niedziela, 7 grudnia 2014

Alan - Boshe

Miałem dwa dni bez przerwy roboty, nic tylko fałszywe wezwania. Boshe, jacy ludzie są głupi! Przysnęło mi się na fotelu od biurka, a Maksowi na kanapie. To dziś z nim, miałem pełnić służbę. Przed południem, około godziny 11 dostaliśmy wezwanie do zamordowanego faceta na biskupińskiej. Od razu tam pojechaliśmy. Gdy zobaczyłem tego faceta, odrzuciło mnie. Nie dość że zamordowany, to jeszcze zmasakrowany. Miał wydłubane oczy i nie miał skóry na twarzy. A na ręce miał napisane "Będziesz następny" nożem.
A: Ktoś się ewidentnie nad nim znęcał. - westchnąłem.
Poszedłem do dziewczyny, która nas wezwała, gadała z ratownikiem medycznym, który sprawdzał czy nic jej nie jest.
A: Komisarz Alan, z wydziału zabójstw. Mogę na słówko? - spytałem.
Ka: Nie widzisz że pracuję? - spytał lekko zły.
A: Sorry, też pracuję. - powiedziałem lekko odpychając go ręką, nawet na niego nie patrząc.

~~Wednesday~~
 W: O co chodzi? - burknęłam.
A: Ty nas wezwałaś? - zapytał bez ogródek.
W: Możliwe
A: Ugh... Widziałaś kogoś? Przypuszczasz kto mógł to zrobić? - wypytywałam z niezwykłą zaciekłością.
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Widziałam, że chłopak coraz bardziej się denerwował.
A: Potrzebuje konkretnych odpowiedzi! - warknął. - Widziałaś czy nie?!
W: Nie! - odkrzyknęłam i od razu się opanowałam.
A: Znałaś może tego kolesia? - on także pohamował swoje emocje.
W: Nie - pokręciłam przecząco głową na co on głośno westchnął.
Odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia. Chwyciłam go za ramię i dodałam:
W: Mogę wam pomóc?

~~Alan~~
 Nie lubię takich uporczywych typów, nie mam do nich nerwów. Mimo to, nie krzyczał bym, jak by ona nie zaczęła. Cóż za ludzie.
A: Możesz, chodź za mną. - powiedziałem i ruszyłem przed siebie.
Gdy przechodziliśmy obok tego faceta, wbiłem wzrok w ziemię. Nie chcę się na to patrzeć, to ohydne.
A: Weźcie go już stąd. - poprosiłem.
Gdy doszliśmy do mojego samochodu, przed którym była taśma policyjna.
A: Myślę że jesteś stanowcza. Jak byś mogła, możesz tu stać i pilnować żeby ci uporczywi ludzie nie przekraczali taśmy. - poprosiłem.
W: Jak długo mam tu stać? - spytała beznamiętnie.
A: Dopóki nie zjawi się drugi zespół, a jak przyjadą, to przyjdź do mnie a znajdę ci coś ciekawszego. - powiedziałem. - A, i jak znajdą się jacyś naprawdę bardzo uporczywi ludzie, to wszystkie chwyty dozwolone. - uśmiechnąłem się.

~~Wednesday~~
 W: Okej - założyłam ręce na piersi i wlepiłam wzrok w taśmę.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale żaden DRUGI ZESPÓŁ nie przychodził. Znudzona i zdenerwowana zagadałam do jakiegoś faceta stojącego parę metrów ode mnie.
W: Mógłby Pan postać tu chwilę? Dziękuję - chwyciłam przechodnia za rękaw i przyciągnęłam go do miejsca w którym stać miałam ja.
Zostawiłam go samego i biegiem ruszyłam do... jak on miał na imię? Adrian? Nie ważne.
A: Już? - zapytał obojętnie.
W: Myhmm... co teraz?
A: Możesz... - podał mi jakąś stertę papieru. - to posegregować.
W: Kpisz sobie? - otworzyłam usta w irytacji. - Chcę robić coś ciekawego, fajnego! Chcę widzieć jak flaki latają tam i z powrotem... - rozmarzyłam się z szerokim uśmiechem na twarzy. - Mogę zrobić mu sekcje zwłok?!
A: Yyy nie? - wykrzywił się i pokręcił przecząco głową.
W: Ej, chce robić coś ciekawego. - poprosiłam go błagalnie co nie leżało wcale w mojej naturze.
A: Słuchaj... ee jak się nazywasz?
W: Wednesday

~~Alan~~
 Boshe, psychopatka. Chce widzieć, flaki i w ogóle? O fuj! No dobra, chce robić sekcję zwłok? Proszę bardzo.
A: No dobra, chodź. - powiedziałem obojętnie.
Poszliśmy do Leona, to właśnie on zajmuje się zwłokami. Skoro jej tak bardzo zależy, to proszę bardzo.
A: Leon, spełnij tej dziewczyny marzenie i pokaż jej flaki tego faceta. - powiedziałem z obrzydzeniem.
Spojrzał na mnie pytająco, rozłożyłem ręce i czym prędzej się wycofałem.

~~Wednesday~~
 Facet lekko zmieszany chwycił do ręki skalpel. Byłam coraz bardziej zniecierpliwiona. Mężczyzna wykonał pierwsze cięcie wzdłuż brzucha. Moim oczom ukazało się przerażająco długie jelito cienkie, część okrężnicy i żołądek. Podniecenia rosło w moim ciele. Widziałam, że lekarzowi - choć zapewne zajmował się tym na co dzień - było niedobrze, lecz mnie fascynowało ludzkie ciało. Powoli zaczął wyciągać wnętrzności, ważyć je oraz rozkrajać by móc dokładnie je zbadać. Wreszcie doszedł do mózgu.
W: Mogę? - zapytałam niepewnie.
L: Tylko załóż rękawiczki. - najpierw spojrzał na mnie zdezorientowany, a następnie wskazał na niebieskie rękawiczki.
Założyłam je na dłonie i sama zajęłam się wydobyciem ważnego organu z ciała tego człowieka. Delikatnie położyłam narząd na metalowej tacce i powoli zaczęłam rozkrajać go na plastry małym narzędziem.

~~Alan~~
 Wypełniałem papiery, nie chciałem się tam patrzeć, ten widok przyprawiał mnie o mdłości. Podszedł do mnie zmieszamy Maks.
Ma: Ej, ona coś brała? - spytał przyglądając się dziewczynie, która wyciągała mózg.
A: Właśnie nie wiem. - powiedziałem.
Ma: Uważaj bo jeszcze nas poćwiartuje. - zaśmieliśmy się. - A może to ona go zamordowała? - zamierzyłem go wzrokiem. - Tak zmasakrowane ciało by do niej pasowało.
A: Taa, zabiła faceta i dzwoni na policję? Weź się Maks napij czegoś, bo chyba źle z tobą. - powiedziałem dalej pisząc.
Ma: Nie wiem jak ty, ale ja się jej boję.

~~Wednesday~~
 Po zakończeniu sekcji zdjęłam rękawiczki i spojrzałam na przerażonego moją postawą lekarza. Cóż... nie był pierwszym, który obdarzył mnie taką miną. W milczeniu opuściłam salę zostawiając go samego.
Zapukałam w drzwi i pociągnęłam za klamkę. Jak przypuszczałam udało mi się trafić na policjanta, któremu "pomagałam", lecz nie był sam. Usłyszałam tylko ostatnie słowa drugiego chłopaka: ... ja się jej boję. Kiedy dotarło do niego, że nie są już sami zamilkł. Mimowolnie się uśmiechnęłam, ponieważ czułam iż mówił o mnie.
W: Nie przeszkadzam? - zapytałam z ironicznym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
Alan westchnął głośno i już miał się odezwać, ale przeszkodził mu drugi.
Ma: Przeszkadzasz

~~Alan~~
 A: Zamknij się Maks. - powiedziałem dalej pisząc. - Nie, nie przeszkadzasz.
Ma: Jak to nie?! - spytał oburzony.
A: No nie. - powiedziałem spoglądając na niego ukradkiem.
Ma: Przeszkadzasz, możesz wyjść? - spytał się dziewczyny.
Przewróciłem oczami i energicznie dałem mu część papierów.
A: Uzupełnij, teraz to ty przeszkadzasz. - poklepałem go po ramieniu. Przewrócił oczami, usiadł naprzeciw mnie i zaczął pisać. - O co chodzi? - spytałem kierując wzrok na nią.

~~Wednesday~~
W: Co jeszcze mogę robić? - zapytałam.
A: Eh... Właściwie to już wszystko. - westchnął.
W: Serio? - uniosłam brwi do góry. - A co z przesłuchaniami, poszukiwaniami i tym wszystkim?
A: To już nie są zajęcia dla Ciebie. - mruknął. - Jeśli chcesz mogę Cię podwieźć do domu.
Przytaknęłam i wolnym krokiem udałam się w stronę wyjścia. Chłopak przez chwilę podązał za mną, a potem wyprzedził by poprowadzić mnie do swojego samochodu. Zajęłam miejsce pasażera i oparłam głowę o szybe. Alan przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszył.
A: To gdzie mieszkasz? - zapytał zmieniając biegi.
Dałam mu swój adres zamieszkania. Całą podróż siedzieliśmy cicho. Nikt się nie odzywał.

~~Alan~~
 Natoczyliśmy się na straszny korek w mieście, w którym staliśmy około dwadzieścia minut. Gdy udało nam się wyjechać, jeszcze wstąpiłem do domu po Alexa.
W: Fajny pies. - mruknęła.
A: Dzięki. - powiedziałem równie cicho, a pies zaszczekał.
Gdy dojechaliśmy pod jej dom, ta chwyciła klamkę i otworzyła drzwi, chciała wychodzić ale złapałem ją za ramię.
A: Dzięki za pomoc. Leon jest wdzięczny, że nie musiał wyciągać mózgu. - uśmiechnąłem się.

~~Wednseday~~
 W: Pff... zawsze do usług - prychnęłam.
A: No to na razie. - odparł i zacisnął usta.
Chłopak zatrzasnął drzwi od samochodu. Spojrzał jeszcze na mnie przez szybę i odjechał.
W: Pa... - powiedziałam pod nosem i weszłam do swojego domu.
Wzięłam szybki prysznic i podążyłam do swojej sypialni.
~Nad ranem~
Obudził mnie odgłos pukania do drzwi. Ktoś się dobijał do mnie o 6 nad ranem w sobotę. Idealnie.
W: Kici kici... - zawołałam swojego kota i zaczęłam go głaskać. - Nie pośpimy sobie Lucuś. - zaśmiałam się do niego choć i tak wiedziałam, że mnie nie zrozumie.
Wstałam dopiero, kiedy ktoś zaczął tak walić pięścią, że lada chwila a wyważyłby je. Pociągnęłam za klamkę i w progu stanął Alan.
A: Jesteś - odetchnął jakby z ulgą.
W: Co chcesz? - zapytałam opierając się o framugę i ziewając.
A: Kolejna osoba nie żyje. Zero śladów. Zero świadków - skwitował z poważną miną.
W: Mam pomóc Leonowi znów? - zaśmiałam się ironicznie.

~~Alan~~
 A: Tak, pomyślałem że się ucieszysz. - powiedziałem sztucznie się uśmiechając.
W: Tia, super. Kiedy? - spytała ziewając.
A: Teraz. - powiedziałem i wycofałem się do samochodu.
Dziewczyna weszła do domu, po kilku nastu minutach wróciła obrana z makijażem. Oczywiście. Wsiadła koło mnie, nie czekając ani dłużej, ruszyłem przed siebie. U Leona byliśmy po kilku chwilach.

~~Wednesday~~
 Chłopak znów zostawił mnie sam na sam z Leonem. Bez dłuższego zamyślenia wzięłam się do pracy. Udało mi się zamienić z mężczyzną parę zdań, ale to wszystko. Kiedy skończyliśmy było już dosyć późno, a to dlatego, że oprowadzał mnie jeszcze po szpitalu. Tak, to była dziwna znajomość. Wybiła godzina 21, a niebo pokryło się już ciałami niebieskimi, gdy wracałam do mieszkania. Nie miałam zamiaru wracać taksówką czy autobusem. Wolałam się przejść. Na miejscu byłam dopiero o 22. Przebrałam się w zwykły, czarny t-shirt z białym, odwróconym krzyżem. Nie, nie jestem żadną gimnazjalistką czy dziewczynką z podstawówki, która nosząc takie nadruki chodzi co niedzielę do kościoła i nie je mięsa w piąteczek, bo jej rodzice kazali. Usiadłam na łóżku i pochwyciłam do ręki jedną z moich ulubionych książek z zamiarem przeczytania jej po raz setny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz