niedziela, 14 grudnia 2014

Szymon - Trzeba się zaprezentować

Obudziłem się późno, dziś nie musiałem iść do pracy, miałem wolne. Wstałem, i urządziłem sobie poranną toaletę. Później sobie zrobiłem płatki, a Travisowi jego ulubione danie, boczek. On już ma taki zwyczaj, że zawsze je ze mną przy stole. Gdy tylko zobaczył że biorę jego miskę, już wskoczył na jego krzesło i zadowolony merdał ogonem. Położyłem jego śniadanie przed nim, a moje przed sobą. Po zjedzeniu oczywiście zdzwoniła mama i jarała się tym, że jej ulubiona klacz Rosa, będzie miała źrebaka. No super, zajebiście, ale po co mi o tym gada od rana? Powiedziałem że mam dużo rzeczy na głowie i się rozłączyłem po pożegnaniu. Nakarmiłem Roya, po czym wsiadłem do samochodu i ruszyłem do sklepu. Planowałem urządzić imprezę, trzeba się jakoś zaprezentować w nowym mieście. Znam parę fajnych chłopaków, a oni powiedzieli, że przyprowadzą swoich znajomych, więc ludzi pewnie będzie. Zrobiłem zakupy, kupiłem takie rzeczy jak chipsy, napoje, hamburgery itd. Po czym wróciłem do domu i zacząłem wszystko przygotowywać, w tym również dom, zrobiłem jeszcze więcej miejsca w salonie, mimo że był duży, odsunąłem kanapę i fotele pod ścianę, a stolik zaniosłem do góry, żeby go nie zbili, matka by się załamała. Wieczorem, złapałem Roya i zamknąłem go w klatce, lepiej żeby nie plątał się między gośćmi, jeszcze mu coś zrobią.
S: Sorry stary, musisz. - pogłaskałem go i zamknąłem drzwiczki od klatki. Na koniec, poszedłem się przebrać. Ubrałem czarne jeansy, podkoszulkę i koszulę. Zabrzmiał pierwszy dzwonek od drzwi, gdy otworzyłem, do mieszkania wszedł tabun ludzi. Złapałem się za głowę, miało być ich kilku, a nie całe miasto... a to jest pewnie tylko grupka Pawła, no dobra, to czekamy na Maćka. Wynająłem też didżeja, na bogato. - zaśmiałem się w duchu. Zapuścił pierwszą muzykę, prosiłem go aby większość utworów było szybkie i skoczne, żeby się nie nudzili. Gdy wszyscy przyszli, zaczęła się prawdziwa impreza, dookoła słychać było krzyki i głośne, dobijające śmiechy. Niestety pojawiła się też wódka i piwo, nie chciałem aby na imprezie był alkohol, bo później zawsze jest jakiś dym, no dobra, może będzie dobrze. Moją uwagę przyciągnęła dziewczyna, śliczna blondynka dokładniej. Zauważyłem że na stoliku zabrakło napojów, wziąłem więc tackę z kolejnymi 50 szklankami różnorodnych napojów. Gdy wracałem na moje miejsce, gdzie stałem od początku, wpadła na mnie dziewczyna i troszkę oblała swoim napojem.
J: O boże, przepraszam! - powiedziała i odłożyła napój na stolik. - To się zmyje, uwierz mi. - powiedziała zakłopotana, próbując wytrzeć moją koszulkę ręką.
S: Spoko, to nic wielkiego. - zaśmiałem się pod nosem, gdy lepiej się dziewczynie przyjrzałem, zdałem sobie sprawę z tego że to ta ładna blondynka. - Szymon jestem. - podałem jej rękę, uśmiechając się.
J: Julia. - odwzajemniła uśmiech i również podała rękę.
Pocałowałem ją w dłoń, jak na faceta przystało, widziałem że się leciutko zaczerwieniła. Odeszliśmy trochę dalej, aby móc normalnie porozmawiać a nie drzeć się do siebie.
J: Super impreza, huczna strasznie. - stwierdziła.
S: Ta, dzięki. - kiwnąłem głową. - Wiesz co? Trochę to wszystko mnie przeraża, myślałem że będzie kilka osób, a tu nagle tłum się zleciał. - zaśmiałem się cicho.
J: Tak bywa. - wzruszyła ramionami. 
Pokiwałem głową i wbiłem wzrok w ziemię, nagle usłyszałem głos tłuczonej szklanki, no zajebiście, zaczęło się.
S: Super, zaczęło się... - spojrzałem na nią, a później ruszyłem przed siebie.
Julia poszła za mną, nie powiem, trochę się ucieszyłem. Weszliśmy do środka mieszkania i przedarliśmy się przez tłum, w kole stworzonym przez innych, wyzywało się dwóch chłopaków, jednego kojarzę, ale drugiego zupełnie nie znałem. Ustałem między nimi i próbowałem rozwiązać spór.
S: Spokojnie. - powiedziałem. 
K: Nie wtrącaj się skurwysynie. - warknął. 
S: Jebie od ciebie wódką. - stwierdziłem. - Spierdalaj stąd. - powiedziałem i pchnąłem go w stronę drzwi. 
Gościu zaśmiał się, dziwnym śmiechem i zaczął się ze mną szarpać, na koniec, rozbił mi szklankę na głowie i wyszedł. Złapałem się za bolące miejsce i poszedłem do łazienki, żeby trochę uśmierzyć ból zimną wodą. Słyszałem że impreza dalej trwała, no dobrze, niech się mną nie przejmują. Westchnąłem pod nosem i kończyłem przygotowywanie worka z lodem. Do pomieszczenia, weszła Julia.
J: Wszystko okey? - spytała jak by zmartwiona.
Oparłem się o ścianę, po czym usiadłem na podłodze. Przyłożyłem sobie woreczek z lodem do bolącego miejsca i cicho, bardzo cicho jęknąłem z bólu.
J: Pokaż to. - westchnęła i kucnęła przede mną.
S: Nie trzeba. - uniosłem lekko lewy kącik ust.

~~Julia~~
J: Pokaż .. - nalegałam.
S: Wszystko jest okey. - odparł, kryjąc ból.
J: Nie musisz ukrywać.. Jeśli masz, choć trochę odwagi, przełam się i nie wstydź się, aby pomogła Ci dziewczyna. - spojrzałam w jego krystalicznie brązowe oczy.
S: No dobrze. - powiedział przewracając oczyma i odkrywając ręką krwawiące miejsce.
Nie wyglądało to dobrze, a czymkolwiek nie wymagało interwencji lekarza. 
J: Gdzie masz apteczkę? - spytałam z lekko zaniepokojona.
S: W łazience. - wskazał drzwi na przeciwko.
Na ścianie wisiała mała apteczka. Drzwi, które ją zamykały nie stawiły oporu i bezproblemowo się otworzyły. Wzięłam z niej bandaż, wodę utlenioną i leki przeciw bólowe. 
Wróciłam do Szymona, który głowę miał we krwi. Uklękłam przy, nim i dokładnie obejrzałam ranę, nie było tam szkieł, więc delikatnie polałam wodą utlenioną. Później owinęłam miejsce bólu bandażem.I przytrzymałam ręką, aby zatamować krwawienie. 
J: Lepiej? - spytałam z troską. 

~~Szymon~~
Kiwnąłem głową na znak "Tak" po jakimś czasie wstaliśmy, przeglądnąłem się w lustrze, ten zakrwawiony bandaż nie wyglądał za dobrze. Postanowiłem go ściągnąć, powoli go odwijałem.
J: Co ty robisz? - spytała zakładając ręce na krzyż.
S: No odwiązuję. - powiedziałem wyrzucając bandaż do kosza. - Przecież z tym nie wyjdę stąd.
Dziewczyna westchnęła i wyszła. No super, zostawiła mnie tu. Również wyszedłem z łazienki i podszedłem do didżeja, żeby zapuścił parę wolnych piosenek, niech se odpoczną. Napiłem się soku, a pod koniec pierwszego utworu, zacząłem szukać Julii. Znalazłem ją, akurat zaczęła się druga piosenka. 
S: Zatańczysz? - spytałem chwytając ją za rękę.

~~Julia~~
J: Tak. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Akurat leciał wolny kawałek. Położył ręce na moich biodrach, a ja na jego barkach. Kręciliśmy się wokół i wirowaliśmy. Taniec przerodził się w przytulany. Trochę się krępowałam, ale bardzo mi się podobało. Taniec był cudowny, a jeszcze cudowniejszy chłopak, z którym tańczyłam. Przypomniały mi się chwile z Alexem, ale to już było i nie wróci. Po za tym życie toczy się dalej, a ja już go nie kocham. Chociaż wątpię, że znajdę miłość z moją przeszłością. Po chwili Szymon zatrzymał się i chciał coś powiedzieć...

~~Szymon~~
Muzyka się skończyła, chciałem coś powiedzieć, lecz darowałem sobie. Zeszliśmy z środka salonu i weszliśmy do kuchni, chwilę rozmawialiśmy a później usłyszeliśmy jakieś krzyki, wyszliśmy da dwór. Jakiś młody chłopak, stał na dachu i chciał skoczyć do basenu, wszyscy mu dopingowali. Mam dość powstrzymywania tych idiotów od robienia głupot, niech se robią co chcą, to już nie mój interes. Przyglądałem się chłopakowi obojętnie, gdy skoczył, odsunęliśmy się o krok, abyśmy nie zostali zmoczeni. Impreza dalej trwała przez około półtorej godziny, wszyscy mi się dokładnie przyglądali, nie rozumiałem o co chodzi. Zaczynałem mieć dość tego gwaru, cały dom mi zdemolują. Wziąłem dwa mikrofony, i przyłożyłem je do siebie tworząc pisk. Inaczej nikt nie zwrócił by na mnie uwagi.
S: Dobra, koniec imprezy, sio! - powiedziałem kierując rękę na drzwi.
Wszyscy zaczęli opuszczać mój dom, gdy wyszli, odetchnąłem. Została tylko Julia. 
S: Nie idziesz do do domu? - spytałem.
J: Nie, pomogę ci ogarnąć. - stwierdziła i kolejna, uważnie się mi przyglądała.
S: Co się tak na mnie patrzysz? - zaśmiałem się pod nosem.
J: Skądś cię znam. - powiedziała mierząc mnie wzrokiem. 
S: Może z telewizji? Szymon Walker. - spytałem.
J: No tak! - powiedziała. - Nie myślałam że cię kiedyś poznam. - uśmiechnęła się.
S: No widzisz. Skoro ty mi pomożesz ogarnąć, to ja cię odwiozę do domu, okey? - odwzajemniłem uśmiech.

~~Julia~~
Odwzajemniłam uśmiech. Dom był w opłakanym stanie, wszędzie był syf. Zaczęłam od salonu, gdzie wszędzie walały się butelki, po wódce i puste puszki, po piwie. Zaczęłam je zbierać i upychać w koszu, który był przepełniony śmieciami. Po godzinie salon lśnił czystością. Zostało jeszcze tylko kilka pomieszczeń. 
S: Nie musisz mi pomagać. - powiedział, widząc, że jestem zmęczona.
J: Ale chcę. - uśmiechnęłam się. - No zostało nam kilka pomieszczeń, bierzmy się do pracy! - powiedziałam zachęcająco.
Niestety, aż tak do pracy mi się nie paliło, ale chciałam pozostawić, po sobie dobre wrażenie. Szymon ogarnął kuchnię i łazienkę. Później razem wzięliśmy się za ogród. 
Było z tym najwięcej roboty. Szymon musiał przeczyścić basen, po tym idiocie, który rozwalił sobie tam głowę. Scena ta była dramatyczna, wszędzie było pełno krwi i woda była cała zakrwawiona. Skończyliśmy sprzątać nad ranem, później zmęczeni usiedliśmy na kanapę.

~~Szymon~~
Nie myślałem, że te sprzątanie zajmie nam tyle czasu. Gdybym sprzątał sam, założę się że do popołudnia bym tego nie zrobił. Byłem jej wdzięczny.
S: Chcesz zostać na noc, czy mam cię odwieźć? - spytałem.
J: Jeśli możesz, to odwieź. - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech. Wstaliśmy i poszliśmy do samochodu, odwiozłem dziewczynę. A gdy wróciłem sam położyłem się spać. Następnego ranka wstałem o dziesiątej, ubrałem się i zrobiłem sobie poranną toaletę. Później nakarmiłem Travisa oraz Royala i sam zjadłem śniadanie. Później wyszedłem do garażu, wyprowadziłem motor i się "bawiłem" gazowałem go, uwielbiam ten dźwięk. Niechcący nacisnąłem pedał gazu i ruszyłem do przodu, nie będąc na to przygotowany, kawałek dalej, a dokładniej tuż za bramą padłem na glebę. Trochę sobie starłem dłonie, szorując nimi po asfalcie. Niespodziewanie obok mnie pojawiła się Julia. 
J: Nic ci nie jest? - spytała kucając przy mnie.
S: Nie, wiesz, tak sobie leżę. - powiedziałem. - Wyspałaś się? - spytałem.
J: Tak, dobra, wstawaj bo cię samochód jakiś rozjedzie. - powiedziała.
Westchnąłem i wstałem, wziąłem motor i wprowadziłem go na działkę, zaprosiłem dziewczynę do mnie. Weszliśmy do mieszkania, Julia była ze swoimi psami, do których od razu przybiegł Travis.
J: Nic im nie zrobi? - spytała, chodziło jej o rasę.
S: Nie, to że taka niby groźna rasa, to nic nie znaczy. Jest potulny jak aniołek. - uspokoiłem ją, kiwnęła głową. Weszliśmy wgłąb domu, tuż nad naszymi głowami, przeleciał Roy. Dziewczyna krzyknęła. - Nie bój się go, oswojony. - powiedziałem wyciągając rękę, orzeł usiadł na nią, jak zawsze. - Pogłaskaj. - uśmiechnąłem się.

~~Julia~~
Spojrzałam na ptaka, delikatnie przejechałam ręką, po jego piórach. Miał lśniące i śliczne pierze. Głaskałam orła, a ten siedział na moim ramieniu. 
J: Śliczny orzeł. - powiedziałam nie odrywając wzroku od ptaka. - Ty to masz dar oswajania zwierząt. - powiedziała zachwycona ptakiem.
S: Eee .. tam. - machnął ręką. - Chcesz coś do jedzenia? - zaproponował.
J: Poproszę. 
S: Mogą być lody truskawkowe? - spytał.
J: Trafiłeś.. To moje ulubione danie. - uśmiechnęłam się.
S: Potrafię czytać Ci w myślach. - zażartował i poszedł do kuchni.
Po chwili wrócił z dwoma lodami. Latem przyjemnie jest się tak ochłodzić. 
S: Proszę. - uśmiechnął się.
J: Jaki dżentelmen. - powiedziałam liżąc loda.
S: Czym się zajmujesz? - spytał, za pewne chciał poznać mnie bliżej.
J: Studiuję Pedagogikę i Filologię Polską, a ty? 
S: Jestem Rajdowcem Wyścigowym i Wokalistą.
J: To stąd Cię znam. Zaśpiewasz mi coś? - spytałam z nadzieją, że usłyszę jego cudowny głos. 

~~Szymon~~
Spuściłem wzrok na dół, niezauważalnie wziąłem pilot od sprzętu z muzyką i włączyłem. Zaczęła grać moja najnowsza piosenka.
S: Lanzalo. - powiedziałem tytuł piosenki. - Najnowsza. Zaraz wrócę.
Poszedłem do kuchni i przyniosłem nam soku pomarańczowe w dużej szklance. Usiadłem znów obok dziewczyny i dałem jej jedną szklankę.
S: Niedługo będzie koncert, jak chcesz, załatwię ci wejściówkę gdzie tylko będziesz chciała. - uśmiechnąłem się.
Napiłem się soku, i skierowałem wzrok na dziewczynę.
J: A co będziesz śpiewać? - odwzajemniła uśmiech.
S: Głównie kazali mi się skupić na tej i na nowej, która jest w trakcie przygotowań. I tam jeszcze parę sprzed tygodnia. - wytłumaczyłem. 
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, niechętnie wstałem i poszedłem tam. W wejściu stał kurier, odebrałem paczkę, podpisałem co trzeba i wróciłem do Julii.
J: Co to? - spytała z zaciekawieniem i przysunęła się bliżej mnie.
S: Nie wiem, coś od ojca. - powiedziałem i zacząłem otwierać paczkę, był tam nowy, najlepszy, najnowocześniejszy wymyślony przez ojca, telefon. - A no tak, miał mi przysłać nową bo uważa, że moja jest już stara. A ma niecały miesiąc. - zaśmiałem się pod nosem. 
J: Skąd on wziął taki zarąbisty telefon? - spytała biorąc go do ręki.
S: Mój ojciec produkuje takie, ma własną firmę. Jak chcesz, mogę ci załatwić za darmo. - uśmiechnąłem się.

~~Julia~~
J: Serio? - spytałam z uśmiechem.
S: Pewnie! - odwzajemnił uśmiech.
J: Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - spytałam.
Chłopak wbił wzrok w ziemię, a ja przybliżyłam się do niego.
J: Dziękuję.
Powiedziałam przytulając go. Widać, że był trochę zdziwiony, ale mam nadzieję, że mu się to podobało, tak jak i mi.
S: Mam niespodziankę. - powiedział. - Ale musisz ze mną gdzieś pojechać. 
J: No dobrze. - uśmiechnęłam się.
Wsiedliśmy do jego samochodu, była to wyścigówka, a raczej kabriolet. ,,Dobrze mu się powodzi, ale czy jest szczęśliwy z tym bogactwem?" - pomyślałam w duchu.
Jechaliśmy kilka długich minut. 
S: Zamknij oczy. 
Wysiedliśmy, a on zakrył mi oczy swoimi rękoma. 
S: Nie bój się, ze mną Ci nic nie grozi, możesz czuć się bezpieczna. - powiedział z czułością.

~~Szymon~~
Podeszliśmy bliżej krawędzi, odsłoniłem jej oczy i chwyciłem za rękę, aby nie zrobiła kroku w przód i nie spadła na dół. Naszym oczu ukazał się rozległy krajobraz. Plaża, zachód słońca, może. - jednym słowem cudownie. 
J: Wow, jak tu pięknie. - powiedziała z niedowierzaniem. - Skąd znasz to miejsce? - spytała.
S: Jak trenowałem, to się znalazło. - uśmiechnąłem się.
Usiadłem na krawędzi klifu, tak, że nogi mi zwisały. Podałem dziewczynie rękę, aby też usiadła. Chwyciła ją, i chwilę później była koło mnie. Siedzieliśmy tam kilka naście minut i rozmawialiśmy, gdy zaczynało się ściemniać, postanowiliśmy iść do kina, na jakiś fajny film. Wstałem i pomogłem jej. Gdy doszliśmy do samochodu, Julia zatrzymała mnie chwytając za rękę.
J: Zaczekaj chwilkę. - powiedziała wbijając wzrok w ziemię. 
S: Co jest? - spytałem zdezorientowany. 
J: Spójrz w prawo. - poprosiła, zrobiłem to, co kazała. - Dziękuję. - szepnęła i zrobiła krok do mnie.

~~Julia~~
Utonęłam w pocałunku, czułam jak mocno mi bije serce w piersi. Zrobił to specjalnie, ale od kąt go poznałam o tym marzyłam. Mimo, iż pocałunek był wspaniały i wymarzony oderwałam się od niego.
J: Kochasz mnie? - spytałam patrząc mu w oczy.
S: Tak. - powiedział przybliżając się do mnie, ale ja się cofnęłam.
Przypomniały mi się chwile z Aleksem i w moich oczach pojawiły się łzy.
J: Chcesz być ze mną? 
S: Kocham Cię, ale dlaczego płaczesz? - spytał zmartwiony.
Gdy już znajdę kogoś, wszystko musi być popsuć! Przez moją przeszłość, a ja tak nie chciałam!
J: Byłam prostytutką, kiedyś tak zarabiałam na życie! - powiedziałam, gdyż nie mogłam dusić w sobie tego bólu. - Wolę, żebyś poznał najgorszą prawdę, niż żył z kobietą, której nie znasz! I, co teraz to uczucie wygasło?! - powiedziałam rozpłakana.
Wyrwałam się i zaczęłam biec w stronę urwiska. Szymon złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Delikatnie pocałował mnie w usta.
S: No i co z tego? - spytał. - Niech przeszłość pozostanie przeszłością, a teraźniejszość teraźniejszością. - uśmiechnął się i otarł mi z twarzy łzy. - Kocham Cię nie zależnie od tego kim kiedyś byłaś, ważne, że już tego nie robisz. A moje uczucie do Ciebie jest silniejsze od najgorszej prawdy. 
Byłam zszokowana, ale w sercu czułam radość. Chciałam krzyknąć na cały głos, jak bardzo się raduję, ale...
J: Kocham Cię, nawet nie wiesz jak bardzo.. - powiedziałam tylko to...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz