wtorek, 2 grudnia 2014

Wednesday

Urodziłam się w samym sercu stolicy rozpusty i hazardu. Tak, nie mylisz się. Chodzi o Las Vegas w stanie Nevada, czyli ogromna metropolia tętniąca życiem znajdująca sie na pustynii. W wieku 3 lat trafiłam do sierocinca. Czemu? Odpowiedź jest prosta. Byłam trudnym dzieckiem, za trudnym dla moich... "rodziców". Domem dziecka zażądzały zakonnice, tak więc logiczne iż wychowywały mnie "po katolicku". Do 14 roku życia bez krzty wątpliwości wierzyłam w te bajeczki o Jezusie, aż pewna osoba nie otworzyła mi oczu. Tych, które z każdym dniem traciły blask musząc wpatrywać się w to przepełnione smutkiem otoczenie. Nieznajomy kazał mówić do siebie Azazel. Nie wiem czy to jego prawdziwe imię, ale tak też się do niego wzracałam. Przychodził każdego dnia do mnie by porozmawiać. I rozmawialiśmy... Najwięcej tematów stanowiła wiara. Od małego czułam, że byłam inna, lecz dopiero gdy poznałam owego mężczyznę utwierdziłam się w tym przekonaniu. A co on takiego wprowadził w moje życie? Nowe wyznanie, orientację, sposób postrzegania świata, nauczył słuchać.
18 wiosen za mną. Byłam pełnoletnia. Oznaczało to, że czas odejść stąd. Spakowałam swoje manatki i opuściłam dom dziecka bez żadnej skruchy. Otworzyłam drzwi taksówki i zajęłam miejsce pasażera. Oj, długa droga przede mną - zaśmiałam się w myślach.
obrazek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz