty. 
As: Idziemy na spacer? - zaproponowałem.
Wolę iść na spacer, niż tu siedzieć i gapić się w sufit. Chciał bym ją lepiej poznać, ale czy to mi się uda?

~~Julia~~
J: Chodźmy. - uśmiechnęłam się.
Szliśmy parkiem, zadawaliśmy sobie pytania i poznawaliśmy się na wzajem. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o, nim, a on o mnie. Byliśmy tak pochłonięci rozmową, że straciliśmy poczucie czasu i nastał wieczór. Przestraszyłam się trochę, gdyż w tej okolicy było wiele porwań, morderstw, gwałtów itp.
Była mgła i było ta ciemno, że nie było widać, do kąt się idzie. Aleks idąc, wpadł do stawu. Udało mu się wyjść, ale był cały mokry.
J: Chodźmy do mnie, mieszkam bardzo blisko. - zaproponowałam. - Wysuszysz się i przynajmniej nie będziesz chory ..
As: Nie będę, mogę wrócić do swojego domu ..
J: Nalegam .. - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam delikatnie w stronę mojego mieszkania.
As: No dobra ...
Poszliśmy do mnie. To chwycenie ręki było odruchowe i było mi z tym głupio. Przy drzwiach przywitały nas moje psy .. 

~~Aleks~~
Boshe, jak myśli szli, że wpadłem do stawu? Pewnie wyszedłem na ciotę. Gdy dziewczyna złapała mnie za rękę, sparaliżowało mnie. Chyba tylko dlatego, poszedłem za nią. Niechętnie co prawda, ale poszedłem. Gdy byliśmy u niej, dała mi ręcznik którym wytarłem sobie włosy. Ciuchy wyschły, dzięki wietrze. Praktycznie mogłem już iść do domu, Max pewnie tęskni. 
As: Dzięki, suchy już jestem. - uśmiechnąłem się.
J: Widzę. - odwzajemniła uśmiech i wzięła ode mnie ręcznik.
Oparłem się o drzwi wejściowe i rozglądnąłem w koło.

~~Aleks~~
J: A, może zostaniesz na noc? - powiedziałam, co mi ciążyło na sercu. - Jest już późno, a w mojej okolicy ciągle ktoś, kogoś zabija. - zrobiłam słodkie oczka i liczyłam na pozytywną odpowiedź. - Proszę..
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, tak bardzo pragnęłam jego obecności, że nie potrafiłam wytrzymać bez niego ani minuty.
As: No dobrze... - odpowiedział.
Za pewnie nie mógł się oprzeć blasku moich oczu i słodkiej, uwodzicielskiej mince ... 

Julia

Urodziłam się w małej wiosce, gdzie spędziłam swoje dzieciństwo. Było mi tam naprawdę dobrze, ale chciałam zwiedzić świat, nie chciałam był gospodynią, gdyż to nie jest moim marzeniem ani powołaniem. Chcę żyć, zapewne jak wiele młodych osób w mieście, gdzie mogę studiować, mieszkać i poznawać nowych ludzi. Uwielbiałam przebywać na wsi, gdyż miałam tam kontakt z naturą, ale ciągnęło mnie do miasta. Pewnego dnia spakowałam swoje rzeczy, pożegnałam się z rodziną i wyjechałam. Moje rodzeństwo zostało tam, gdzie pozakładało swoje rodziny. Po kilku godzinnej podróży autobusem dotarłam do miasta zwanego Thoughts City. Postanowiłam, że tu zamieszkam. Byłam pewna, a raczej miałam nadzieję, że odnajdę tutaj szczęście...
obrazek

Maggie

Jechałam prawie cały dzień. Najpierw z gór autem taty, potem autokarem następnie autobusem i taksówką. Za szyby było widać wysokie wieżowce..., ale nie tak wysokie, jak góry. Yvo smacznie spała na swoim kocu. Mieszkałam w górach, ale teraz rodzice wysłali mnie do miasta na studia. W czasie nauki będę także uczyć jeździć konno. Taksówka zatrzymała się. Obudziłam Yvonne i wzięłam bagaże. Potem zapłaciłam taksówkarzowi i rozglądnęłam się. Wszystko było takie nowe... Po chwili poszłam do swojego domu i zaczęłam rozpakowywanie.
obrazek

piątek, 21 listopada 2014

Oliwer - Niezdolność

Mój kolejny, zwyczajny dzień. Ciekaw byłem, czy wydarzy się dziś coś ciekawego. Z samego rana, obudził mnie telefon, dzwonił ojciec. Pytał jak tam dom itd, jasne, teraz udaje troskliwego tatusia. Po rozmowie poszedłem się ubrać i zjeść śniadanie, chwilę później do kuchni przyszedł Maks i zaczął domagać się jedzenia. Zaśmiałem się pod nosem i pogłaskałem go, po czym nasypałem do jego miski jedzenia. Oboje zaczęliśmy jeść, po skończonym posiłku wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę studia, nauczyłem się tekstu nowej piosenki więc nie mam się co denerwować. Zaparkowałem na wyznaczonym dla mnie miejsca, po czym razem z Maksem weszliśmy do środka. Jakieś dziesięć minut później, wszedłem do specjalnego pomieszczenia i gdy dali mi sygnał zacząłem śpiewać piosenkę na początku piosenki zauważyłem piękną dziewczynę, miała aparat w ręku. Stałem się niezdolny do śpiewania, jej uroda mnie przybiła. Jednak musiałem dalej śpiewać, inaczej bym miał przejebane. Często na nią spoglądałem, nie wiem dlaczego. Gdy skończyłem, wyszedłem do niej i szefa, rozmawiali o czymś.
M: No dobra, to teraz idziesz z nią. - powiedział wskazując na dziewczynę. - Zrób mu parę fotek do nowego albumu, jakieś bez koszulki na samochodzie czy coś takiego.
Chciałem coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił ponieważ zatknął mi buzię ręką, szybko ją od siebie odepchnąłem i zrobiłem krok w tył, dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
O: Dobra, chodźmy już. - przewróciłem oczami i otworzyłem jej drzwi wejściowe.
Poszliśmy do mojego samochodu, nie zbyt wiedziałem co mam teraz robić.

~~Elizabeth~~
E: Cześć. - przywitałam się z uśmiechem podając dłoń chłopakowi. - Jestem Elizabeth, będę dzisiaj Twoim fotografem i poprowadzę dzisiaj Twoją sesję zdjęciową.
Chłopak skinął w zamyśleniu głową a ja zawołałam ekipę i pomogłam im w rozstawianiu lamp i aparatów.
E: Gotowy? - spytałam.
O: Jasne. - odpowiedział z pewnym siebie uśmiechem.
E: No to zaczynamy. - odpowiedziałam.
Pokazywałam chłopakowi jakie pozy ma przybierać, co powinien zrobić, gdzie powinien stać. Dziwne że to nie model, ma doskonałe ciało do tego zawodu.
A te muskuły prężące się przy każdym jego ruchu. Przegryzłam lekko wargę i główkowałam. Jak tu zaspokoić moje potrzeby i uzyskać dobrą fotkę?
E: Olek, kochanie, ściągnij koszulkę, chcę nacieszyć Tobą obiektyw. - mruknęłam zadziornie.

~~Oliwer~~
Śmieszne, urocza. - zaśmiałem się w duchu. Dziwnie się czułem w tych pozach, które mi pokazywała, tak nie naturalnie.
O: Tia, jasne. - przewróciłem oczami z lekkim uśmiechem.
Ściągnąłem koszulkę i położyłem na podłodze.
E: No dobrze, to teraz... - zamyśliła się, widocznie brak jej pomysłów na pozę.
O: Mam pomysł. - powiedziałem wchodząc na dach samochodu. - A może tak? - spytałem i zrobiłem moją pozę.
Uśmiechnąłem się do dziewczyny szarmancko.

~~Elizabeth~~
E: Może być. - powiedziałam uśmiechając się zza aparatu.
Chłopak uśmiechnął się i pełen entuzjazmu zaczął pozować, do coraz lepszych zdjęć. Pstrykałam fotki co kilka sekund, jedna za drugą, każda lepsza od pierwszej. Po chwili dzwonek od telefonu trafił szlag i postanowił przerwać nam sesję.
E: Poczekaj chwilę, zrób przerwę, muszę odebrać. - rzuciłam szybko do niego a ekipa z westchnieniem pokierowała się do budynku. Odebrałam i usłyszałam ofertę nie do pobicia, Las Vegas, doskonała pensja, apartament w samym środku miasta. Zebrałam sprzęt i ekipę, pojechałam się spakować, po drodze jednocześnie składając wymówienie w studiu.

<Beth odchodzi, całe swoje monety odda Isabelle i Alanowi, niech się podzielą. :> >

niedziela, 16 listopada 2014

Katie

Wychowałam się w domu dziecka. Nigdy nie poznałam swoich biologicznych rodziców. Wmawiano mi tylko ich durne historyjki, w który nigdy nie wierzyłam. Wciąż myślę że oni żyją i cały czas próbują mnie znaleźć. Gdy dobiegłam wieku osiemnastu mogłam się wyprowadzić z tego szałasu. Miałam dość tych wszystkich dzieciaków, to nie było moje środowisko. Szukając domu błąkałam się kilka godzin, aż dotarłam do tego wspaniałego miejsca. Myślę że tu będą zgrane i zrównoważone osoby, a nie tak jak było w tym... nawet nie mogę przemówić tego słowa.
obrazek

Alan - Szpital

Obudziłem się wcześnie, sam nie wiem dlaczego, wczoraj późno wróciłem do domu. Wstałem z łóżka, poszedłem się ubrać, wziąć prysznic i umyć zęby. Założyłem czarne jeansy, niebieską koszulkę. Zszedłem na dół na śniadanie, zjadłem płatki i nakarmiłem Alexa. Zadzwonił telefon, no jasne a jak by inaczej? Odebrałem, okazało się że to znów zabójstwo, tym razem w nadzwyczaj dziwnym miejscu, w szpitalu. Czego ci psychopaci nie wymyślą... 
A: Alex, chodź. - zawołałem go.
Ubrałem skórę i wsiedliśmy do auta. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu, nie przepadam za szpitalami, jest tam tak... biało. Wszedłem na salę.
A: Co znów mamy? - westchnąłem.
L: Zabity nożem, wymierzone były trzy dźgnięcia w serce. Stało się to około piątej, może szóstej rano. I do buzi, wsadził mu kartkę, przeczytaj sobie. - powiedział podając mi kawałek papieru.
Było tam napisane "Mordercy nigdy nie śpią, uważaj bo możesz być następny"
A: No jasne, próba zastraszania, ale kogo? 
L: Ja tam nie wiem, jak byś mógł to jedź na komisariat przewieźli tam świadka. Ale uważaj, jest roztrzęsiona. 
Kiwnąłem głową i razem z Alexem ruszyłem na posterunek. Wszedłem do biura, siedziała tam młoda dziewczyna, usiadłem naprzeciw niej a Alex oczywiście obok mnie na swoim "krześle" 
A: Mógł bym zadać ci parę pytań? - kiwnęła głową. - Byłaś świadkiem morderstwa, dlaczego od razu nie zadzwoniłaś po policje?
K: Nie mogłam, bo ten facet kręcił się obok tego pana parę godzin, gadał do niego. - powiedziałam drżącym głosem.
A: Co mówił? 
K: Nie wiem, nie zrozumiałam go. 
A: A jak wyglądał?
K: Nie wiem, był zamaskowany w czarną kominiarkę, miał też okulary przeciwsłoneczne. 
A: Bałaś się? 

~~Karina~~
Wstałam dzisiaj około czwartej. Miałam na piątą do szpitala, na praktyki. Poszłam do łazienki/ Wiadomo, poranna toaleta... po skończeniu jej, poszłam się ubrać. Włożyłam pudrow0-różowy T-shirt*, niebieskie jeansy i rego samego koloru, co bluzkę, trampki. Nakarmiłam Zoe udkiem z kurczaka i napoiłam wodą. Sama zjadłam zupę mleczną, składającą się z płatek Corn Flakes z owocami maliny. Popiłam kakaem. Tak, mleko było z piasku, haha...! Wyczesałam Zoe, uczesałam siebie, umyłam ręce, wzięłam pupilkę na smycz i poszłam do pracy. Moja ulubienica jest psem-terapeutą w tym szpitalu, więc chodzi ze mną. Dzięki temu prawie w ogóle się nie rozstajemy. Są takie momenty, ale rzadko, naprawdę rzadko. Poszłam gdziem miałam. Kiedy byłam na miejscu, włożyłam fartuch i poszłam do sali. Mojej szefowej jeszcze nie było. Postanowiłam trochę oprzątnąć. Moja sunia była obok. Nagle wbiegło jakiś dwóch mężczyzn. Jeden miał nóż. Schowałam się za biurkiem i po cichu modliłam, żeby mnie nie znaleźli. Moja sunia skoczyła na tego z ostrym narzędziem, ale on przeciął jej przednią, lewą łapę przy brzuchu. Bałam się jej pomóc. Widziałam, jak ten grubszy, który tknął moje zwierzątko zadźgał tego drugiego. Mówił coś do niego, ale nie do końca rozumiałam co. Kiedy wyszedł, siedziałam jeszcze jakiś czas cicho, żeby nie okazało się, że on tam czeka. Po jakimś czasie, podbiegłam do Zoe. Miała przecięcie niedaleko serca. Zadzwoniłam po weterynarza, wezwałam policję i zawołałam innych lekarzy, aby zajęli się ofiarą. Ja nie dałabym rady. Przytuliłam tylko sunię i czekałam na ratowników weterynarii. Niedługo po tym przyjechali oni i policja. Wzięli moją sunię, mężczyznę moi koledzy, a ja musiałam jechać z policją. Moja szefowa już była i zgodziła się na to, abym pojechała na komisariat z funkcjonariuszami. Po około pół godzinie przyjechał niewiele ode mnie starszy chłopak. Zaczął wypytywać mnie o sprawę, a nawet się nie przedstawił. Kiedy spytał, czy się bałam, nie patrząc na niego kiwnęłam głową przytakująco.
A: Tak w ogóle, to jestem Alan, a ty? - spytał, z miną, jakby się o mnie martwił.
K: Karina. -powiedziałam delikatnie, patrząc na niego chwilowo. - Co będzie z moją Zoe? - bardzo martwiłam się o ukochaną sunię.

~~Alan~~
A: Z nią wszystko dobrze. - uspokoiłem ją. - Wyliże się z tego. 
Nagle zawołali mnie policjanci, powiedziałem dziewczynie żeby chwile poczekała ta na to, kiwnęła głową. Rafał powiedział że złapali jednego i on zeznał, że widzieli brunetkę i ten drugi będzie chciał się zemścić. Zajebiście. Czyli że teraz musimy jej pilnować. Wróciłem do niej.
A: No dobrze, to kilka dni spędzisz ze mną. - westchnąłem.
K: Aa, ale dlaczego? - zdziwiła się.
A: Jednego mamy, ale drugi zwiał i oni cię widzieli. Ten co go złapaliśmy powiedział że ten drugi planuje zemstę na tobie. - powiedziałem, widać że dziewczyna się zaniepokoiła. - Ale spokojnie, ze mną Ci nic nie będzie. To co, jedziemy po Zoe? - uśmiechnąłem się.

~~Karina~~
Nagle chłopaka zawołali inni policjanci. Kiedy wrócił po około pięciu minutach, oznajmił, że najbliższe dni spędzę z nim. Zdziwiłam się, ale wyjaśnił, że tamci chcą się na mnie zemścić. A jednak mnie widzieli. Kiedy spytał, czy jedziemy po Zoe, uśmiechnęłam się delikatnie i ledwie zauważalnie. Miałam nadzieję, ze moja ulubienica naprawdę z tego wyjdzie. Przytaknęłam. Wsiedliśmy do jego samochodu i pojechaliśmy. Szczerze powiem, że nie lubię jeździć z facetami samochodem. Boję się. Słyszałam już tyle rzeczy... w każdym razie po krótkim czasie znaleźliśmy się na miejscu. Alan otworzył mi drzwi od auta i od budynku. Całkiem miły, jak na glinę. Po chwili zobaczyłam moja kochaną Zoe. Od razu do niej podbiegłam.
K: Kochana! - przytuliłam ją. - Będzie dobrze. - cały czas byłam przy niej.

~~Alan~~
Gdy dziewczyna poszła po psa, ja zaczekałem za zewnątrz opierając się o maskę samochodu. Po około pięciu minutach wyszła z pomieszczenia i podeszła do mnie. 
K: Mogli byśmy jechać do mojego domu? Chciałam zadzwonić do rodziców a padła mi komórka. - poprosiła.
A: Okey. - wzruszyłem ramionami, otworzyłem jej drzwi, jak na faceta przystało, a gdy wsiadła zamknąłem je.
Ruszyliśmy pod jej dom, okazało się że mieszka obok mnie, nawet sobie sprawy z tego nie zdawałem. Weszliśmy do jej mieszkania, Alex cały czas stał między moimi nogami i bacznie obserwował Zoe.
A: No co jest Komisarzu, czyż byś się wstydził? - zaśmiałem się i zacząłem go tarmosić.

~~Karina~~
Po rozmowie z weterynarzem i wykupieniem u niego lekarstw dla sunia, wyszłam z nią na zewnątrz. Popatrzyła na psa Alana, ale najwyraźniej się go nie bała. Zachowywała się, jak gdyby go nie było. OD czasu do czasu zerknęła na czworonoga, ale to było rzadkie, naprawdę rzadkie. Zauważyłam jednak, ze on patrzył na nią niemal ciągle. Poprosiłam chłopaka, żeby zawiózł mnie do domu, ponieważ musiałam zadzwonić do rodziców, a komórka mi padła. Zgodził się. Otworzył mi i mojej suni drzwi do samochodu i zamknął za nami. Siedziałam na miejscu pasażera z przodu, a Zoe na moich kolanach. Kiedy dojechaliśmy, otworzył nam drzwi. Podeszłam do mieszkania, otworzyłam drzwi i weszłam do środka z sunią. Chłopak i jego pies za nami. Cały czas ten owczarek patrzył na moją collie. W sumie, to nie mam nic przeciwko niemu. Wyglądał na trochę wystraszonego, natomiast Alan w ogóle się nie bał. Poszłam do kuchni, gdzie był telefon stacjonarny i zadzwoniłam.
K: Cześć Mamo. - powiedziałam prawie płacząc.
M: Karinka! - ucieszyła się. - Moje dziecko!
K: Zoe ma przeciętą łapę przy brzuchu, przy sercu, ale wyliże się z tego.
M: Musi wyzdrowieć. Miała cię pilnować. - mama była chyba pewna tego, co mówiła. Do Alana ktoś zadzwonił.
A: Musimy iść. - powiedział po chwili.
K: Mamo, muszę kończyć. Zadzwonię później. Buziaczki. - pożegnałam się z mamą.
M: No, pa. - mama żałowała końca rozmowy. Odłożyłam słuchawkę.
K: Coś się stało? - znowu będą mnie przesłuchiwać, czy co? - Zoe, idziemy. - powiedziałam do suni.

~~Alan~~
Ojciec do mnie zadzwonił, pytał czy jeszcze żyję. Tia, niestety... dziewczyna zaprosiła mnie salonu i podała kawę. Niestety ja jej nie piję, nie psuję sobie serca. Karina podała mi więc sok pomarańczowy, tak jak poprosiłem. Usiedliśmy na kanapie i chwile porozmawialiśmy. Nagle Zoe skoczyła dziewczynie na kolana i zaczęła o nią obcierać. Zbuntowany Alex też wskoczył mi na kolana i się przytulił.
A: No, no chłopie. - zaśmiałem się.
Po chwili pies położył mi się na kolanach i słodko spał.
K: Kto to do ciebie dzwonił jeśli można spytać?
A: Tata, pytał czy jeszcze żyję. - westchnąłem. Spojrzała na mnie pytająco. - Tata nie chciał żebym poszedł do policji, bał się abym nie umarł jak mama... nie chciał stracić ostatniej mu bliskiej osoby. - na samą myśl o mamie zrobiło mi się smutno.

~~Karina~~
Zrobiło mi się żal chłopaka. Ja mam obojga rodziców i nie wymieniłabym ich nigdy, ani na nic, a on? To musi być straszne, nie mieć przy sobie mamy. Naprawdę mu współczuję i rozumiem to cierpienie. W pewnym sensie oczywiście. Ja nie straciłam mamy i on dalej żyje, i miejmy nadzieję, że pożyje jeszcze parę ładnych lat. Co by mu tu teraz powiedzieć? A tak w ogóle, to słodki jest. Nawet ten jego Aleks już się z Zoe bawi. Haha...! Dobra. Wracam na ziemię. Co by teraz powiedzieć, no co?
K: Eh... - westchnęłam. - Życie. - mi też zrobiło się smutno. - Słuchaj, może masz ochotę na sorbet, albo lody, czy coś? - spytałam, próbując zmienić temat.  Mam nadzieję, ze ten fajny gość może u mnie zostanie.
A: Można... - uśmiechnął się lekko. Poszłam więc do kuchni, aby przygotować dwa [url=http://mamanakilogramy.blox.pl/resource/Dsc03709.jpg]sorbety[/url] w ozdobnych kubkach. Przyozdobiłam je owocami. Nie zapomniałam oczywiście, o dodaniu odrobiny bitej śmietany. Kiedy weszłam do salonu, Alan głaskał Aleksa, a Zoe kręciła się przy mnie i ocierała się o moje nogi. Postawiłam tackę z deserem na stoliku, po czym poczochrałam sunię. Kocham tą małą.
K: Mogę mieszkać u siebie czy będziesz mnie pilnował dwadzieścia cztery na dobę? - zaśmiałam się. - Bo nie wiem, czy mam się zacząć pakować. - byłam rozbawiona moją Zoe, która łasiła się, patrząc na Aleksa.

~~Alan~~
U mnie? Śmieszne. Nie no, chamski nie jestem, powiem jej to delikatnie, może się rozczaruje? Nie sądzę. - zaśmiałam się w duchu. Przełknąłem łyk soku i spojrzałem na nią.
A: Tak, będę przez 24 h stać pod twoim domem. - powiedziałam uśmiechając się.
K: Żartujesz. - odwzajemniła uśmiech.
A: Nie. - wzruszyłem ramionami.
Co niby w tym dziwnego? Oczywiście że mi się nie chce stać w nocy pod jej domem i czekać na morderców, najchętniej wyspał bym się w swoim łóżku i spał do południa, ale niestety, trzeba czekać do weekendu, no nic, praca to praca.
K: Dasz radę? - zdziwiła się.
A: Pff, nie raz miałem 24 godzinną służbę, przy śledzeniu wielu morderstw. Nie raz, nie spałem przez dwa dni i jakoś dałem radę, wiec teraz tym bardziej. Rano mnie chyba ktoś zmieni.

~~Karina~~
Sam? Całą noc na dworze? O nie! Nie, nie, nie! Ja mu zmarznąć nie dam, choćby nie wiem co. Przygotuję mu posłanie na kanapie, przecież lepsze to niż nic. Aleks przecież może spać w posłaniu Zoe, a ona przyjdzie do mnie. Nic chyba w tym złego.
K: Przygotuje ci posłanie na kanapie, a Aleks zajmie posłanie Zoe, okay? - spytałam z uśmiechem.
A: Dobra. - zaśmiał się. - Gdzie pójdzie twoja ulubienica? - spojrzał na suczkę.
K: Zabiorę ją na górę.
A: Spoko. - poczochrał swojego psa po łbie. Dzień minął zaskakująco szybko. Nie byłam ani na uczelni, ani w na praktykach. Zajmowałam się Zoe. Po tym, co dzisiaj przeżyłyśmy, nie miałam ochoty wracać na miasto. Cały czas byli z nami Alan i Aleks. Wieczorem przygotowałam kolację i każdy położył się tam, gdzie miał wyznaczone, czyli Alek na kanapie, Aleks na posłaniu mojej suni, a ja i Zoe na górze. Czytałam książkę. Po jakimś czasie odłożyłam. Zasnęłam.

~~Alan~~
Nie lubię spać w cudzych domach i nie zamierzałem tego robić. Gdy tylko dziewczyna weszła na górę, po jakiś piętnastu minutach wyszedłem na dwór i chodziłem w kółko, a Alex razem ze mną. Po jakimś czasie z domu wyszła dziewczyna, stanęła na przeciw mnie i założyła rękę na rękę.
A: Nie śpisz? - spytałem obojętnie.
K: Niee, przyszłam się napić wody, a ty co tu robisz? - spytała podejrzliwie.
A: Pracuję, ciepło jest więc spoko. - wzruszyłem ramionami. - Nie mogę spać na służbie, a ty lepiej idź się połóż. - powiedziałem obojętnie.
Karina przewróciła oczami i weszła do domu, noc minęła zaskakująco szybko. Rano przyszedł Paweł mnie zmienić, razem z Alexem wróciliśmy do domu. 

Elizabeth

Weszłam do nowego mieszkania, już mając w głowie rozplanowane co mam zrobić. Pierw zaspokoić potrzeby Troian, później swoje i brać się za wielkie rozpakowywanie. Suka skakała już z niecierpliwością obijając się o drzwi gdy ja szukałam kluczyka w torbie. Torba kobiety, prawdziwa jaskinia, zaśmiałam się pod nosem i otworzyłam drzwi, wchodząc do pięknego mieszkania. Nowe, piękne mieszkanie, tylko dla nas. Zrobiłam to co chciałam i poszłam zapoznawać się z okolicą.
obrazek

Oliwer

Urodziłem i wychowywałem się w Hiszpanii, matki nie pamiętam, tata nigdy nie chciał o niej rozmawiać. Wychowywał mnie ojciec, który nie miał dla mnie zbyt wiele czasu, ponieważ był pochłonięty pracą. Prowadził firmę produkującą najlepszej jakości telefony, komputery czy konsole. Niestety byłem jedynakiem, w szkole z nauką problemów nie miałem, za to ojciec często był wzywany do szkoły, często biłem się z kolegami. Szpital stał się miejscem bardzo często przeze mnie odwiedzanym. W siedemnaste urodziny tata kupił mi psa, nazwałem go Maks. Rok później, gdy osiągnąłem pełnoletność ojciec kupił mi dom w innym mieście, chciał żebym się wyprowadził. Problemów nie widziałem, mam pracę, dobrze zarabiam. Ale nie chciałem zostawiać przyjaciół, niestety musiałem. Wsiedliśmy do prywatnego samolotu ojca, kilka godzin później byliśmy na miejscu, wypakowaliśmy samochód i ruszyliśmy pod adres domu, były tam już wszystkie rzeczy. Teraz wystarczy się rozpakować i zacząć życie od nowa.
obrazek

poniedziałek, 10 listopada 2014

Karina

Cześć! Jestem Karina Abir, to po arabsku znaczy "zapach". Urodziłam się w normalnym domu, w miasteczku Laseczno, w Polsce. Kiedy przyszłam na świat, moja mama miała dwadzieścia trzy lata, tata dwadzieścia pięć lat, a mój brat, Kamil siedem lat. Dorastałam bez zwierząt, chociaż zawsze pragnęłam mieć psa rasy Border Collie. Kiedy miałam około dwunastu lat, mój brat przychodził po mnie do szkoły i razem chodziliśmy do sklepu, kupić coś fajnego. Nie można sobie wymarzyć lepszego brata. Kiedy miałam już siedemnaście lat i kończyłam liceum, rodzice zgodzili się, żebym wyjechała. Oczywiście dostarczali by mi pieniądze. Bardzo się cieszyłam. Wzięłam psa Border Collie, z hodowli Dynamo Border. Była to trzymiesięczna suczka, maści blue merle. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia. Wyjechałam z nią do Thouhts City, na studia medyczne. Wybrałam mieszkanie i zaczęłam żyć samodzielnie. Aktualnie mam osiemnaście lat, a moja Zoe rok. Mamy przed sobą piękne, nowe życie.
obrazek

Isabelle

Rozpoczynam nowe życie, odcinam się od rodziców. Dam sobie rady, nikt mnie nie zatrzyma, myślę siedząc i słuchając ulubionej piosenki w pociągu. A co jeśli z tym miastem będzie coś nie tak? Jeśli to jakieś pustkowie? No tak, pierwsze wątpliwości już nas atakują. Belle, kochanie, nie martw się. Nie oczekujesz jakiegoś miasta rodem jak z Hollywood, jak będziesz miała kasę to możesz się przeprowadzić. A może ci się spodoba? Uśmiecham się pod nosem i zajmuję lekturą niedawno wypożyczonej książki z biblioteki. Zaraz będziesz mogła wysiąść na stacji  i skierować się do Twojego apartamentu. Tam wylejesz swoje żale i smutki w poduszkę, później będzie już dobrze.
~Kilkadziesiąt minut później~
Wsiadam do taksówki, wypowiadając pełną nazwę ulicy. Na miejscu wysiadam z auta, płacę miłemu kierowcy i wchodzę na górę. Nareszcie w domu.
obrazek