sobota, 6 grudnia 2014

Aleks - Trzeba to ogarnąć

Obudziłem się wcześnie, zjadłem śniadanie i przeprowadziłem poranną toaletę. Wziąłem Tornado i razem, pojechaliśmy do stadniny. Przekroczyliśmy wielkie, drewniane drzwi od stajni i podeszliśmy do Szymona. Ten gdy mnie zobaczył, radośnie zaczął rżeć. Uśmiechnąłem się i zacząłem go oporządzać oraz siodłać. Po wszystkich, wyprowadziłem go na parkur, było tam parę przeszkód, ale na razie my skakać nie będziemy. Widziałem że Szymek, patrzy się na nie z utęsknieniem.
As: Musisz trochę poczekać, przyjacielu. - poklepałem go po szyi.
Wyregulowałem strzemię i wsadziłem tam nogę, wziąłem głęboki oddech i wzbiłem się w górę. Niestety, koleżka wywinął mi numer i nim wsiadłem na jego grzbiet, ten ruszył do przodu, a ja zaryłem o glebę. Za mną, usłyszałem śmiech dziewczyny. Wstałem i się otrzepałem, po czym spojrzałem na ową dziewczynę.
M: Nic ci nie jest? - spytała podchodząc do mnie z uśmiechem. Za nią, dreptała siwa klacz.
As: Nie trzeba, poradzę sobie. - odwzajemniłem uśmiech. - Trzeba to ogarnąć. - westchnąłem.
Tym razem udało mi się wsiąść, dziewczyna również wsiadła na swojego konia.
As: Aleks jestem. - powiedziałem przyjaźnie się uśmiechając.

~~Maggie~~
 M: Maggie. - odwzajemniłam uśmiech.
Powoli zaczęłam kłusować. Aleks pojechał w drugą stronę. Czasami mijaliśmy się. W końcu przeszłam w galop. Gdy minęło dwadzieścia minut postanowiłam zrobić krótką przerwę. Zsiadłam z Siwki i dałam jej wody do picia. Zawołałam Yvo i dałam jej jeść. Po piętnastu minutach wzięłam klacz uzdę i poszedłem w stronę dróżki prowadzącej do lasu. Yvonne popiegła za mną.

~~Aleks~~
Nawet nieźle mi szło, zdałem się na odwagę i nakierowałem go na pierwszą przeszkodę, nie za wysoką. I... udało się! Poklepałem go po szyi i ruszyliśmy w teren. Zaczęło się ściemniać, a ja zbyt nie wiedziałem gdzie jestem. Zapaliłem latarkę z telefonu i błądziłem po lesie. Spojrzałem na zegarek, była 22, kurde.
As: No i co przyjacielu, jak my teraz wrócimy? - westchnąłem zatrzymując go.
Nagle usłyszałem trzask gałęzi, Szymon nastawił uszu a ja, przyświeciłem latarką w tamtą stronę, z której dobiegał odgłos. Liczyłem na jakiegoś wilka, niedźwiedzia albo jeszcze co innego, ale niestety, a może i stety. Była to ta, no, Maggie. Podeszła do mnie.
M: Co tu robisz? - spytała zdziwiona.
As: A ty? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
M: Biegam.
As: Ocho, nie boisz się że cię porwie wilk? - uśmiechnąłem się zaczepnie.
M: Dobra, dobra, nie wymigasz się. - uśmiechnęła się. - Co tu robisz? - skrzyżowała ręce.
As: Jaa... nic. - powiedziałem niewinnie patrząc w niebo.

~~Maggie~~
 Pokręciłam głową z uśmiechem.
M: No powiedz.
Aleks nic nie powiedział, tylko dakej gapił się w niebo.
M: No to może wiesz... jak wrócić?
As: No, . . . nie... - oderwał wzrok od gwiazd.
M: No to noc pod gołym niebem! - spróbowałam się uśmiechnąć.
Gwizdnęłam i po chwili obok mnie skakała wesoła suczka.
M: To Yvonne. - przedstawiłem sunię.
Potem rozglądnęłam się. Moją uwagę przykuła mała polanka otoczona sosnami. Pojechałam w tamtą stronę.
M: Idziesz? - spojrzałam na niego przez ramię.
Powiał ciepły wiatr. Ah, lato...

~~Aleks~~
 Westchnąłem i ruszyłem za nią, noc pod gołym niebem? Jakoś nie mam na to ochoty. Wbrew mojej woli pojechałem za dziewczyną. Gdy dojechaliśmy na miejsce, niechętnie zsiadłem z konia i z założonymi rękami, stałem obok niego.
M: A ty co? - spytała mierząc mnie wzrokiem.
As: A ja nic. - wzruszyłem ramionami.
Położyłem się na trawie i głośno westchnąłem. Martwiłem się, boshe, czemu ojciec nie rozumie że nie lubię boksu?!
M: Co jest? - spytała ponownie siadając obok mnie. Również usiadłem.
As: Nie wiem czy powinienem się z tym zwierzać. - spojrzałem jej w oczy.

~~Maggie~~
 Eh, chłopacy. W bijatykach super meni, a w zwierzeniach tacy nieśmiali... Popatrzał na niebo. Było takie piękne. Gdzieś niedaleko było słychać cichy szum wody. Konie obok nas skubały trawę, a Yvo położyła mi się na nogach. Od czasu do czasu było słychać hukanie sowy. Przypomniały mi się góry. Moje piękne dzieciństwo. A teraz... Szarek głośne miasto Chociaż nie takie szare. Po chwili popatrzałam na Aleksa. Miał na wpół zamknięte oczy.
M: jesteś zmęczony? - przerwałam leśną ciszę.
As: Nie... - powiedział zamyślony.
M: A no tak. Co robisz w lesie i spokojnie możesz mi się zwierzać. - szturchnęłam go. - No mów. - dodałam na zachętę.

~~Aleks~~
 As: Ech, te kobiety. - przewróciłem oczami uśmiechając się, ta pacnęła mnie w ramię.
M: Ech, ci mężczyźni. - powiedziała po mnie.
No nie wiem, powiedzieć jej czy nie? A dobra, co mi szkodzi... najwyżej.
As: Całej historii ci nie będę opowiadał, bo nie lubię o tym gadać. - westchnąłem. - Ojciec chciał żebym był bokserem, no niby go trenuję, ale nie lubię tego robić. Do tego napisał mi dziś, że załatwia mi jakieś zawody. - powiedziałem przeczesując ręką włosy. - Co ja mam mu powiedzieć?

~~Maggie~~
 No tak, ojcowie... Bokserem? Aleks? Nie pasuje.
M: Wiesz... powiedz mu, że nie chcesz, że nie pasuje ci taki zawód. - poklepałam go.
As: To nie takie proste...
M: Jesteś już dorosły, ty decydujesz co chcesz robić. - uśmiechnęłam się do niego.
Zaczęłam robić się coraz bardziej zmęczona. Wsłuchałam się w ciszę nocy. Aleks siedział i rozmyślał.
M: Nie jesteś zmęczony? - ziewnęłam.
As: Nie, . . . nie. - odpowiedział.
Zamknęłam oczy.

~~Aleks~~
 Dziewczyna zamknęła oczy, a ja dalej rozmyślałem. Żeby to było faktycznie takie proste, jak mówi.
As: Żeby to było takie łatwe. - powiedziałem samo do siebie.
Wstałem i poszedłem się przejść kawałek. Po pięciu minutach wróciłem. Położyłem się obok Szymka, który również spał. Następnego dnia obudziłem się wcześnie, przed wszystkim. Konie już trawkę żarły. Przeciągnąłem się i podszedłem do koni, dałem im po marchewce. Zacząłem robić pompki, tak jak codziennie. Nim się zorientowałem, Mag stała obok mnie i się mi przyglądała.
As: Wyspałaś się? - spytałem nie przestając ćwiczyć. - Bo ja nie. - dodałem.

~~Maggie~~
 Przeciągnęłam się.
M: Ja chyba też nie.
Aleks wstał z ziemi i uśmiechnął się.
As: Trzeba poszukać drogi powrotnej.
Po chwili siedzieliśmy na koniach. Podczas drogi gadaliśmy o różnych sprawach, a Yvo skakała po krzakach. Po godzinnej jeździe zobaczyliśmy w oddali stadninę.
M: Kto ostatni ten gapa! - krzyknęłam i pocwałowałam w stronę naszego celu.
Gdy dojechaliśmy wyczyściłam Siwkę i nakarmiłam. Wsadziłam sunię do auta i sama do niego wsiadłam.
M: Pa! - pomachałam Aleksowi.
Aleks odwzajemnił gest ręką i uśmiechnął się. Po dobie pełnej wrażeń wróciłam w końcu do domu. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz